10 lip Marzył o igrzyskach, teraz pełni na nich dyżur
To pewnie będzie najdłuższy, ale też najciekawszy dyżur w karierze. Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio o zdrowie polskich pływaków i nie tylko dbać będzie dr Krzesimir Sieczych – specjalista ortopedii i traumatologii, a w przeszłości wiceprezes AZS Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Na co dzień pracujący w Carolina Medical Center.
Udział w igrzyskach olimpijskich, to marzenie wielu sportowców. Wystąpić na najważniejszej arenie chciał również Krzesimir Sieczych, który w młodości uprawiał żeglarstwo, a w czasach studenckich był nawet Akademickim Mistrzem Warszawy. Jako sportowiec nie dane mu było jednak popłynąć z najlepszymi na świecie. Ale jako ekspert w swoim lekarskim fachu wkrótce odbierze nominację i razem z reprezentacją wyruszy do Tokio.
– To jest niesamowite wyróżnienie i spełnienie marzeń. Jako dzieciak trenowałem żeglarstwo i chciałem pojechać na igrzyska jako zawodnik. Życie potoczyło się jednak inaczej i jadę tam jako lekarz. To jest coś do czego przygotowywałem się od kilku lat pracując najpierw z kadrą podnoszenia ciężarów, a od czterech lat z pływakami. Drugi rok pracuję też w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej robiąc badania okresowe zawodnikom kadr narodowych. Dzięki temu poznałem sporą grupę zawodników jadących na igrzyska, ich problemy i dotychczasowe kontuzje. Mam nadzieje, że zdobyłem ich zaufanie – mówi dr Krzesimir Sieczych.
Na miejscu na lekarza czekają różne wyzwania. Praca podczas igrzysk to nie tylko leczenie poważnych urazów, ale pomoc w drobnych sprawach i konsultacje. Nawet szczegół jak problemy ze snem albo zatrucie może przekreślić lata przygotowań. Dlatego ważna jest współpraca całej misji medycznej. Dodatkowo igrzyska rozgrywane będą w nietypowej atmosferze, a lista obostrzeń i zasad jest długa.
– Jako lekarze będziemy odpowiedzialni za wiele rzeczy. Będziemy musieli zbierać próbki testów na COVID od naszych ekip i przekazywać je oficerom COVID-owym. Testy będą wykonywane co trzy dni. Także przed wylotem każda ekipa musi wykonać testy w autoryzowanym przed rząd japoński laboratorium. Na miejscu będzie obowiązywał nakaz noszenia masek. Wyjątkiem jest tylko start, posiłek i przebywanie samemu w pokoju. Każdy uczestnik będzie miał jeszcze po dwie aplikacje, które będą monitorowały gdzie się przemieszcza, oraz będzie tam trzeba odnotowywać temperaturę ciała – wyjaśnia.
Choć pływanie wydaje się być konkurencją nie obfitującą w kontuzje, to jednak pracy może nie zabraknąć. Zwłaszcza, że jego obowiązki nie ograniczają się tylko do pomocy pływakom, ale jako ortopeda będzie w Tokio do końca igrzysk.
– Pływanie to sport mało urazowy, a większość kontuzji to przeciążenia. Tu nie ma kontaktu z innymi zawodnikami i wszystko odbywa się w warunkach odciążenia. Jednym z częstych problemów z którymi się spotykamy są bóle barków wynikające z pracy ramion, a druga rzecz to ból odcinka lędźwiowego kręgosłupa. To jest spowodowane natomiast dużą ruchomością bioder i lędźwi. Jako koordynator ortopedii będę w Tokio do końca igrzysk. Oczywiście jesteśmy dostępni dla zawodników przez cały czas. Jedziemy tam dla nich, żeby czuli się bezpieczni i zdrowi, ale musimy też dbać o swoje zdrowie, bo zmęczony lekarz to zły lekarz – opowiada.
Lekarz reprezentacji olimpijskiej trzyma kciuki za wszystkich kadrowiczów, ale przyznaje że oprócz pływania najchętniej obejrzałby zmagania w żeglarstwie. Jednak z racji obowiązków i ponad 50 km dzielących areny w Tokio i Enoshimie – gdzie odbędą się regaty wątpi czy będzie miał taką możliwość. Jak zawsze najważniejsza będzie służba… służba zdrowia.
Autor: Robert Zakrzewski
Foto: archiwum prywatne