Robert Zakrzewski
nsw-5g3e3zpjeuz9o1ij0b6mi1dj4lfmg2b1hisyh3g2lqzqe-k3efbz4s9bh4z205w-rbkfx3qeuapqrfuljj28fg6d6sa5p1lhmdw5fylqx4j30b4hs57-tykgqhz9koa5
-1
archive,paged,author,author-robert-zakrzewski,author-17,paged-49,author-paged-49,bridge-core-3.3.2,tribe-no-js,qode-optimizer-1.0.4,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,hide_top_bar_on_mobile_header,qode-smooth-scroll-enabled,qode-theme-ver-30.8.3,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-8.0.1,vc_non_responsive,elementor-default,elementor-kit-22119

Author: Robert Zakrzewski

To było szczęśliwe zakończenie spotkania, które w pewnym momencie zaczęło mieć dość niefortunny przebieg. Po wyrównanym boju szczypiorniści AZS Uniwersytetu Warszawskiego pokonali rezerwy Orlen Wisły Płock 26:25. Bramkę dającą wygraną zdobyli z rzutu wolnego już po końcowej syrenie.

Dawid Szpejna kontra „Nafciarze”, tak można opisać początek meczu rozgrywanego w sobotni wieczór w Centrum Sportu i Rekreacji UW. Już po dziesięciu minutach gry utrzymywał się wynik 5:2, a wszystkie trafienia dla gospodarzy zdobył szalejący na skrzydle, wspomniany już, zawodnik z numerem 22 na zielonej koszulce.

Zdobytą przewagę gracze AZS UW zdołali jeszcze nieco powiększyć, a rezultat na 15:11 przed przerwą ustalił płocczanin Kacper Wawszczak. Obie strony co prawda mogły mówić o pewnym niedosycie, bo zarówno zawodnicy AZS UW jak i Orlen Wisły II trafiali często w słupki oraz poprzeczki.

W drugiej części meczu na gola trzeba było poczekać niemal cztery minuty. Rzutową niemoc przełamał dopiero zawodnik przyjezdnych – Konrad Brzeziński, na co szybko odpowiedział bramką Miłosz Zawadzki. Gra robiła się coraz dynamiczniejsza, a trzy trafienia pod rząd zdobyte przez gości sprawiły, że w 40 minucie uniwerek prowadził tylko 17:16.

Ostatnie minuty zamieniły się w dreszczowiec. Trenerzy krążąc obok swoich ławek pokonywali kolejne kilometry i tracili głosy. W pewnym momencie zdawało się, że AZS UW odzyskuje kontrole nad przebiegiem rywalizacji. W 57 minucie Ernest Pilarski wykorzystał kontrę i dał prowadzenie azetesiakom 25:22.

Wydawać się mogło, że jest już po meczu. Jednak zawodnicy AZS otrzymali dwie kary czasowe, a „Nafciarze” wykorzystali grę w przewadze. Do bramki musiał też wrócić utykający Krzysztof Lipka i mimo problemów został jednym z bohaterów meczu. Wszystko po tym jak obronił akcję sam na sam z Filipem Witkowskim przy stanie 25:25.

Kiedy już wszyscy myśleli o serii rzutów karnych z ostatnią akcją ruszyła drużyna uniwerku. Piłka posłana została na prawą stronę do Miłosza Zawadzkiego, a ten został osaczony i sfaulowany równo z syreną końcową. Jak się okazało piłkę meczową i to dosłownie w swoich rękach trzymał już Wiktor Przybysz, który rzucił mocno nad murem. Później uradowany popędził sprintem przez całe boisko, a z gratulacjami ruszyli do niego wszyscy siedzący na ławce rezerwowych.

– Przyznam się, że w piątek na treningu zrobiłem to samo. Wtedy wyszło mi pierwszy raz w życiu, a teraz udało się powtórzyć. Ciesze się bardzo, bo gdybym tego nie trafił, to byśmy mieli rzuty karne. Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwy mecz, bo chłopaki z Płocka to ambitny zespół. Przez pewien czas mieliśmy grę pod kontrolą i przez własne błędy to straciliśmy – mówił po meczu Wiktor Przybysz.

Trener AZS Uniwersytetu Warszawskiego nie ukrywał zadowolenia, bo takiego finału nikt się nie spodziewał. Co do samego stylu gry swoich zawodników miał jednak zastrzeżenia.

– Uczulałem chłopaków, że zespół z Płocka jest młody, ambitny, grają szybko i na pewno będą chcieli się pokazać z dobrej strony. Oglądaliśmy jeszcze wideo w piątek, ale czy zrealizowaliśmy nasze założenia? Wydaje mi się że nie. Oczywiście ciesze się z trzech punktów, bo one przybliżają nas do celu jaki sobie postawiliśmy – ocenił trener Piotr Obrusiewicz.

Drużyna AZS UW zajmuje w tabeli grupy C 4 lokatę z dorobkiem 32 punktów i walczy o miejsce w pierwszej trójce. Miejsce w niej ma gwarantować pozostanie w nowej 1 lidze centralnej, utworzonej po połączeniu czterech obecnych grup.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Selerski

Od Warszawy przez Madryt i Sydney, wystartują uczestnicy ósmej edycji charytatywnego biegu Wings For Life. Z powodu ograniczeń impreza ponownie odbędzie się w wersji wirtualnej, jednak dzięki specjalnej aplikacji emocji nie zabraknie. W tym roku do akcji dołącza AZS Warszawa, który przygotowuje dla biegaczy kilka lokalizacji.

Nietypowy bieg w którym meta goni uczestników cieszy się dużą popularnością. Kolejną szansę na sprawdzenie swoich możliwości uczestnicy otrzymają tradycyjnie w drugą niedzielę maja. Wszyscy na całym świecie wyruszą o tej samej godzinie i tylko od ich tempa zależy ile kilometrów pokonają. Pół godziny po nich w wirtualny pościg wyruszy samochód, który z czasem będzie przyspieszać i doganiać kolejne osoby. Swój wynik będzie można sprawdzić w globalnym rankingu.

Najważniejszy jest oczywiście udział, dobra zabawa i wsparcie badań nad przerwaniem rdzenia kręgowego. Hasłem przewodnim imprezy jest „biegniemy dla tych, co nie mogą”. Od 2014 roku uczestnicy ze 195 krajów pokonali niemal 7 mln 400 tys km i zebrali ponad 29 mln euro.

Dla osób, które chcą przyłączyć się do akcji AZS Warszawa przygotowało trzy trasy i już planuje kolejne, tak by każdy mógł pobiec w swojej dzielnicy.  Wystartować będzie można na Bielanach, a dokładniej na kampusie Akademii Wychowania Fizycznego, gdzie czeka 2 km pętla. Nieco bardziej zróżnicowana runda przygotowana jest na Ursynowie i Starym Kampusie Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Pobiec można też na Pradze Południe w parku Skaryszewskim – miejscu znanym i lubianym przez stołecznych biegaczy, a historycznie związanym z AZS Warszawa. Wszędzie czekać mają punkty żywieniowe i przebieralnie.

– Uwielbiamy łączyć pomaganie i aktywność fizyczną. Do tej pory z zazdrością oglądaliśmy zmagania w Poznaniu, gdzie odbywała się polska edycja Wings For Life.  Teraz po raz drugi rozgrywana będzie edycja wirtualna i uważam, że jest to pewien kompromis, bo wyznaczona będzie trasa po której można pobiec. Znów można poczuć nieco atmosfery, choć nie będzie wspólnego startu. Zachęcamy, żeby każdy ruszał z innego miejsca, można też przybiec na nasze trasy i tu kręcić kolejne okrążenia. Chcemy uniknąć dużego gromadzenia ludzi, stąd pomysł na docelowe 18 lokalizacji w Warszawie. Myślę, że każdy lubi być częścią dużego wydarzenia, a to właśnie jest taka globalna inicjatywa. Można będzie biec, spacerować i jechać na wózku, bo kilka tras będzie do tego dostosowanych – mówi Rafał Jachimiak, wiceprezes AZS Warszawa.

szybkiebieganie.pl

Udział w tegorocznej edycji zapowiada maratończyk i ultra maratończyk Dariusz Nożyński, który rok temu zajął trzecie miejsce na świecie pokonując 67,1 km. W 2018 roku wygrał on polską edycję rozgrywaną w Poznaniu (66 km), a w 2019 roku był najlepszy na upalnej Florydzie (57,1km). Często spotkać można go trenującego właśnie w okolicach SGGW.

– Wirtualna formuła biegu wbrew pozorom dostarcza mi dużo frajdy. W przypadku klasycznego biegu od startu biegłem w bardzo wąskiej grupie zawodników, a od pewnego momentu już samotnie. Ekstremalnie było w np. Sunrise na Florydzie gdzie od pierwszych metrów biegłem sam. Dodatkowo trasa w klasycznym biegu zwykle ciągnie się poza miastem i obfituje w długie proste odcinki. Na takiej trasie przyznam, że biega mi się trudno bo wolę bieganie na pętlach – mówi Dariusz Nożyński i dodaje.

Zdaniem biegacza wirtualna rywalizacja daje też przewagę przy doborze trasy i optymalizacji warunków m.in. poprzez odpowiednie rozmieszczenie punktów z wodą.

– Jeśli biegamy z innymi uczestnikami może być jeszcze ciekawiej. To umożliwia wzajemne dopingowanie się. Część zawodników może np. biegać w odwrotnym kierunku. Pewne jest to, że o problemach z motywacją nie ma tutaj mowy. Podobnie jak przed rokiem zbieramy ekipę biegaczy i ruszamy do wyścigu. Co do moich założeń, w kontekście kilometrażu, to zawsze startuję w Wings, aby pokonać jak najdłuższy dystans. Zapewne jak zwykle ruszę mocno bez niepotrzebnych kalkulacji. Należy jednak pamiętać, że najważniejszy jest sam udział w biegu i wsparcie idei Wings – dodaje absolwent Politechniki Warszawskiej i medalista Mistrzostw Szkół Wyższych w latach 2000-2005 w lekkiej atletyce.

W Warszawie bieg z aplikacją odbywać będzie też m.in. w parku Młocińskim i organizowany jest przez AZS UKSW. Trasa jest płaska i prowadzi urokliwymi alejkami. Miłośnicy biegania po bieżni wystartować mogą na zaprzyjaźnionym stadionie OSiR Targówek przy ulicy Łabiszyńskiej. Szykuje się tam prawdziwy zawrót głowy.

Bieg Wings For Life odbędzie się 9 maja. Start nastąpi o godzinie 13. Udział możliwy jest dzięki pobraniu aplikacji na telefon i uiszczeniu opłaty (68,49 zł), która w całości będzie przekazana na badania kliniczne. Zapraszamy również do dołączania do naszej wirtualnej drużyny: AZS WARSZAWA

Autor: Robert Zakrzewski

Lokalizacje:

URSYNÓW

BIELANY

PARK SKARYSZEWSKI

PARK MŁOCIŃSKI

Szybkie akcje, efektowne szarże i przyłożenia, tego wszystkiego nie mogło zabraknąć podczas czwartego turnieju Mistrzostw Polski kobiet w rugby 7. Zawody rozgrywane były w niedzielę na obiektach Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. Atut własnego terenu wykorzystały zawodniczki z Bielan.

W coraz popularniejszej olimpijskiej odmianie rugby rywalizowało 10 zespołów, podzielonych na ekstra i 1 ligę. Zawodniczkom dopisywała słoneczna, choć nieco wietrzna pogoda. Emocji nie brakowało, a spotkania toczone były w ekspresowym tempie. Warto pamięć, że mecze w tzw. „siódemkach” trwają dwa razy po siedem minut, czyli znacznie krócej niż w tradycyjnym rugby piętnastoosobowym (2 x 40 min.). Gra jest toczona jednak przy dużo większej intensywności.

Walczące o awans do ekstraligi rugbystki AZS AWF rozpoczęły turniej od zwycięstwa nad Diablicami Ruda Śląska 14:10, a następnie pokonały Rugby Gietrzwałd 21:10. Zacięty pojedynek z rezerwami Legii przegrały dopiero po dogrywce 12:17. W ostatnim meczu o 7. lokatę azetesiaczki pokonały zawodniczki z Gietrzwałdu aż 43:0.

Dzięki korzystnemu układowi spotkań o 5. miejsce AZS AWF Warszawa zdołał awansować do ekstraligi na kolejny turniej w ramach Mistrzostw Polski. Zmagania odbędą się na początku maja w Krakowie.

– W turnieju biorą udział drugie drużyny Legii i Biało-Zielonych i one nie mogą awansować wyżej. Dla nich spotkanie o 5. miejsce było tylko meczem o zwycięstwo. Cieszę się, że awansowaliśmy z 1 ligi i w przyszłym turnieju będziemy mogli zmierzyć się z topowymi drużynami. Nie mogłem być na ostatnim turnieju z dziewczynami, ale obejrzałem tamte mecze i poprawiliśmy sporo. Jestem z nich bardzo zadowolony, bo zostawiły kawał serca na boisku. Szkoda tylko meczu z Legią II, gdzie przegraliśmy w dogrywce. Zabrakło chyba trochę tlenu i dokładności – ocenił Paweł Grabski, trener rugbystek AZS AWF.

W meczu o pierwsze miejsce nie było niespodzianki i w finale finalnie spotkały się dwie najlepsze drużyny tego sezonu. Naszpikowana reprezentantkami kraju drużyna Biało Zielonych Ladies Gdańsk wygrała z Legią Warszawa 31:0. Rugbystki z Pomorza przeszły przez turniej jak burza, tracąc we wszystkich spotkaniach tylko 7 punktów. Trzecia była drużyna Black Roses Posnania, która pokonała Juvenię Kraków 26:14.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Paweł Małaczewski (wio.waw.pl)

Uczestnicy Akademickich Mistrzostw Polski w ergometrze, do wiosłowania na sucho, rzucą się później niż pierwotnie planowano. Zmiana terminu na nowy, majowy, była podyktowana obawami przed przedłużeniem lockdownu. Jak się okazało, przypuszczenia były słuszne.

Pogarszająca się sytuacja pandemiczna, nazywana trzecią falą, zalała kraj oraz kalendarz imprez sportowych. W trosce o bezpieczeństwo uczestników zawodów Akademicki Związek Sportowy zdecydował się do 9 kwietnia zawiesić rozgrywki w ramach Akademickich Mistrzostw Polski i lig środowiskowych. Była to odpowiedź na wprowadzony ogólnopolski lockdown, który pierwotnie miał obowiązać do najbliższego piątku.

Jednak widząc codzienne liczby zakażeń trudno było oczekiwać poprawy sytuacji. Termin zawodów w ergometrze wioślarskim jednak nieubłaganie zbliżał się. Rywalizacja miała wystartować już 17 i 18 kwietnia. Ostatecznie impreza została przełożona na maj, a kilka dni później lockdown został przedłużony właśnie do trzeciej niedzieli kwietnia.

– Musimy liczyć na zrozumienie, bo staramy się żeby impreza się odbyła i przebiegała zgodnie z panującymi obostrzeniami. Dla nas bardzo istotne jest bezpieczeństwo oraz zdrowie uczestników. Jest to kolejny nietypowy rok i musimy się dopasować do sytuacji, a nie tylko do tego co byśmy chcieliśmy robić. Zdajemy sobie sprawę, że zawody odbędą się w tym czasie, gdy większość najlepszych zawodników będzie schodziła na wodę. Trudno jest jednak znaleźć inny termin, bo kalendarzu robi się ciasno. Mam też nadzieję, że uczestnicy podejdą z powagą do zasad DDM (Dystans-Dezynfekcja-Maseczka, red.), bo ich przestrzeganie pomaga nam realizować zadania – mówi Rafał Jachimiak, wiceprezes AZS Warszawa.

Organizatorzy, przy zmianie terminu, oprócz możliwości przeprowadzenia imprezy, pod uwagę brali też ograniczone możliwości w treningu i dostęp do sprzętu. Zdaniem ubiegłorocznej brązowej medalistki Magdaleny Bryk, taka trudna sytuacja zawodników trwa już od ponad roku.

– COVID drugi rok z rzędu krzyżuje plany sportowcom. Ja co prawda swoją przygodę ze startami akademickimi zakończyłam w ubiegłym sezonie, ale w tamtym roku chaos był chyba większy. Oczywiście głównym problemem było i jest zamknięcie obiektów. Większość z uczestników AMP trenuje w murach uczelni, które na początku marca 2020 r. zostały zamknięte, więc trzeba szukać alternatyw. Problem najmniej odczuwają zawodowi wioślarze zrzeszeni i trenujący w klubach sportowych. Nawet jeśli wcześniej kluby były zamknięte, to często zawodnikom udawało się wypożyczyć sprzęt do domu. Ja miałam to szczęście, że udało mi się pożyczyć ergometr z uczelni. Wiem też, że niektórzy zdecydowali się na zakup własnego sprzętu, albo już go wcześniej mieli. Jednak nie oszukujmy się, dla znacznej grupy uczestników obecna sytuacja ponownie oznacza jedynie treningi zastępcze w postaci roweru czy biegania. To niestety najpewniej odbije się na wynikach – mówi reprezentantka Szkoły Głównej Handlowej, która trzymać będzie kciuki za tegorocznych uczestników.

Akademickie Mistrzostwa Polski w ergometrze wioślarskim odbędą się w dniach 6-7 maja. Miejscem zawodów będzie tak jak przed rokiem Centrum Sportu i Rekreacji UW. Zapisy prowadzone są od nowa.

Organizatorem wydarzenia jest AZS Warszawa. Akademickie Mistrzostwa Polski są współfinansowane ze środków Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, a ich głównym sponsorem jest Grupa LOTOS.

Autor: Robert Zakrzewski

W tej grze chodzi o to, żeby jajowatą piłkę umieścić w polu punktowym przeciwnika. Choć zasady wydają się proste, to bez odpowiedniego budżetu trudno zbudować drużynę walczącą o tytuły. Przekonali się o tym rugbyści AZS AWF Warszawa, którzy jeszcze 13 lat temu cieszyli się ze złotego medalu mistrzostw Polski. Teraz walczą na zapleczu ekstraligi.

Na boisku przy ul. Marymonckiej, otoczonym tartanową bieżnią, grają i trenują rugbyści najbardziej utytułowanego klubu w Polsce. Azetesiacy na swoim koncie mają łącznie 35 medali w rugby 15-osobowym, z czego aż 16 razy cieszyli się z tego najcenniejszego medalu. Klub swój pierwszy tytuł wywalczył jeszcze w 1957 roku, gdy w Polsce wznowiono rozgrywki rugbystów po II wojnie światowej. Natomiast ostatni raz ze zwycięstwa w lidze AZS AWF cieszył się 51 lat później.

W 2008 roku po pokonaniu w finale Budowlanych Łódź na ich terenie 20:18 podopieczni Krzysztofa Folca – ówczesnego szkoleniowca, byli w sportowym niebie. Na ziemię sprowadziła ich jednak rzeczywistość, a brak funduszy sprawił, że nie udało się zatrzymać najlepszych zawodników. Dwa sezony później AZS AWF Warszawa spadł do 1 ligi. Na szczęście szybko klub zdołał wrócić do krajowej elity.

– Drużyna prowadzona przez Krzyśka rozsypała się, ale przełomowy był rok 2010. Wtedy spadliśmy pechowo, bo w ostatnim meczu nie udało nam się wygrać z Ogniwem Sopot. Zespół co prawda nie przestał istnieć, bo po sezonie wróciliśmy do ekstraligi, ale tylko na rok. To był jednak trudny moment. Zabrakło finansowania dla drużyn z miasta i nie mieliśmy się z czego się utrzymać – wspomina Marcin Danieluk, trener rugbystów AZS AWF Warszawa.

Ostatecznie azetesiacy pożegnali się z najwyższą klasą rozgrywkową w 2013 roku. W rywalizacji o nic już nie dające siódme miejsce przegrali dwa spotkania z Orkanem Sochaczew. Jak się okazało, to oznaczało też dłuższą przerwę w istnieniu sekcji, bo klub nie przystąpił w kolejnym sezonie w I ligi. Drużynę reaktywowano w 2015 roku i od II ligi, czyli trzeciego poziomu rozgrywek, zaczęła się odbudowa tego co zostało z dawnej potęgi.

– Postanowiliśmy mozolnie reaktywować sekcje. Było trochę młodzieży, która grała w latach 2010-2012, juniorów którzy dawniej zdobywali złoty medal Mistrzostw Polski w swojej kategorii,  oraz kilku starszych zawodników mających na koncie występy jeszcze u Krzyśka Folca. Były też nowe osoby, które odeszły z ówczesnej Legii. W tej chwili myślę, że średnia wieku drużyny to 27-28 lat, ale mamy wielu zawodników grubo po 30-tce. W tym wszystkim pieniądze to jedno, a druga rzecz to posiadanie wychowanków. W AZS AWF, który jest klubem typowo studenckim ten aspekt był przez lata nieco zaniedbany. Staramy się to zmienić, a Ania i Paweł Grabscy wykonują bardzo dobrą pracę w tym kierunku – opowiada trener sekcji męskiej.

W kwietniu wystartować ma runda rewanżowa rozgrywek I ligi. Jak do tej pory rugbyści AZS AWF zajmują trzecie miejsce w tabeli za Rugby Białystok i Posnanią Poznań. Stołeczna drużyna wciąż ma jeszcze szansę żeby bić się o awans, ale w klubie liczy się siły na zamiary.

– W żadnym wypadku nie cieszy nas tylko gra w 1 lidze. Ale z tym budżetem, który w tej chwili mamy, nie jesteśmy w stanie walczyć o więcej. Drużyny które myślą o awansie, jak np. Białystok są w stanie przyciągnąć do siebie na kontrakt zawodników, nawet tych z najwyższej klasy rozgrywkowej. My natomiast nie mamy takich możliwości. Ten zespół traktujemy jako tzw. „social rugby”. Gramy dla przyjemności, a że przy okazji udaje się komuś urwać punkty i zajmować miejsce w górnej części to nas bardzo cieszy – dodaje Marcin Danieluk.

Drużyna z Bielan stawia na wychowanie młodych zawodników, ale na efekty tej pracy trzeba będzie jeszcze poczekać. Nikt jednak nie mówił, że odbudowa sekcji będzie łatwym procesem. Warto przypomnieć, że zanim w 2008 roku AZS AWF mógł cieszyć się ze złotego medalu, to na ten moment czekał aż 20 lat, od 1988 roku. Pewnie dziś nikt na AWF nie myśli o takich sukcesach, ale miło by było przywitać się znów z Ekstraligą.

Dodajmy, że od 2012 roku przy Marymonckiej prężnie działa też sekcja żeńska w rugby 7-osobowym, która regularnie startuje w turniejach mistrzostw Polski. W sezonie 2019/2020 zawodniczki AZS AWF zajęły 6. miejsce.

Autor: Robert Zakrzewski

Foto: rugbyazs.pl

Owocna współpraca przy organizacji Akademickich Mistrzostw Warszawy i Akademickich Mistrzostw Województwa Lubelskiego w snowboardzie sprawiła, że oba środowiska planują kolejne wspólne działania. Połączeni pasją, ale też trasą S17 rozważają połączenie kilku lig środowiskowych.

Trwają dyskusje na temat tego, które z rozgrywek akademickich mogłyby zostać rozgrywane wspólnie, oraz na jakich zasadach. Rozmowy podjęte zostały jeszcze w lutym podczas narady odbywającej się w Kazimierzu Dolnym. Nie jest tajemnicą, że z powodu zdalnego nauczania część z konkurencji nie cieszy się dużym zainteresowaniem.

– Uważam, że byłoby to ciekawe rozwiązanie i mogłoby w przyszłości wpłynąć  nie tylko na lepszą frekwencję, ale też na zwiększony poziom zawodów. Dla studentów-sportowców z Warszawy i Lublina byłaby to szansa na sprawdzenie się na tle innych kolegów i koleżanek. Byłby to też poważny sprawdzian przed Akademickimi Mistrzostwami Polski – uważa Rafał Jachimiak, wiceprezes AZS Warszawa.

Pod uwagę brane jest m.in. rozegranie wspólnych zawodów Lublinie w piłce ręcznej i lekkiej atletyce, czy też regat na Jeziorze Zegrzyńskim, koło Warszawy. Na fali popularności serialu Gambit Królowej i dla zaznaczenia blisko 170 km dzielących oba miasta, nowością w programie mają być szachy korespondencyjne.

– Wspólnie możemy zdziałać więcej. To nie są łatwe czasy i wymagają od nas poszukiwania nowych rozwiązań. Mam nadzieję, że taka formuła zawodów się sprawdzi, bo już przykład rywalizacji w snowboardzie był tego dobrym prognostykiem – powiedział Marcin Kotowoda z AZS Lublin.

Dodatkowo, już we wrześniu w Lublinie odbyć ma się specjalna edycja zawodów „Od Młodzika do Olimpijczyka” z okazji jubileuszu 10-lecia istnienia akcji. Szykuje się impreza prima sort.

Autor: Robert Zakrzewski

Foto: Marcin Klimczak

Chociaż pandemia wyeliminowała żywiołowy doping na trybunach, to nie wyeliminowała stosowania zakazanych substancji przez nieuczciwych sportowców. Podnieść świadomość oraz wpłynąć na czysty sport mają takie akcje jak Play True Day, organizowane przez Światową Agencję Antydopingową (WADA). Kolejny jej finał odbędzie się już 9 kwietnia.

Tegoroczny temat kampanii brzmi „Co znaczy dla Ciebie – grać czysto?” i wystartuje 5 kwietnia w mediach społecznościowych. Organizatorzy zachęcają wszystkie osoby związane ze sportem do przyłączenia się do akcji w mediach społecznościowych. Wystarczy tylko oznaczyć swoją grafikę, nagranie video, lub zdjęcie hasztagiem #PlayTrueDay.

W ostatnim raporcie Polskiej Agencji Antydopingowej czytamy, że w „2019 r. wykryto o 32 substancje, metabolity, lub markery więcej niż w 2018 r. i o 62 substancje więcej niż w 2017 r.”. Na wyniki z zeszłego roku przyjdzie nam pewnie jeszcze poczekać, ale jednego możemy być pewni. W obliczu pandemii Polska i Światowa Agencja Antydopingowa stanęła przed poważnym wyzwaniem jak przeprowadzać testy, dbając o zdrowie kontrolerów i sportowców.

Promując postawy fair-play Akademicki Związek Sportowy przyłącza się do popularyzacji idei czystego sportu opartego na ciężkiej pracy, bez dróg na skróty.

– Jesteśmy organizacją, która w swoim statucie wpisane ma m.in. cele profilaktyczne, jak walka z różnego rodzaju patologiami. Niedozwolony doping uznajemy zdecydowanie za wroga sportowej rywalizacji. Stosowne zapisy mające zabezpieczać nas przed tym negatywnym zjawiskiem mamy wpisane m.in. w regulaminie Akademickich Mistrzostw Polski. Odnosimy się w nim do regulacji przyjętych przez partnerskie związki sportowe. W wybranych przypadkach np. trójboju siłowym, korzystamy z możliwości prowadzenia kontroli. Mamy poczucie odpowiedzialności za promowanie czystej rywalizacji w sporcie akademickim. Stowarzyszenie daje swoim członkom wiele przywilejów, ale bycie w tej społeczności to także zobowiązanie jako reprezentanta AZS, organizacji z zasadami, piękną tradycją a także osoby występującej w barwach uczelni, której postawa ma nie tylko znaczenie indywidualne ale i zespołowe organizacyjne. Osobiście większe znaczenie w walce z niedozwolonym dopingiem przypisuję właśnie odwoływaniu się do wartości, zasad niż badaniom i kontrolom. Doświadczenie uczy jednak, że czasem to nie wystarcza i także w sporcie akademickim musimy odwoływać się do twardych zasad i kar regulaminowych – powiedział Mariusz Walczak, wiceprezes ds. rozwoju Akademickiego Związku Sportowego.

Play True Day obchodzony jest na całym świecie każdego kwietnia, począwszy od 2014 roku.

Materiały edukacyjne

Autor: Robert Zakrzewski

Foto: materiał prasowy

 

Rewelacyjny beniaminek i zdobywca Pucharu Polski nie zwalnia tempa. Piłkarze wodni AZS Uniwersytetu Warszawskiego zwyciężyli oba weekendowe mecze przeciwko aktualnemu mistrzowi kraju – Polonii Bytom. Dzięki temu azetesiacy objęli samotne prowadzenie w ekstraklasie.

Sobotnie spotkanie rozgrywane na pływalni Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego od początku układało się po myśli gospodarzy. Już po pierwszej kwarcie waterpoliści AZS UW prowadzili 5:1. Ostatecznie z wody wychodzili ciesząc się wygraną 10:6. Najlepszymi graczami meczu zostali wybrani bramkarz AZS – Krzysztof Chałko i bytomianin Mateusz Bomba.

Zmiana czasu, a może i podrażniona ambicja mistrzów, sprawiła że niedzielny pojedynek miał zupełnie inny początek. Prowadzenie Polonii Bytom dał Patryk Cebo, a na dwie minuty przed końcem pierwszej kwarty wyrównał Nikita Chupryna. W drugiej części Białorusin zdobył kolejną bramkę i przy skromnym prowadzeniu AZS UW 2:1 drużyny płynęły na przerwę.

Trzecia partia zakończyła się wynikiem 4:3 dostarczając bramek i jeszcze więcej emocji. Podwyższenie gospodarzom mocnym rzutem dał Przemysław Rudziński, ale błyskawicznie odpowiedział Radosław Paczyna. Po dwójkowej akcji azetesiaków Emila Kalaty i Andrzeja Maciejewskiego, bramkę zdobył ten ostatni. Najskuteczniejszy zawodnik drużyny UW w tym sezonie, był dobrze pilnowany i musiał toczyć zaciętą walkę o pozycję.

W końcówce meczu ósmą bramkę dla gospodarzy zdobył wspomniany Przemysław Rudzki, a wynik meczu na 8:5 ustalił Cebo. AZS miał co prawda szansę na podwyższenie rezultatu, ale sekundy przed końcem nie wykorzystał rzutu karnego. Graczami meczu zostali wybrani: napastnik AZS UW Andrzej Maciejewski i Radosław Paczyna z Polonii Bytom.

– Wykonaliśmy nasze założenia i wiemy, że jesteśmy w stanie wygrać z każdym. To jest tylko kwestia tego na ile będziemy skupieni i nastawieni mentalnie. W każdym sporcie zdarzają się dni, że nic nie idzie i w niedzielę był właśnie taki mecz. Obijaliśmy poprzeczkę i nie trafialiśmy karnych, ale pomimo tego kontrolowaliśmy wynik meczu. To było nie do przecenienia dla zbierania doświadczenia bo nasz zespół jest młody – mówił Jakub Bednarek, trener AZS UW.

Waterpoliści AZS UW objęli prowadzenie w tabeli ekstraklasy z dorobkiem 18 punktów, druga w tabeli jest Polonia Bytom mając 6 punktów straty. Do rozegrania zostały jeszcze trzy kolejki. W ostatniej rundzie spotkań AZS czeka rewanż z drużyną ze Śląska. Wcześniej, bo pod koniec kwietnia azetesiacy rozegrają u siebie mecz z utytułowaną drużyną ŁSTW Łódź, która w tabeli zajmuje trzecie miejsce.

– Wszyscy mówią, że wystarczy pojechać do Bytomia i wygrać jeden mecz. Ale to nie prawda, bo trzeba wygrywać mecz po meczu. Przed nami spotkanie z Łodzią, która nie ma możliwości, żeby nam odpuściła. Oni niemal walczą o życie, bo jak nie urwą nam punktów albo Polonii, to nie będą mieli medalu po raz pierwszy od bardzo dawna. Dlatego skupiamy się na najbliższym meczu i nie patrzymy dalej – tonuje nieco nastroje trener.

Ostatni raz mistrzostwo Polski w piłce wodnej do Warszawy trafiło w 1965 roku dzięki zawodnikom Legii. Czy AZS UW powtórzy ten sukces po ponad 55 latach przekonamy się pod koniec maja.

Autor: Robert Zakrzewski

Foto: Paweł Małaczewski/(Warszawa i Okolice)

 

Chociaż piłkarki ręczne AZS Uniwersytetu Warszawskiego mają małe szanse na pozostanie w 1 lidze, to z rozgrywkami chcą się pożegnać honorowo. W spotkaniu z JKS San Jarosław przez długi czas prowadziły i były bliskie odniesienia pierwszego zwycięstwa w sezonie.

W sobotnim meczu rozgrywanym na dole tabeli faworytkami były zawodniczki z Podkarpacia, które przed 14 kolejką był na 8. miejscu w grupie C. Zaledwie dwie lokaty niżej, na pozycji zagrożonej spadkiem plasowała się drużyna uniwerku, która w tym sezonie przegrała wszystkie swoje spotkania. W listopadzie ubiegłego roku na wyjeździe azetesiaczki uległy drużynie z Jarosławia 17:27, i u siebie na pewno chciały pokazać się z lepszej strony.

Początek rywalizacji był bardzo obiecujący, bo już po czterech minutach zawodniczki AZS UW prowadziły 4:0. Duża była w tym zasługa obrotowej Julii Cichal, która zdobyła aż trzy bramki. Jednak liderka przyjezdnych Amanda Szymborska, która prowadzi w klasyfikacji strzelczyń 1 ligi, nie miała zamiaru oddać meczu bez walki. W 11 minucie razem z koleżankami doprowadziły do stanu 6:5.

Dzięki dwóm trafieniom niezawodnej Kamili Jabłońskiej-Strzępki, zawodniczki w żółtych strojach znów powiększyły swoją przewagę. Dobrze broniła bramkarka AZS – Dominika Staniec, która co jakiś czas efektownie pomagała drużynie. Na skrzydle szalała rozpędzona Agnieszka Ziętek dorzucając co pewien czas bramkę. Cała drużyna z Warszawy spisywała się bardzo dobrze, czego efektem było spokojne prowadzenie do przerwy (18:12).

Po zmianie stron rozpoczęła się pogoń drużyny z Jarosławia. Na początek dwa trafienia zdobyła Malwina Bartoszek, zmniejszając przewagę AZS UW do czterech bramek. Co prawda odpowiedziały jeszcze Aleksandra Staniec i wspomniana Ziętek, ale to był praktycznie koniec amunicji. W całej drugiej połowie azetesiaczki zdobyły tylko 9 bramek. Mimo ambitnej postawy nie udawało się trafiać z rzutów karnych i z akcji.

W 49 minucie zawodniczki z Jarosławia po trafieniu Igi Wicińskiej doprowadziły do remisu – 25:25, a później tylko szybko powiększały przewagę. Ostatnie minuty przebiegały całkowicie pod dyktando rywalek. Wynik spotkania na 27:32 ustaliła wspomniana Wicińska. Upragnione trzy punkty dopisały sobie przyjezdne i była to ich czwarta wygrana w tym sezonie.

– To był rywal na naszym poziomie i jak wskazuje wynik można było wygrać ten mecz. Na ostateczny rezultat składa się wiele rzeczy. My gdzieś nie wierzymy, że możemy zwyciężyć. Jak prowadzimy, to gra nam się dobrze, ale jak rywalki dochodzą bliżej to pojawia się jakieś usztywnienie. W głowie jest jakiś przełącznik, który sprawia, że zamiast grać, to zaczynamy kombinować i myślimy o tym, że jak to możemy wygrać. W mojej ocenie nasza gra fajnie wyglądała i mam nadzieję, że dziewczyny zobaczą że można. Tylko trzeba wierzyć i walczyć – mówiła po meczu Katarzyna Zglinicka-Skierska, trener AZS UW.

Najwięcej, bo po 6 bramek dla AZS UW zdobyły Agnieszka Ziętek i Kamila Jabłońska-Strzępka. Natomiast w drużynie JKS San Jarosław najskuteczniejsza była Amanda Szymborska, która zdobyła 8 goli.

Do końca rozgrywek pozostały jeszcze cztery kolejki. W klubie jest nadzieja, że mimo pandemii uda dokończyć sezon i będzie jeszcze szansa, żeby powalczyć o punkty.

– Wiadomo, że sytuacja nie jest korzystna dla nikogo, ale dopóki liga zawodowa może rywalizować, to będziemy trenować i grać. Zresztą cały czas walczymy o zwycięstwo – dodała rozmówczyni.

W grze o pierwsze miejsce i awans pozostają szczypiornistki AZS AWF Warszawa, które w sobotę pokonały w derbowym pojedynku UKS Varsovie 27:21. Już po pierwszej połowie zawodniczki z Bielan prowadził 14:4. W czwartek 1 kwietnia dojdzie do ciekawego pojedynku AZS AWF z ich bezpośrednimi rywalkami Suzuki Handball Korona Kielce. Zapowiadają się wiele emocji i to nie jest prima aprilis.

Autor: Robert Zakrzewski