Robert Zakrzewski
nsw-5g3e3zpjeuz9o1ij0b6mi1dj4lfmg2b1hisyh3g2lqzqe-k3efbz4s9bh4z205w-rbkfx3qeuapqrfuljj28fg6d6sa5p1lhmdw5fylqx4j30b4hs57-tykgqhz9koa5
-1
archive,paged,author,author-robert-zakrzewski,author-17,paged-36,author-paged-36,bridge-core-3.1.8,tribe-no-js,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,hide_top_bar_on_mobile_header,qode-theme-ver-30.5,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-7.8,vc_non_responsive,elementor-default,elementor-kit-22119

Author: Robert Zakrzewski

Przez lata stał za sukcesami polskich szermierzy, a informacja o jego odejściu zasmuciła całe środowisko sportowe. W dniu 2 listopada odszedł Mariusz Kosman – wybitny szkoleniowiec, mistrz fechtunku, prezes Klubu AZS AWF Warszawa, oraz członek Zarządu Polskiego Związku Szermierczego. Miał 66 lat.

Mariusz Kosman był absolwentem Akademii Wychowania Fizycznego i jako zawodnik stołecznego AZS AWF zdobył brązowy medal podczas Mistrzostw Polski w szpadzie indywidualnie w 1982 roku, oraz dwa lata później srebro w drużynie.

Jako trener pracował w takich klubach jak UKS Zagłoba, CWKS Legia, BFC Berlin, a zwłaszcza AZS AWF Warszawa. Prowadził też kadrę seniorów i juniorów w szpadzie. W dorobku jego zawodnicy i zawodniczki posiadają wiele medali zdobytych na różnych imprezach i w różnych kategoriach wiekowych.

Jego podpieczonymi były m.in. Magdalena Piekarska, oraz Danuta Dmowska. W 2005 roku przyszła minister sportu osiągnęła swój największy sportowy sukces, zdobywając tytuł indywidualnej mistrzyni świata w Lipsku. Była szpadzistka opublikowała w mediach społecznościowych wspólne archiwalne zdjęcie i złożyła kondolencje bliskim.

Trener Mariusz Kosman w zasłudze za swoją pracę był Odznaczony Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2005 roku uznany został za Trenera Roku przez Komisję Sportu Kobiet Polskiego Komitetu Olimpijskiego, a pięć lat później Trenerem Roku przez Polski Związek Szermierczy – poprowadził wtedy polskie szpadzistki do tytułu mistrzyń Europy drużynowo.

RZ

 

 

Każdym swoim meczem siatkarki JHN AZS Warszawa upamiętniają zmarłego prezesa – Jacka Henryka Nowakowskiego. Jednak spotkanie z Chemikiem Olsztyn rozgrywane tuż przed dniem Wszystkich Świętych jeszcze bardziej przywodziło na myśl zmarłego działacza i kibica siatkówki. 

Choć przed sobotnim meczem w tabeli II ligi wyżej o trzy miejsca plasowały się olsztynianki, to w praktyce drużyny dzielił tylko jeden punkt. Dlatego przed tym pojedynkiem trudno było wskazać zdecydowane faworytki. Pewne było tylko to, że zawodniczki JHN AZS nie poddadzą się bez walki, co pokazały już w dwóch meczach tego sezonu w których doprowadziły do tie-breaku. Tym razem było podobnie i o wszystkim decydować miał piąty set.

Sprawdziła się stara siatkarska maksyma mówiąca o tym, że kto nie wygrywa 3:0 przegrywa 2:3. Pierwsze dwa sety należały do drużyny z Olsztyna, a zwłaszcza druga partia wygrana aż 25:15. W tej części meczu siatkarki ze stolicy Mazur zmuszały do prostych błędów azetesiaczki, a i nie brakowało niewymuszonych pomyłek ze strony gospodyń. W przerwie musiało paść kilka mocnych słów, bo na trzecią odsłonę podopieczne trener Agaty Szustowicz wróciły odmienione.

Zawodniczki JHN AZS zdobyły kontaktowego seta dzięki dobrej zespołowej grze i punktom Eweliny Karsztun, Agnieszki Kowal czy Anny Wiadrowskiej. Trzecią partię wygrały 25:17, ale piłeczka wciąż była po stronie Chemika, który mógł przechylić szalę na swoją stronę. W czwartym secie popularne “Gwiazdeczki” pokazały, że znają drogę prowadzącą do wygranej, utrzymując kilkupunktową przewagę (25:19).

Piąty set od początku przebiegał po myśli AZS. Przed zmianą stron warszawska drużyna prowadziła 8:3. Później straty zaczęły odrabiać rywalki i w pewnym momencie zrobiło się 9:7, ale to był praktycznie koniec walki. Decydujący punkt na 15:8 zdobyła Agnieszka Kowal.

– W dwóch pierwszych setach dziewczyny nie mogły się pozbierać i robiły dużo błędów własnych. Gdy trzy dziewczyny zepsuły zagrywkę, to nie wiedziałam co z tego będzie. Jednak trzeci set był takim promykiem nadziei i dziewczyny złapały wiatr w żagle. To był nasz trzeci tie-break w tym sezonie, ale dopiero teraz wygrałyśmy. Jednak każdy punkt nas cieszy i możemy tak zbierać je do końca sezonu, choć oczywiście nie lubię przegrywać.- powiedziała po meczu trener Agata Szustowicz.

Najwięcej punktów, bo aż 21 dla JHN AZS zdobyła Ewelina Karsztun, w tym trzy z asów serwisowych.

– W trzecim secie wyszłyśmy na parkiet bardzo zmotywowane. Popełniałyśmy zdecydowanie mniej błędów niż w dwóch pierwszych partiach. Padło też kilka mocnych słów, których nie ma co cytować. Każda z nas dała dużo od siebie i to dało nam wygraną w kolejnych częściach meczu. Nasz prezes mówił, że najważniejsza jest radość i teraz to też jest też powtarzane przez trenerów. Gramy tak, żeby wynieść jak najwięcej radości z tych spotkań, bo jest to nasza pasja – mówiła po meczu Ewelina Karsztun, przyjmująca JHN AZS.   .

Dzięki temu zwycięstwu dwa cenne punkty dopisują sobie siatkarki JHN AZS Warszawa, a jeden pojedzie do Olsztyna. Azetesiaczki po pięciu kolejkach mają na koncie 7 oczek. W następnej kolejce czeka trudny mecz z wiceliderkami – AZS UMCS Lublin.

Prezes AZS LSW Warszawa Jacek Henryk Nowakowski zmarł nagle w kwietniu tego roku. Był on nie tylko działaczem, ale też wielkim kibicem siatkówki. Po jego odejściu drużyna rozgrywa spotkania już pod nieco zmienioną nazwą zawierającą inicjały byłego prezesa.

Autor: Robert Zakrzewski

JHN AZS Warszawa – Chemik Olsztyn
(21:25, 15:25, 25:17, 25:19, 15:8)

 

Piękna pogoda i jeszcze lepsza przygoda czekały na uczestników akcji „Frajdy miejskie”. W niedzielę blisko 45 drużyn wzięło udział w rodzinnym rajdzie prowadzącym głównie po terenie warszawskiego Ursynowa. Na swojej drodze spotkać można m.in. zawodników AZS AWF Warszawa.

Przez kilka godzin zespoły połączone więzami rodzinnymi lub przyjaźni zdobywały kolejne punkty kontrolne oraz wywiązywały się z różnych zadań. Łącznie do pokonania była trasa licząca ok. 10 km i zawierająca 12 stacji i wyzwań. W jednym z takich miejsc czekał wioślarz Maciej Zawojski u którego można było nieco zmęczyć się na ergometrze. Na uczestników czekała też lekkoatletka i olimpijka z Rio de Janeiro Emilia Ankiewicz, u której można było nieco pobiegać i spróbować sił na płotkach. Nie zabrakło przeciągania liny i czegoś o samej historii tej dyscypliny sportu.

To jednak nie był wyścig, a każdy kto dotarł na metę był zwycięzcą, oraz otrzymywał pamiątkowy medal. Zanim jednak w ogóle uczestnicy wyruszyli z terenu Starego Kampusu SGGW musieli rozwiązać zadanie wstępne. Rozszyfrowanie alfabetu Morsa i podanie hasła, było przepustką do otrzymania głównej mapy.

– Frajdy były dobrą okazją, żeby poznać różne sporty i formy aktywności. Na uczestników czekały ciekawe zadania angażujące wszystkich członków rodziny. Na ergometrze wioślarskim trzeba było przepłynąć 1000 m i większość mogła zrobić jedna osoba, ale wszystko trzeba było rozłożyć na cały zespół. Był też tenis i zadania na celność, w jednym z punktów były bule, przygotowaliśmy też szachy, oraz zadanie teatralne– opowiada Dawid Piechowiak, koordynator zawodów.

Impreza była świetną rozrywką dla dużych i małych. Zresztą jeden z zapisów regulaminowych mówił o tym, że w drużynie musi być jedna osoba pełnoletnia i jedna osoba poniżej 14 roku życia. Ponieważ taki spacer mógł trwać i 3 godziny, więc najmłodsi często przemieszczali się na rowerkach, na rolkach lub na hulajnogach. Nie wszyscy decydowali się na ukończenie całej mapy, a wybierali najbliższe punkty. Co i tak zajmowało trochę czasu.

– Atmosfera była bardzo rodzinna i spotkaliśmy wiele bardzo zadowolonych osób. Nie wszyscy dotarli do wszystkich punktów, ale nie to było najważniejsze. Celem było aktywnie spędzenie niedzieli w może inny sposób niż zwykle. Dostaliśmy bardzo pozytywny odbiór i cieszy nas bardzo, że impreza przypadła do gustu – dodaje rozmówca.

Jeszcze na początku września „Frajdy miejskie” odbyły się w Wilkasach. Przez kilka godzin w imprezie przypominającą wielką lekcję WF-u wzięło udział 300 dzieci z okolicznych szkół. Nie brakowało wyścigów rzędów, konkursów na celność, oraz pamiątkowych medali.

Organizatorem wydarzenia jest Fundacja Akademickiego Związku Sportowego. Partnerami są Akademicki Związek Sportowy Warszawa, Akademicki Związek Sportowy SGGW, oraz Team 360. Projekt współfinansowany ze środków Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Autor: Robert Zakrzewski

Labirynt taśm, urozmaicony teren i zmienna jesienna pogoda – to wszystko czekało na uczestników Biegu SGGW rozegranego na warszawskim Ursynowie. W zmaganiach wzięło udział ponad 200 osób walczących z wymagającą trasą i upływającym czasem.

W niedzielę po przerwie spowodowanej pandemią rozegrano kolejną edycję Biegu SGGW. Wszystko wskazuje, że termin październikowy zostanie zachowany na dłużej, bo do tej pory zawody wędrowały po kalendarzu. Jeszcze w 2018 i 2019 roku impreza odbywała się w maju i była prologiem popularnego Biegu Ursynowa.

Przez kilka godzin na terenie Starego Kampusu odbyły się marsz nordic walking, oraz biegi dla dzieci na dystansach od 200 m do 1 km. Nie brakowało pasjonującej walki z czasem, oraz dobrej zabawy. Punktem główny całych zmagań był bieg przełajowy na 5 km. Trasa składa się z dwóch okrążeń i wiodła krętym szlakiem pomiędzy wydziałami, przed Pałacem Rektorskim, oraz zieloną polaną.

Faworytem biegu był maratończyk i ultramaratończyk – Dariusz Nożyński, aktualny mistrz Polski na 100 km, znany również z licznych zwycięstw odniesionych w charytatywnym biegu Wings For Life. Absolwent Politechniki Warszawskiej nie dał szans rywalom i pokonał trasę w 17 minut i 27 sekund.

– Okolice SGGW to tereny gdzie zwykle trenuje. Choć przyznam, że rzadko już biegam przełaje i bałem się trochę żeby nie doznać jakiejś kontuzji na tej nierównej nawierzchni. Biegło mi się ciężko, bo mało startuję w warunkach gdy jest dużo nawrotów i trzeba się od nowa rozpędzać lub hamować. Ale to zawsze może być jakiś bodziec dla organizmu. Była to też dobra okazja, żeby przypomnieć sobie dawne czasy i taki akademicki charakter imprezy. Kiedyś startowałem przełaje w AMP-ach i z tamtych czasów do dziś biega wiele znanych twarzy – mówił po biegu Dariusz Nożyński.

Wśród pań najlepsza była Aleksandra Płocińska – dziewiąta zawodniczka Młodzieżowych Mistrzostw Europy na 1500 m. Studentka Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego pokonała dystans w 18 minut i 45 sekund, co dało jej rewelacyjne trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej.

– Trasa była super i bardzo mi odpowiadała zwłaszcza, że niedługo będą mistrzostwa Polski w biegach przełajowych. Łatwo na pewno nie było, bo czasem był podbieg, a momentami piach, ale biegło mi się luźno. Starałam się trzymać swoje tempo, ale jak zobaczyłam że jestem blisko dwójki mężczyzn to postanowiłam zaryzykować. Wyszedł mi więc bardzo fajny trening i dobra okazja do ścigania. Jestem na trzecim roku studiów i uczelnia często stara mi się pomagać, choć nie daje iść na łatwiznę – mówiła zabiegana studentka towaroznawstwa w biogospodarce.

W klasyfikacji studentów i pracowników Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego najlepsi okazali się Yarsolau Urbanovich (18:55), oraz wspomniana Aleksandra Płocińska. Natomiast w rywalizacji nordic walking najlepsi byli Marcin Świderek (31:14), oraz Zuzanna Bielecka (35:03). Dodajmy, że kilka osób biorących udział w marszu zdecydowała się zostawić na chwilę kije i pokonać trasę jeszcze raz tylko, że biegiem.

Organizatorami wydarzenia byli AZS SGGW i AZS Warszawa. Partnerami imprezy byli Dzielnica Ursynów m.st Warszawy, Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego,oraz Print Active Wear. Projekt współfinansuje m.st Warszawa.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Selerski

Wyniki mężczyzn:
1 Dariusz Nożyński (17:27)
2 Arkadiusz Grabowiec (18:30)
3 Yaroslau Urbanovich (18:55)

Wyniki kobiet:
1 Aleksandra Płocińska (18:45)
2 Joanna Tomczak (20:32)
3 Magdalena Kraczpulska (20:44)

 

 

 

 

 

 

Była uroczysta gala i zaproszeni goście, był też zacny bankiet aż do późnych godzin nocnych. Był „Konszabelant” i dyskusje po świt, czyli jednym słowem było perfekt. Wszystko to w Gdańsku, gdzie całkiem realnie, a nie zdalnie podsumowano sezon akademicki 2020/2021.

W czwartkowy wieczór w murach Europejskiego Centrum Solidarności pojawili się rektorzy największych polskich uczelni, przedstawicieli klubów i środowisk z całej Polski, oraz przedstawiciele sponsorów – Grupy LOTOS i PZU. Cała gala uświetniała obchody 100-lecia istnienia AZS Gdańsk. Trzeba przyznać, że to piękny wiek.

Wśród zaproszonych gości nie zabrakło azetesiaków, którzy zdobywali medale podczas igrzysk olimpijskich w Tokio: Agnieszki Kobus-Zawojskiej (AZS AWF Warszawa), Marii Sajdak (AZS AWF Kraków), Anity Włodarczyk, Karola Zalewskiego (oboje AZS AWF Katowice), Dawida Tomali (AZS Politechnika Opolska), Małgorzaty Hołub-Kowalik (AZS UMCS Lublin), Kajetana Duszyńskiego (AZS Łódź), oraz Anny Puławskiej (AZS AWF Gorzów Wielkopolski). Wszyscy oni otrzymali Złote Gryfy.

– AZS kojarzy mi się z hasłem: atmosfera, zabawa, sport. W sezonie startowym sport jest na pierwszym miejscu, a teraz, po tym największym sukcesie, jest atmosfera i zabawa. Jestem w AZS już od dziesięciu lat, skończyłam warszawską AWF i choć były różne propozycje, to jednak pozostałam w Warszawie w klubie AZS – mówiła Agnieszka Kobus-Zawojska w rozmowie z portalem pasjaazs.pl

Głównym punktem było podsumowanie Akademickich Mistrzostw Polski za sezon 2020/21. W klasyfikacji generalnej po raz drugi z rzędu zwyciężyła Politechnika Gdańska, wyprzedzając Akademię Górniczo – Hutniczą w Krakowie. Podium uzupełnił Uniwersytet Warszawski, który na pocieszenie triumfował w typie uniwersytetów. Łącznie sklasyfikowano ponad 120 szkół wyższych.

– Trzecie miejsce to dla nas pewna porażka, bo dawno nie byliśmy tak nisko. Zabrakło pewnej mobilizacji i trochę koronawirus pomieszał nam szyki, ale to pewnie wszyscy mieli takie problemy. Oddaliśmy pięć dyscyplin praktycznie walkowerem, a wystarczyło gdzieś znaleźć się w środku stawki żeby wygrać. Cieszę się jednak, że zwyciężył Gdańsk, bo w mają obchody swojego stulecia i na pewno był to kolejny powód do zadowolenia – powiedział mgr Włodzimierz Leśniewski, dyrektor klubu AZS UW

Wśród wyróżnionej czołowej piętnastki znalazła się Politechnika Warszawska, która w „generalce” była dziesiąta. Natomiast na wysokiej 14. pozycji uplasowała się Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego, dodatkowo wygrywając w typie uczelni przyrodniczo- społecznych.

– Jesteśmy bardzo zadowoleni z tegorocznych osiągnięć, choć oczywiście apetyty rosną. Nie będzie łatwo jednak będzie znaleźć się wśród najlepszej dziesiątki, ale nasi studenci na pewno postarają się o jak najlepsze wyniki. Nie tylko w nauce, ale też w sporcie. Co do samej gali, to byłem już na trzech i każda z nich była inna. Ale dzięki temu też każda wyjątkowa – powiedział Maksymilian Czeczotko, członek zarządu AZS SGGW, który odbierał nagrody w imieniu uczelni.

W zestawieniu szkół niepublicznych zwyciężyła Akademia Leona Koźmińskiego w Warszawie. Natomiast w klasyfikacji medalowej trzecie miejsce zajęła Akademia Wychowania Fizycznego w Warszawie z dorobkiem 10 medali złotych, 7 srebrnych i tylu samo brązowych.

Prestiżową nagrodę im. Eugeniusza Pietrasika otrzymały Hanna Matula z AZS Uniwersytetu Przyrodniczego i Weronika Wieżynis z AZS Uniwersytetu Gdańskiego. Nagroda Fair Play trafiła w ręce olimpijczyka Piotra Myszki oraz zespołu ds. Akademickiego Sportu Osób z niepełnosprawnościami. Natomiast AZS Warszawa wraca z „Zielonym Piórem AZS”, które otrzymał zazwyczaj stukający w klawisze klawiatury Robert Zakrzewski.

Gala Sportu Akademickiego poprzedzona była posiedzeniami rad i Zarządu Głównego AZS. Ożywione dyskusje na temat planów i wyzwań przenosiły się do hotelowych pokoi i przeciągały do wczesnych godzin rannych. Pozostaje wierzyć, że zaprocentuje to w przyszłości. Co działo się podczas balu organizowanego w ośrodku AZS w Górkach Zachodnich, zostaje na balu. Jednak przed kolejnym takim spotkaniem warto potrenować belgijkę.

Autor: Robert „Pismak Roku” Zakrzewski
Foto: Paweł Skraba

Tradycyjnie Święto Niepodległości zbiegnie się ze świętem sportu akademickiego. Przed nami 58. Varsoviada, czyli Igrzyska Studentów Pierwszego Roku. Pierwszoroczniacy będą mogli poznać smak zwycięstw odniesionych w barwach nowych uczelni i powalczyć o ogólnopolski finał.

W już nie tak kameralnej atmosferze jak przed rokiem, ale wciąż zachowując zasady bezpieczeństwa, młodzież akademicka rywalizować będzie w konkurencjach drużynowych i indywidualnych. Po krótkiej przerwie znów rozegrany zostanie bieg przełajowy, a w programie znajdzie się też ergometr wioślarski, pływanie, tenis stołowy, oraz koszykówka mężczyzn, koszykówka 3×3 kobiet, siatkówka i futsal.

Chociaż zmieniają się okoliczności w jakich rozgrywana jest impreza, to niezmienny pozostaje fakt, że udział w niej można tylko raz będąc studentem pierwszego roku, po raz pierwszy na nie przyjętym.

– Jest nam bardzo przykro, ale wiele osób straciło szansę, na to żeby wystartować w Varsoviadzie. Gdy większość osób była na zdalnym nauczaniu, to część koleżanek i kolegów startowała w Igrzyskach Pierwszego Roku. Zawody odbywały się, choć w mniejszym gronie. Ta jedyna szansa startu tworzy unikalny charakter zawodów, bo na igrzyska olimpijskie czy Uniwersjadę, można pojechać kilka razy. Oczywiście jeśli tylko ma się minimum – mówi Rafał Jachimiak, wiceprezes AZS Warszawa.

Wszystko zdaje się powoli wracać do normalności. O ile w 2020 roku wiele sekcji miało problem z pozyskaniem nowych osób, tak teraz kolejni studenci i studentki pytają jak dołączyć na zajęcia sportowe. Dodatkowo większy nacisk położony będzie na biegi przełajowe, których przy poprzedniej Varsoviadzie nie udało się rozegrać.

– Wrócili studenci na uczelnie i wrócił entuzjazm. Wydaje mi się, że wszyscy są spragnieni rywalizacji sportowej dlatego bardzo bym chciał, żeby znów wystartowało około 800 uczestników. W zeszłym roku z powodu obostrzeń nie udało się zorganizować biegów przełajowych i w tym roku chcemy z tego zrobić większe wydarzenie. Zwłaszcza, że 11 listopada nie będzie głównego Biegu Niepodległości organizowanego przez Aktywną Warszawę – wyjaśnia wiceprezes AZS Warszawa.

Varsoviada odbywa się nieprzerwanie od 1964 roku. Początkowo zawody rozgrywane były na stadionie Politechnika Warszawskiej, ale od lat goszczą na obiektach Akademii Wychowania Fizycznego. Stałym punktem Igrzysk Studentów Pierwszego Roku jest złożenie kwiatów pod pomnikiem patrona i założyciela AWF – marszałka Józefa Piłsudskiego. Okazja jest uroczysta, bo wydarzenie odbywa się 11 listopada i przypadającą wtedy 103. rocznicę Odzyskania Niepodległości.

– AWF Warszawa to uczelnia stawiająca na sport, dlatego z całego serca cieszymy się, że po raz kolejny będziemy gospodarzem tej wyjątkowej imprezy. Varsoviada to przygoda jedyna w swoim rodzaju, pełna niezwykłych emocji, a później wspomnień, które – jestem przekonany – pozostaną z Wami na bardzo długo. To również kapitalna okazja do tego, żeby odkryć w sobie sportową pasję lub talent. Zapraszam wszystkich warszawskich studentów do nas, do wspólnej zabawy w duchu zasad fair play. 11 listopada widzimy się na AWF! Trzymam za Was kciuki i życzę samych sukcesów, rekordów życiowych, ale przede wszystkim niezapomnianych pozytywnych wrażeń – mówi prof. Bartosz Molik, Rektor Akademii Wychowania Fizycznego Józefa Piłsudskiego w Warszawie.

Zgłoszenia do konkurencji drużynowych trwają do 28 października. Rejestracje do dyscyplin indywidualnych będą przyjmowane w dniu zawodów. Całe zawody zwieńczy tzw. „Trójbój Rektorski”, który jest okazją do bliższego poznania władz uczelni.

Organizatorem wydarzenia jest AZS Warszawa. Partnerami imprezy jest Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, m.st Warszawa, Akademia Wychowania Fizycznego, Uniwersytet Warszawski.

Autor: Robert Zakrzewski

STRONA: http://www.varsoviada.azs.waw.pl/

 

Patryk Stypułkowski i Anna Śleszycka zwyciężyli IX RUNbertów – Bieg Rembertowa. Prywatnie parę łączy coś więcej niż tylko sportowa pasja. Jak przyznali, to pierwszy raz, gdy wspólnie odnieśli wygraną. Dlatego radość z sukcesu była podwójna.

W niedzielę ulicami Starego Rembertowa wystartowało prawie 450 osób. Do pokonania mieli atestowaną 5-kilometrową trasę czekającą na nowe rekordy. Tym razem start znajdował się przy tzw. małej Kadrowej, a meta, tak jak w ubiegłym roku, czekała na terenie Liceum Ogólnokształcącego im. Tadeusza Kościuszki.

Zanim jednak ulice Rembertowa wypełniły się kolorowym tłumem, na szkolnym boisku rozegrano biegi dzieci. Na dystansach od 100 do 400 metrów rywalizowało łącznie 200 młodych adeptek i adeptów biegania w różnych rocznikach. Tradycyjnie zmagania te obfitowały w całą paletę emocji.

Po pasjonującym finiszu zwycięzcą biegu na 5 km został Patryk Stypułkowski z wynikiem 15:14 i o 3 sekundy wyprzedzając Radosława Gromka, który tak jak rok temu znów był drugi. Tuż po ukończeniu biegu triumfator wypatrywał swojej partnerki.

– Warunki do biegania były super, bo bardzo lubię biegać w takich jesiennych klimatach. Może tylko nie spodziewałem się, że przeciwnicy aż tak dopiszą. Ruszyłem od pierwszego kilometra mocno na dobry wynik, a na drugim kilometrze patrzę, ktoś mnie wyprzedza. Byłem lekko zdziwiony, ale przytrzymałem i szarpnąłem od 4 km z długiego finiszu – opowiadał na gorąco Patryk Stypułkowski, spoglądając w kierunku mety.

W zmaganiach pań również nie brakowało emocji. Pod koniec biegu Anna Śleszycka wyszła na prowadzenie i zwyciężyła z czasem 18:03. Jest to nowy rekord życiowy zawodniczki RKS Łódź, choć do złamania bariery 18 minut brakowało niewiele.

– Podczas biegu złapała mnie kolka, ale starałam się utrzymać tempo. Atmosfera była super, a kibice dopisali. Przyznam, że na trasie w ogóle nie myślałam o Patryku, bo byłam pewna że sobie poradzi. Skupiłam się na sobie, bo dziewczyny bardzo walczyły, a zwycięstwo rozegrało się w samej końcówce. Jeśli chodzi o biegi uliczne to jest mój rekord życiowy, ale chciałabym biegać jeszcze szybciej – mówiła zadowolona Anna Śleszycka.

W sumie aż 73 osoby pokonały 5 km w czasie poniżej 20 minut. W klasyfikacji Otwartych Akademickich Mistrzostw Warszawy i Mazowsza w biegach ulicznych najlepsi byli wspomniany już Patryk Stypułkowski z Wyższej Szkoły Kultury Fizycznej i Turystyki im. Haliny Konopackiej w Pruszkowie, oraz Sylwana Gajda z Uniwersytetu Warszawskiego, która uzyskała wynik 18 min i 10 sekund.

– Przyszłam tu bardziej towarzysko i jestem trochę zaskoczona tym, że tak dobrze mi poszło. Zaczęłam spokojnie, biegnąc kilka metrów za dziewczynami i po trzech kilometrach je dogoniłam. Później nawet wyszłam na prowadzenie, ale wiedziałam że koleżanka która ostatecznie wygrała czai się za moimi plecami. Na 500 metrów przed metą przyspieszyła i już nie udało mi się tego odrobić – opowiadała Sylwana Gajda, studentka antropozoologi.

W przyszłym roku odbędzie się jubileuszowy X RUNbertów – Bieg Rembertowa. Takie zawody dzielnicowe są doskonałą okazją do promocji, ale też szansą na integrację mieszkańców i dobrą zabawę.

– Bieg Rembertowa to jedna ze sportowych wizytówek naszej dzielnicy. Organizujemy ten bieg od dziewięciu lat i jest to już nasza tradycja. Bardzo cieszymy się, że mieszkańcy Warszawy i okolicznych miejscowości chcą biegać z nami. Z tego co słyszę wszyscy uczestnicy są zadowoleni i o to nam właśnie chodzi – mówiła Agnieszka Kądeja, burmistrz dzielnicy Rembertów.

Dodajmy, że w klasyfikacji najszybszych mieszkańców Rembertowa zwyciężyli Marek Jendrych (16:45) i Iwona Rek (19:30).

Organizatorem imprezy był Urzędu Dzielnicy Rembertów m.st Warszawy, a realizatorem AZS Warszawa. Partnerami wydarzenia byli Stołeczne Centrum Sportu Aktywna Warszawa, BiegnijZwierzu.pl, Stowarzyszenie Rembertów Team oraz Selgros Cash&Carry.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Sportografia.pl

Wyniki mężczyzn 

1 Patryk Stypułkowski (15:14)

2 Radosław Gromek (15:17)

3 Kamil Szymaniak (15:17)

Wyniki kobiet 

1 Anna Śleszycka (18:03)

2 Sylwana Gajda (18:10)

3 Joanna Trzcińska (18:36)

 

 

 

 

 

 

W sobotę na Kanale Żerańskim odbyła się piąta edycja zawodów Warsaw River Race. Tym razem na pierwszy plan wyszły konkurencje, które do tej pory odbywały się nieco w cieniu historycznej rywalizacji pomiędzy ósemkami Uniwersytetu Warszawskiego i Politechniki Warszawskiej.

Za wiosła chwyciły 22 osady rywalizujące w kategoriach open, amator, masters, oraz w smoczych łodziach. Zmagania czwórek odbywały się w formule head przypominającej nieco wyścig kolarski na czas. Łodzie startowały w odstępach wynoszących minutę, a do pokonania miały blisko 2000 metrów. Choć warunki na kanale wydają się bardziej sprzyjające niż na Wiśle, to tym razem zmagań nie ułatwiał mocny i chłodny wiatr.

Wśród uczestników spotkać można było olimpijczyka z Tokio – Szymona Pośnika oraz Natana Węgrzyckiego-Szymczyka – wicemistrza Europy w “jedynce” z 2020 roku. Startując w nieco eksperymentalnym składzie zajęli oni drugie miejsce w klasyfikacji Wars Open z czasem 10 min. i 15 sekund. Zwyciężyli Warsaw Rowing Club z rezultatem 9:45.

– Dostałem zaproszenie do osady od pana Ireneusza Borkowskiego, więc nawet nie sposób było odmówić. Przyznam, że lekko nie było, bo po drodze były zakręty i bojki, a do tego mija się osady które płyną na start. Trzeba było się też uwijać, bo płynęliśmy pod wiatr. Dodatkowo musieliśmy się zgrać w tej osadzie, bo nasz najmłodszy zawodnik miał 26, a najstarszy 83 lata. Najbardziej jednak cieszy mnie liczba łódek, bo w czasach kiedy ja zaczynałem tego nie było. Im więcej osób się w to bawi, tym lepiej – powiedział Szymon Pośnik, zawodnik AZS AWF Warszawa i reprezentant Polski.

W wyścigu osad żeńskich w kategorii Sawa Masters zwyciężyły zawodniczki z czwórki AZS AWF Warszawa z czasem 12 min.i 19 sek i wyprzedzając Przystań Poznań. Natomiast w rywalizacji męskiej – Wars Masters, górą była KS Posnania (10:23).

– To jest wymagająca impreza, bo wiosłując na Kanale Żerańskim trzeba cały czas zachowywać odpowiedni kierunek. Kanał w pewnym momencie zakręca i ważne jest w jaki sposób się w ten zakręt wejdzie. Samo to już ma wpływ na końcowy czas. Jak się płynie obok siebie to adrenalina jest odrobinę większa i jak się widzi, że kogoś wyprzedza to czuje się dodatkową motywację. Ale na kanale chyba byłoby trudno ścigać się tak obok siebie – mówiła Sandra Wieczorek, ze zwycięskiej żeńskiej ekipy.

Zwieńczeniem kilku godzin zmagań była rywalizacja ósemek licealistów. Oprócz osad z Warszawy pojawiły się też szkoły z Wrocławia i to właśnie wioślarze ze stolicy Dolnego Śląska okazali się najlepsi w klasyfikacji mężczyzn i mikst. W obu kategoriach górą byli uczniowie LO nr 10 im. Stefanii Sempołowskiej.

Przypomnijmy, że jubileuszowe 70 regaty pomiędzy Uniwersytetem Warszawskim i Politechniką Warszawską odbyły się 9 października na Wiśle. Po raz 12 z rzędu wygrali „inżynierowie”, choć UW było blisko sprawienia niespodzianki.

Organizatorem Warsaw River Race jest AZS Warszawa. Impreza współfinansowana ze środków Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, m.st Warszawy, Samorząd Województwa Mazowieckiego.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Klimczak

WYNIKI

 

Misje specjalne dla całych rodzin i odkrywanie trasy przy pomocy mapy – to wszystko czekać będzie na uczestników akcji „Frajdy Miejskie”, która odbędzie się już 24 października. Wystarczy zebrać rodzinę albo drużynę i przejść miejską grę. Udział jest darmowy.

Niezapomniana przygoda czekać będzie na śmiałków, którzy wyruszą w rajd prowadzący terenami warszawskiego Ursynowa i Mokotowa. Na liczącej ok. 10 km trasie umieszczonych będzie kilkanaście punktów kontrolnych. Żeby je zaliczyć uczestnicy będą musieli wykonywać zadania nie tylko sprawnościowe, ale i logiczne, Przygotowane gry będą okazją do wspólnej zabawy i wymagać mają pracy zespołowej.

– Tematyka zadań będzie odwoływała się do szeroko pojętej aktywności fizycznej i wydarzeń sportowych. W zależności od tego gdzie będzie punkt, to będzie trzeba nieco “poskakać” lub pomyśleć. Chcemy, żeby to była okazja do zabawy dla całych rodzin i żeby każdy mógł się wykazać – wyjaśnia Igor Błachut ze Stowarzyszenia Team 360, odpowiedzialny za przygotowanie mapy.

W wydarzeniu będą brały udział drużyny liczące od 2 do 5 osób w różnym wieku. Warunkiem jest to, że jedna osoba musi być pełnoletnia, a jedna poniżej 14 roku życia. Pierwsze zgłoszenia już napływają, a zespoły popisują się kreatywnością w nazwach takich jak „ Dzikie Węże: czy „Małe Prosiaki i Stare Warchlaki”. Oby tak samo dobrze szło im podczas rajdu.

– To nie jest typowy wyścig i tu nie jest istotny wynik. Chodzi nam o upowszechnianie sportu i pokazanie tego jak można w ciekawy sposób spędzić niedzielę, spróbować różnych form aktywności, oraz pokazać czym zajmuje się AZS. Na mecie każdy będzie zwycięzcą i na każdego będzie czekał medal – powiedział Dawid Piechowiak z ZG AZS, koordynator akcji.

Uczestnicy wyruszać będą z terenu Starego Kampusu Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Tam też będzie znajdować się biuro zawodów. Początek imprezy o godzinie 12, a zakończenie o 17. Wystartować można w dowolnym momencie.

Organizatorem wydarzenia jest Fundacja Akademickiego Związku Sportowego. Partnerami są Akademicki Związek Sportowy Warszawa, Akademicki Związek Sportowy SGGW, oraz Team 360. Projekt współfinansowany ze środków Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: archiwum

Zapisy: http://www.team360.pl/pl/entry/team/215

 

Oni latali po bieżni, a nad nimi latały samoloty – tak wyglądał finał jesiennego „Testu Coopera dla Wszystkich” rozgrywanego w Warszawie. W Ursusie przez ponad sześć godzin wystartowało 575 osób podzielonych na kilkanaście serii.        

W niedziele zakończyła się pewna biegowa trylogia. Po Targówku i Bielanach sprawdzian formy zawitał na stadion OSiR Ursus przy ul. Sosnkowskiego. W przeciągu ostatnich trzech tygodni wszyscy chętni mogli sprawdzić swoją formę w różnych częściach miasta i na różnych obiektach. Nie zmieniały się tylko zasady polegające na 12 minutowym nieprzerwanym biegu lub marszu. Po upływie czasu uzyskany dystans sprawdzano w specjalnej tabeli opracowanej przez amerykańskiego lekarza Kennetha Coopera.

Po raz kolejny dopisała piękna słoneczna pogoda i liczne grono uczestników w różnym wieku. Na bieżni nie brakowało 5-latków, oraz 55-latków. Osób debiutujących w tej imprezie jak i stałych bywalców, którzy jesienią podróżowali za „Testem Coopera dla Wszystkich” po całej Warszawie.

– Poszło mi rewelacyjnie, choć nastawiłam się że będzie gorzej, bo nie przygotowywałem się specjalnie pod ten test. Biegło mi się jednak dobrze, zwłaszcza w drugiej części dystansu. Wyszło mi 3400 metra i to jest wyrównanie mojego rekordu, który uzyskałem ostatnio na Targówku. Widocznie jakaś pamięć mięśniowa została. Żeby uskakiwać takie wyniki trzeba ćwiczyć. Lubię startować na bieżni i liczyć kolejne okrążenia. Mam już zakodowane jaki powinienem mieć czas na danym okrążeniu – powiedział nam Janusz Chrapek.

W Ursusie licznie startowali też przedstawiciele stołecznych placówek edukacyjnych uczestniczący w akcji „Wybiegaj sprzęt sportowy dla swojej szkoły”. Ta szkoła dla których pobiegło najwięcej osób wygra bon o wartości 1500 zł. Trwa liczenie wyników.

– Biegło się w miarę dobrze, a warunki dopisały, bo nie było zbyt zimno. U nas w szkole nie było poruszanego tematu „Testu Coopera”, ale ponieważ startowałem wcześniej w tej akcji, więc zebrałem kolegę i pobiegliśmy. To już mój czwarty udział w tej imprezie i bardzo mi się ona podoba – mówił Robert Sikora z liceum Hoffmanowej, który pokonał 2750 m.

Dodajmy, że to właśnie na stadionie OSiR Ursus odbył się jeden z największych, jeśli nie największy, warszawski „Test Coopera dla Wszystkich”. Jesienią 2018 roku impreza przyciągnęła ponad 1500 osób.

Warszawa zakończyła jesienne testowanie formy, ale „Test Coopera dla Wszystkich” to ogólnopolska akcja odbywająca się łącznie w trzynastu miastach. Ostatni etap odbędzie się 23 października w Białymstoku. Szansa na poprawę wyników już wiosną.

Organizatorem „Testu Coopera dla Wszystkich” jest AZS Warszawa. Partnerem projektu jest Ministerstwo Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu, PZU SA, Dobra Drużyna PZU, Narodowe Centrum Badania Kondycji Fizycznej, Firma Gepard, a także Dzielnica Ursus m.st. Warszawy.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Klimczak