Robert Zakrzewski
nsw-5g3e3zpjeuz9o1ij0b6mi1dj4lfmg2b1hisyh3g2lqzqe-k3efbz4s9bh4z205w-rbkfx3qeuapqrfuljj28fg6d6sa5p1lhmdw5fylqx4j30b4hs57-tykgqhz9koa5
-1
archive,paged,author,author-robert-zakrzewski,author-17,paged-19,author-paged-19,bridge-core-3.3.2,tribe-no-js,qode-optimizer-1.0.4,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,hide_top_bar_on_mobile_header,qode-smooth-scroll-enabled,qode-theme-ver-30.8.3,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-8.1,vc_non_responsive,elementor-default,elementor-kit-22119

Author: Robert Zakrzewski

Nie brakuje domowych sposobów na to jak usunąć osad, jednak tym razem sunąć ma ich jak najwięcej. Wszystko w ramach Pucharu AZS Osad Wioślarskich, który odbędzie się 15 kwietnia w Warszawie. Zgłoszenia trwają. 

Chociaż wiosłowanie w osadach kojarzy się zwykle z łodziami i torami regatowymi, to tym razem z upływającymi sekundami i metrami uczestnicy zmierzą na sucho, startując na ergometrach. Będzie to pierwsza edycja Pucharu AZS Osad Wioślarskich, jest więc szansa na to by przejść do historii i zdobyć pierwsze medale.

Startujący w Pucharze AZS do pokonania będą mieli dystans 500 m zaprogramowany dla całej osady. To nie są sztafety więc wszyscy w tym samym czasie pracują o jak najlepszy wynik. Zawody odbywać będą się w czteroosobowych osadach w trzech kategoriach: kobiet, mężczyzn i mix, w skład w której wchodzić będą dwie kobiety i dwaj mężczyźni. Każdy klub AZS może zgłosić dowolną liczbę osad. W zawodach prowadzona będą klasyfikacje indywidualną osad oraz drużynowa uczelni.

– W tej imprezie chodzi o takie budowanie drużynowego charakteru. Czasem jest tak, że uczelnia ma bardzo mocnego zawodnika lub zawodniczkę albo kilkoro solidnych na zbliżonym poziomie. Teraz od nich zależy jak to mogą wykorzystać. Organizujemy to pierwszy raz więc zrezygnowaliśmy z podziału na kategorie wagowe. Zobaczymy jaka będzie frekwencja. Moim zdaniem najciekawiej zapowiadać może się tu kategoria mix. Postaramy się ustawić 16 ergometrów w jednej strefie tak,  żeby mogły rywalizować ze sobą cztery osady – opisuje Rafał Jachimiak.

Wydarzenie poprzedzać ma Akademickie Mistrzostwa Polski w ergometrze wioślarskim, które wystartują 16 kwietnia. Zapowiadają się dwa dni naładowane wat-ami na obiektach WAT. Przypomnijmy, że w walce o medale mistrzostw Polski studenci i studentki walczyć będą na dystansie 1000 m.

– Rozmawialiśmy ze specjalistami i rozgrywanie zawodów dzień po dniu nie powinno przeszkadzać uczestnikom, a może tylko zwiększyć frekwencję. Właśnie dlatego to robimy przy okazji Akademickich Mistrzostw Polski, żeby wzbogacić program i przyciągnąć kolejne osoby. Dodatkowo ten trud, który wkładamy w organizację AMP-ów będzie wykorzystany przez dwa dni, a nie tylko przez kilkanaście godzin – dodaje wiceprezes AZS Warszawa.

Puchar AZS Osad Wioślarskich odbędzie się 15.04 w hali sportowej Wojskowej Akademii Technicznej przy ul. Kartezjusza 1. Planowany początek zawodów o godzinie 17. Zgłoszenia przyjmowane będą do środy 5 kwietnia do godz. 17.00.

Organizatorem wydarzenia jest AZS Warszawa. Projekt wspiera Ministerstwo Sportu i Turystyki. Partnerem jest Wojskowa Akademia Techniczna w Warszawie, Polski Związki Towarzystw Wioślarskich, m.st Warszawa i Amatorska Sekcja Wioślarska.

Tekst: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Klimczak

Zgłoszenia: https://forms.office.com/e/NEkjU51UhU

Strona wydarzenia: https://azs.waw.pl/puchar-osad/

 

Po zaciętej walce koszykarze Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego odnieśli zwycięstwo nad zespołem UKSW 69:67. Podopieczni Kamila Rybaka w niesamowity sposób odrobili straty i doprowadzić do dogrywki. W niej lepsi okazali się już goście, ale emocji nie brakowało do samego końca.   

W środę, na warszawskich Młocinach, odbył się mecz na szczycie II ligi Akademickich Mistrzostw Warszawy i  dosłownie działo się w nim wszystko. Drużyna gospodarzy  UKSW zmierzyła się z liderem tabeli – Warszawskim Uniwersytetem Medycznym. Mimo wyraźnego prowadzenia gości, drużyna z Młocin dokonał wręcz cudu i od wyniku 41:57  zdołała odrobić straty doprowadzając do wyrównania 63:63! Zwycięzcę spotkania wyłoniła dopiero dogrywka. W niej okazał się lepszy WUM, który ostatecznie odniósł zwycięstwo 69:67. Jak do tego doszło? Wiemy.

Początek partii układał się po myśli gospodarzy gdyż to oni wyszli na prowadzenie (10:7). Było to możliwe, dzięki skutecznie skończonym atakom Dudka, który robił różnicę pod koszem rywali.  Następnie Cecot wykorzystał dwa przyznane rzuty wolne. Od tego momentu koszykarze UKSW złapali drobny kryzys i do końca pierwszej połowy nie grali już tak skutecznie. To pozwoliło wyjść drużynie gości na prowadzenie. Pierwsza kwarta zakończyła się wynikiem 17:12 dla drużyny Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

W drugiej kwarcie zespół WUM wciąż kontynuował swoją dobrą grę. Szybko oddane dwa trzypunktowe rzuty pozwoliły zbudować przewagę (23:12). Pierwsze punkty natomiast dla zespołu gospodarzy zdobył Konecki. Mimo to problem z rozgrywaniem  piłki wciąż miał zespół UKSW. Przełożyło się to na ich małą skuteczność w ataku. Drużynie z Młocin brakowało również szczęścia, gdyż często piłka po obręczy nie chciała wpaść do kosza. Do końca drugiej kwarty WUM nie dawał rywalom dużego pola do gry. Wynik spotkania wynosił 43:22 dla gości.

W ciągu pierwszej połowy, wydawało się, że koszykarze UKSW byli przytłoczeni wynikiem i elementem szwankującym była mentalność zawodników.

– Musimy popracować nad tym, żeby nasza mentalność i wiara sukces była od samego początku. W tym sezonie radzimy sobie naprawdę dobrze i jesteśmy na trzecim miejscu w tabeli i prawdopodobnie tak się zakończy. Powinniśmy wierzyć w sukces, ponieważ mamy świetny zespół i bardzo dobrze pracujemy na treningach i trochę to boli, że w pierwszej połowie daliśmy sobie wejść na głowę. Ciężko było odwrócić wynik spotkania, a mimo to prawie się udało- mówił w pomeczowym wywiadzie Kamil Rybka, trener koszykarzy UKSW.

Druga połowa przyniosła nieprawdopodobny obrót sytuacji. Od początku trzeciej kwarty koszykarze Kamila Rybaka zaczęli lepiej bronić. Rzutem za trzy punkty natomiast popisał się Konecki. Następnie zespół UKSW wykorzystał kontrę i powoli drużyna z Młocin zaczęła odrabiać straty przegrywając 27:43. Punkty dla podopiecznych Kamila Rybaka zdobywał również Cecot. Gospodarze powoli zbliżali się do prowadzącego WUM-u.

Goście jednak cały czas mieli mecz pod kontrolą i do końca trzeciej kwarty nie pozwolili na znaczne odrobienie strat drużynie UKSW. Kiedy na boisku wybrzmiała końcowa syrena zawodnikom WUM zostały przyznane dwa rzuty wolne, które zostały wykorzystane. Przed czwartą kwartą Warszawki Uniwersytet Medyczny schodził na przerwę, wciąż prowadząc nad zespołem UKSW.

To co przyniosła czwarta kwarta to niesamowity rollerocoster emocji i przebudzenie się drużyny Kamila Rybaka. Przy znacznej przewadze WUM wydawało się, że o odrobienie strat przez zespół gospodarzy może być ciężko. Ku zaskoczeniu wszystkich tak się właśnie stało. Warszawki Uniwersytet Medyczny w ciągu całej czwartej kwarty zdobył łącznie tylko osiem punktów. Zespół UKSW dobrze się bronił, a do tego większość ataków drużyny z Młocin kończyła się powiększaniem dorobku punktowego.

W pewnym momencie wynik na tablicy wynosił 56:50 dla Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i UKSW było już o krok od wyrównania. Jednak zespół gości w końcu się przełamał i zdobył pierwsze dwa punkty w czwartej kwarcie. Odpowiedź gospodarzy była szybka i jakże skuteczna, gdyż do swojego dorobku mogli dopisać kolejne trzy punkty. Emocje weszły na jeszcze większy poziom, kiedy zawodnik WUM nie wykorzystał dwóch przyznanych rzutów wolnych. Wtedy zawodnicy UKSW stanęli przed szansą na odrobienie strat, a Cecot wykorzystał dwa rzuty wolne. Kolejny skuteczny atak zawodników UKSW i udało się!  Wynik na tablicy wynosił 61:61.

Następnie zarówno drużyna gospodarzy jak i gości zdobyła po 2 punkty co przełożyło się na wynik 63:63, a do końca kwarty zostały tylko 44 sekundy. Ostatecznie żadnej z drużyn nie udało się przeciągnąć szali zwycięstwa na swoją korzyść. Do rozstrzygnięcia spotkania potrzebna była więc dogrywka.

W niej to ponownie przejęli kontrolę zawodnicy WUM, jednakże i w tej części spotkania nie obyło się bez emocji. Pierwsze punkty dla gości zdobył Kosior. Zespół UKSW nie wykorzystał dwóch rzutów wolnych, przez co zawodnicy Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego stanęli przed szansą na powiększenie przewagi. Tak się stało i dwa punkty dla gości zdobył Dziuba. Wynik spotkania nie był jednak przesądzony, gdyż po ataku Pałczyńskiego wynik wynosił 65:67 z korzyścią dla WUM. Emocje ponownie sięgnęły zenitu, kiedy sędzia przyznał dla zespołu UKSW dwa rzuty wolne, które mogły dać wyrównanie. Cecot wykonał swoją powinność, na tablicy widniał wynik 67:67.

Do końca dogrywki zostało już tylko kilkanaście sekund. Wtedy wydarzył się najbardziej czarny scenariusz dla koszykarzy UKSW. Do końca spotkania zostało ostatnie 5 sekund, zawodnicy WUM zebrali piłkę pod koszem, co w konsekwencji doprowadziło do faulu ze strony UKSW. Gościom zostały przyznane dwa rzuty wolne. Do ich wykonania przystąpił Kosior, który wytrzymał ciśnienie i odpowiedzialność jakie na nim spoczywała, oddając celne dwa rzuty.  Koszykarze Kamila Ryby mieli 5 sekund na odrobienie strat, jednakże rzut z dystansu nie okazał się celny. Drużyna Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego odniosła zwycięstwo 69:67.

Drużyna WUM skutecznie atakowała i między innymi to zdecydowało o zbudowaniu tak znacznej przewagi nad rywalem jednak że to rywale zaczęli od trzeciej kwarty odrabiać straty

– Nasza przewaga w pierwszej połowie wynikała ze skutecznych ataków, natomiast w drugiej połowie dostaliśmy lekcję, sprawdzian umiejętności i radzenia sobie pod presją, ponieważ rzuty przestały wchodzić, musieliśmy uspokoić grę, pograć więcej taktycznie. Wkradł się chaos i niezrozumienie ze sobą, stąd przeciwnikom udało się nas dogonić w wyniku. Została nam nerwowa końcówka, w której decydowało głównie szczęście –  powiedział Maciej Dziuba, zawodnik Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

W dogrywce ważną kwestią, okazały się zmiany personalne.

– W dogrywce zabrakło sił w obronie natomiast WUM bardzo dużo rotował składem. Gdy zobaczyłem, że nasza gra zaczęła funkcjonować praktycznie nie zmieniałem składu. Całą czwartą kwartę graliśmy jedną piątką i ostatnie pięć minut graliśmy bez zmian więc możliwe, że nie wytrzymaliśmy tego fizycznie – stwierdził trener Kamil Rybka.

Dzięki zwycięstwu jakie odniósł Warszawski Uniwersytet Medyczny, zawodnicy tego zespołu są o krok od awansu do I ligi koszykówki mężczyzn. Przed nimi zostały jeszcze mecze z Collegium Civitas oraz Akademią Sztuki Wojennej. Natomiast UKSW zagra w najbliższej kolejce z SGGP (29 marca).

Tekst: Korneliusz Zieliński / RZ
Foto: Korneliusz Zieliński

Zawodniczki Uniwersytetu Warszawskiego po raz pierwszy w historii pokonują drużynę AWF (3:2) i gonią liderki 1 ligi Akademickich Mistrzostw Warszawy – Vistulę.

W poniedziałkowy wieczór kibice akademickich rozgrywek wypełnili trybuny warszawskiego AWF-u. Spotkanie zapowiadało się na wyrównane, bo drużyny zajmowały odpowiednio trzecie i drugie miejsce w tabeli. Zawodniczki UW walczyły też o coś więcej i chciały odnieść pierwsze zwycięstwo nad drużyną AWF. Grając na własnym terenie, siatkarki z Bielan mogły liczyć na głośny doping.

Pierwszy set obfitował w skuteczne ataki po obu stronach siatki. Dobra zagrywka drużyny UW spotykała się ze świetnym przyjęciem u przeciwniczek. To jednak gospodynie goniły wynik i pozostawały kilka punktów za drużyną gości. Siatkarki UW spokojnie rozgrywały kolejne akcje, punktując zarówno na zagrywce, jak i w ataku. Pierwszy set – choć wyrównany (26:24) – należał do obecnego lidera tabeli, czyli UW.

Siatkarki z uniwersytetu wygrały również drugiego seta. Jego początek niewiele się różnił od pierwszej partii spotkania. Zawodniczki motywowały się wzajemnie do walki. Kilka skutecznych zagrywek z ich strony pozwoliło wyjść na pięciopunktowe prowadzenie pod koniec seta. Po drugiej stronie siatki momentami brakowało zgrania i koncentracji. Kilka nieudanych bloków przybliżyło przeciwniczki do zwycięstwa. Konsekwencja w ataku ostatecznie zaowocowała wynikiem 25:20.

– Na początku meczu zabrakło nam zgrania. Potrzebowałyśmy czasu, aby się wdrożyć w grę i później szło nam już coraz lepiej, stawałyśmy się pewne siebie. Były momenty rozkojarzenia w drużynie. Dlatego musimy popracować nad skupieniem i przede wszystkim nad zgraniem, bo ono jest nam najbardziej potrzebne – mówiła libero drużyny AWF, Amelia Kosobucka.

W przerwie przed rozpoczęciem trzeciej partii kapitan drużyny AWF – Maja Dziekańska – motywowała koleżanki, podpowiadając, jak rozegrać poszczególne akcje. Trzeci set to było przebudzenie dziewcząt z AWF. Wyraźnie zmotywowane, zdobywały kolejne punkty, nie pozwalając przeciwniczkom na zwiększenie przewagi. Kibice mogli obserwować kilka efektownych akcji w wykonaniu siatkarek, które nie odpuszczały nawet najtrudniejszych piłek. Drużyna trenera Piotra Najmowicza wyszła na prowadzenie i wygrała trzeciego seta – kończąc go efektowną kiwką.

W czwartą część meczu obie drużyny weszły z dużą dawką energii. Zawodniczki AWF skutecznie atakowały i nie zwalniały tempa. Drużyna gości imponowała skutecznym blokiem, nie zatrzymał on jednak gospodyń przed wyrównaniem wyniku w setach 2:2. Trener UW, Łukasz Kleczaj, wyjaśniał po meczu:

– W dwóch przegranych przez nas setach prowadziliśmy kilkoma punktami w trakcie ich trwania, ale pod koniec dziewczyny traciły koncentrację i pojawiały się błędy przy dograniu, dostawie w kontrze i kilka punktów pod koniec uciekało. AWF zagrał dobry mecz, tym bardziej że w ich zespole zabrakło nominalnej rozgrywającej. Miały mocne skrzydło i na tym opierały swoją grę. Miały też dobrą zagrywkę i obronę – ocenił trener.

Piąty set był nowym rozdaniem dla obu zespołów. Jednocześnie miał przesądzić o wygranej jednej z drużyn. Siatkarki wiedziały, że od zwycięstwa dzieli je jedynie 15 punktów. Zachowanie koncentracji i zimnej krwi było kluczowe. Tie-break był istną grą nerwów. Zawodniczki UW bezwzględnie wykorzystywały błędy rywalek.  Po stronie gości było słychać głośne okrzyki po rozegraniu udanych akcji. W końcówce spotkania kibice mieli okazję zobaczyć popis siatkarskich umiejętności. Zawodniczki trenera Łukasza Kleczaja były coraz bliżej historycznego zwycięstwa: przy wyniku 14:12 dla gości, po nieudanej zagrywce siatkarek z Bielan, drużyna UW zwyciężyła w ostatnim secie wynikiem 15:12.

–  Mogłoby się wydawać, że nasza drużyna gra stabilnie i ma kontrolę nad meczem. Dziewczyny włożyły bardzo dużo starań w to, aby pokonać AWF. Na przestrzeni czterech lat, od kiedy prowadzę drużynę, nie wygraliśmy z AWF, a dzisiaj to się udało. To nasze historyczne zwycięstwo, z czego bardzo się cieszymy. Jestem zadowolony, dziewczyny pokazały charakter i walczyły o każdy punkt. Bardzo cieszy dobra obrona, ale pomagaliśmy sobie też zagrywką. Przede wszystkim widać było pracę zespołową. Dziewczyny były opanowane, nie dawały się ponieść emocjom – dodał trener drużyny UW.

Koniec sezonu zbliża się wielkimi krokami. Zespół AWF czekają jeszcze dwa spotkania: z drużyną SGGW (28 marca) oraz z SWPS (3 kwietnia). Natomiast UW zmierzy się z liderkami tabeli – VISTULĄ (30 marca) oraz z siatkarkami PW (13 kwietnia).

Tekst/ Foto: Katarzyna Kołat

Jak po sznurku przebiegały Akademickie Mistrzostwa Warszawy we wspinaczce sportowej. Dwudniowy konkurs w rywalizacji na szybkość, trudność oraz boulderingu zdominowali studenci Uniwersytetu Warszawskiego. 

W miniony weekend w halach Obiekto i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego stawiły się osoby, które nie mają lęku wysokości i łamią prawa grawitacji. Pierwszego dnia rywalizacji na warszawskiej Pradze rozegrano zmagania w boulderingu. Tu górą i to dosłownie byli Katarzyna Kwiatkowska i Piotr Oleszczuk z Uniwersytetu Warszawskiego. Nie było to jednak ich ostatnie słowo.

Kolejnego dnia rywalizacja przeniosła się na Ochotę by wyłonić zwycięzców we wspinaczce na szybkość i na trudność. Zwłaszcza, ta pierwsza konkurencja cieszy się w naszym kraju sporym zainteresowaniem za sprawą rekordzistki świata – Aleksandry Mirosław. Teraz też frekwencja dopisała, bo w czasówkach brało udział 17 kobiet oraz 21 mężczyzn.

U panów pierwsze miejsce zarówno w wyścigu na czas jak i na trudność zdobył faworyt Piotr Oleszczuk z Uniwersytetu Warszawskiego. Natomiast u pań we wspinaczce na szybkość triumfowała Olga Lewicka z AWF. Natomiast we wspinaczce na trudność kobiet najlepsza była Katarzyna Kwiatkowska.

Konkurs dostarczył wiele emocji od początku do końca zawodów. Biegi we wspinaczce na szybkość, były bardzo angażujące nawet dla postronnego widza. Pewniakiem do zdobycia pierwszego miejsca w obu konkurencjach była ubiegłoroczna triumfatorka – Katarzyna Kwiatkowska. W eliminacjach uzyskała najlepszy wynik w pierwszej próbie pokonująć ścianę w 8:59, a w drugiej w 8,18 s.

Nie ulegało wątpliwości kto wygra. Jednak podczas finałowego starcia między obrończynią tytułu, a Olgą Lewicką z AWF Warszawa triumfowała ta druga. Fenomenem jest, to iż zwyciężczyni dawno nie miała kontaktu z tym sportem. Był to też pierwszy występ od lat reprezentantki uczelni z Bielan w Akademickich Mistrzostwach Warszawy.

– Nie trenowałam do zawodów 8 lat i dzisiaj był pierwszy raz na czasówkach, jestem zaskoczona moim wynikiem. Konkurs był na wysokim poziomie. Byłam przekonana co do ostatniej sekundy, że wygra Kasia Kwiatkowska – mówiła Olga Lewicka.

U panów, takich zaskoczeń nie było od początku murowanym kandydatem do pierwszego miejsca był Piotr Oleszczuk. W pierwszej rundzie eliminacyjnej zanotował wynik 5,38 by potem w drugiej rundzie poprawić się do 5,04 sekundy. W finale student Uniwerku przypieczętował swój sukces w postaci robiącego ogromne wrażenia wyniku 4,37 sekundy!

– Nie ukrywam, że całkiem fajnie było pobiegać, na pewno dało się pobiec trochę szybciej, ale w sumie to jest zadowolony, nie robiłem jakiś dużych błędów i koniec końców udało się wygrać. Byłem w miarę wyluzowany w kwestii podejścia do konkursu. Poziom konkursu był całkiem wysoki, niektórzy zawodnicy poprawili swoje czasy po eliminacjach. W ostatnim biegu o pierwsze miejsce było naprawdę blisko – powiedział Piotr Oleszczuk.

Następnie po krótkiej przerwie przystąpiono do wspinaczki na trudność. Większość zawodniczek i zawodników nie miało problemów z pokonaniem trasy, a decydującym elementem o zwycięstwie w eliminacjach był czas. Według samych zawodników jak i koordynatorów konkursu panowało zdanie, iż ze względu na zaawansowanie zawodników trasa eliminacyjna była za prosta. Dopiero w finałowej rundzie, trudniejsza trasa wspinaczkowa wzbogacona o wiele niełatwych rozwiązań zdała egzamin.

Rundę eliminacyjna kobiet wygrała Katarzyna Kwiatkowska uzyskując wynik 1 min. 05 sekund, a mężczyzn Piotr Oleszczuk z dorobkiem 40 sekund. Zwycięzcy eliminacji potwierdzili swoją formę w finale i zdeklasowali rywali. Katarzyna Kwiatkowska pokonała trudniejszą trasę w 1,06 sekundy. Piotr Oleszczuk uporał się ze wspinaczką w 48 sekund.

– Myślę że droga finałowa była trochę za łatwa, bo zrobiły ją trzy dziewczyny. Sama droga była przyjemna. Z trudności jestem zadowolona, myślę że miałam dobre tempo – skwitowała zwyciężczyni konkursu na trudność – Katarzyna Kwiatkowska, studentka Uniwersytetu Warszawskiego.

Zawody obfitowały w wiele emocji, odznaczały się wysokim poziomem, wielu zawodników przechodziło trasy bez problemów..

-Eliminacje zawodów wyszły fajnie ale, było trochę za łatwo, zbyt wielu zawodników ukończyło drogę. Pierwsza droga konkurencji na trudność była za prosta. Średnia zawodników idzie do góry co skutkuje tym, że każdy przechodził pierwszą drogę. Trzeba zwiększyć próg dróg eliminacyjnych. Droga finałowa natomiast zdała egzamin, zwłaszcza u mężczyzn, dwóch zawodników skończyło drogę, z bardzo dużą różnicą czasową. U dziewczyn skończyły drogę, aż 3 zawodniczki.  Wygrali faworyci, nie ma zaskoczeń co do zwycięzców konkursów- skomentowała Marta Czajkowska, kierowniczka zawodów wspinaczki

W klasyfikacji drużynowej mężczyzn zwyciężyła Politechnika Warszawska posiadająca równy skład, a wśród kobiet najlepszy był Uniwersytet Warszawski. Dla uczestników konkursu był to ostatni sprawdzian przed Akademickimi Mistrzostwami Polski we wspinaczce sportowej, które odbędą się w Katowicach w dniach 23 do 26 marca.

Tekst: Paweł Pawlak / RZ
Foto: Marcin Selerski

AMWiM – bouldering

kobiety
1. Katarzyna Kwiatkowska (UW)
2. Natalia Dymek (PW)
3. Julia Milencka (UW)

mężczyźni
1.Piotr Oleszczuk (UW)
2. Bartosz Wilczyński (PW)
3. Jakub Szota (WAT)

Siatkarki Collegium Civitas uległy lepiej dysponowanym zawodniczkom Akademii Leona Koźmińskiego 0:3 w meczu II ligi Akademickich Mistrzostw Warszawy. Drużyna “Koźmina” zdominowała przeciwniczki, a kluczem do zwycięstwa okazała się dobra zagrywka. 

W piątkowy wieczór na warszawskim Żoliborzu siatkarki Collegium Civitas stoczyły pojedynek z reprezentantkami Akademii Leona Koźmińskiego. Gospodynie szukały swojego pierwszego zwycięstwa w tym sezonie. Natomiast wygrana rywalek oznaczałaby odrobienie strat do liderek rozgrywek II ligi – Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

W przeciągu trzech setów to zawodniczki ALK pokazywały jakość i precyzję na boisku. Szczególnie było to widoczne w zagrywce, z której przyjęciem miały problem siatkarki Collegium Civitas.

= Od początku naszym głównym założeniem było utrudnienie gry przeciwnikowi stąd nasze skupienie w tym elemencie – powiedziała Natalia Marek, kapitan zespołu Akademii Leona Koźmińskiego.

Początek pierwszego seta był bardzo wyrównany i żadna z drużyn nie mogła odskoczyć rywalkom na kilka punktów. Najwięcej działo się w zagrywce, gdzie punkty dla zespołu Collegium Civitas zdobywały Petrova i Piętka. Po stronie przeciwnej to Natalia Marek jaki Julia Marciniak punktowały w tym elemencie. Obydwa zespoły prezentowały się równie dobrze w ataku jak i zagrywce.

Od wyniku 7:7 zaczęło się to jednak zmieniać i to zawodniczki “Koźmina” powoli uwypuklały swoją jakość. As Julii Marciniak oraz skuteczne ataki Natalii Marek jak i pojawiające się błędy po stronie Collegium Civitas pozwoliły odskoczyć zawodniczkom ALK na sześć punktów przewagi, a wynik wynosił 15:9. Prowadzenia w tym secie siatkarki Koźmińskiego nie oddały, a dodatkowo seria asów serwisowych, jaką zafundowała Liza Mikhailava, przypieczętowała zwycięstwo w pierwszym secie.

W drugim secie zawodniczki ALK od początku zaczęły budować bezpieczną przewagę nad rywalkami między innymi dzięki asom Julii Dufanets oraz błędom popełnionym przez siatkarki Collegium Civitas. Wynik spotkania wynosił już 4:0. Gospodynie zdołały odrobić tę stratę, zdobywając trzy punkty z rzędu, a punkt z zagrywki zdobyła Anastasiia Petrova.

Nie wytrąciło to jednak z dobrej gry siatkarek ALK, które dzięki skutecznej grze w ataku oraz bloku ponownie zaczęły odskakiwać rywalkom. W ataku szczególnie wyróżniała się zawodniczka Akademii Leona Koźmińskiego – Marlena Skórnóg.  Błędy, które zaczęły wkradać się w szeregi zespołu Collegium Civitas oraz skuteczna zagrywka Skórnóg pomogły ponownie zbudować bezpieczną przewagę nad rywalkami, a wyniki spotkania wynosił 15:6 dla zespołu gości. Na boisku wyróżniała się zawodniczka ALK – Paulina Daremiak, która poprzez dobrą grę blokiem oraz mocnymi atakami pozwoliła zwiększyć przewagę nad rywalami wynoszącą aż 10 punktów. Drugi set pewnie wygrały zawodniczki Akademii Leona Koźmińskiego, co odzwierciedla również wynik drugiej partii, wynoszący 25:11.

Trzeci set przyniósł małe niespodzianki, ale również był to pokaz jakości jakie prezentowały w przeciągu całego spotkania zawodniczki ALK. Na początku trzeciej partii to siatkarki Collegium Civitas objęły czteropunktowe prowadzenie. Zespół gości miał problem z przyjęciem zagrywki, gdzie aż trzy punkty z rzędu zdobyła Anastasiia Petrova. Reakcja sztabu była szybka i po wzięciu przerwy w grze, zawodniczki Akademii Leona Koźmińskiego zaczęły dominować do końca trzeciej partii.

Wzięcie czasu okazało się skuteczne, gdyż po jego zakończeniu Petrova popsuła zagrywkę. Następnie punkt z ataku zdobyła Paulina Daremiak. Od wyniku 4:2 zawodniczki ALK, zaczęły uwypuklać swoje atuty i zdominowały rywalki. Zaczęło się od czterech asów serwisowych Julii Marciniak. Problem z przyjęciem zagrywki miały siatkarki Collegium Civitas, przez co zespół ALK zaczął wyraźnie odskakiwać od rywalek nie tylko wynikiem, ale również jakością. Taki obrót sytuacji spowodował, że trener siatkarek Collegium Civitas postanowił wziąć timeout. Niewiele on jednak pomógł, gdyż Julia Marciniak ponownie posłała trzy asy serwisowe, a w międzyczasie Mikhailava wykorzystała przechodząca piłkę. Liza Mikhailava pokazała również jakość w zagrywce, gdzie zdobyła trzy asy serwisowe, a wynik spotkania wynosił aż 20:8. Siatkarki Akademii Leona Koźmińskiego prezentowały się również dobrze w ataku. Od stanu 20:8 zawodniczki Collegium Civitas do końca trzeciej partii zdobyły zaledwie dwa punkty, a cały set padł łupem siatkarek Akademii Leona Koźmińskiego, które wygrały ostatniego seta 25:10 a w całym spotkaniu odnosząc zwycięstwo 3:0.

– W trzecim secie zagrałyśmy na zupełnie innych pozycjach co skutkowało lekkim pogubieniem zespołu. Na nasze szczęście w bardzo szybkim czasie udało się odwrócić wynik na nasza korzyść – stwierdziła Natalia.

Siatkarki ALK w najbliższy wtorek czeka stracie z zawodniczkami Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Obecnie obydwie drużyny mają obecnie tyle samo punktów tabeli przez co wtorkowe stracie będzie niezwykle emocjonujące i kto wie czy nie wyłoni drużynę, która bezpośrednio awansuje do I Ligi siatkówki kobiet.

Tekst: Korneliusz Zieliński
Foto: ALK

Koszykarki AWF prowadzące w rozgrywkach I ligi pokazały, że nie przez przypadek zasiadają w fotelu liderek. W swoim ostatnim meczu rozgrywanym w ramach drugiej rundy AMWiM pokonały drużynę Szkoły Głównej Handlowej 57:43. Mimo problemów, które pojawiły się w trzeciej kwarcie, to właśnie drużyna z Bielan wyszła z tego starcia zwycięsko.  

Druga runda AMWiM powoli dobiega końca, a jednym z ostatnich meczów tej fazy było starcie między drużyną AWF prowadzonej przez trenera Kacpra Rydzka i zespołem Szkoły Główny Handlowej. Dla obydwu ekip zwycięstwo w tym meczu miało inne znaczenie. Koszykarki AWF zajmują obecnie pozycję liderek i potencjalne zwycięstwo dawało im tylko utrzymanie tej pozycji. Natomiast dla drużyny SGH, każdy punkt jest cenny, gdyż obecnie plasują się na czwartym miejscu i do meczu z zespołem AWF podchodziły z tylko jednym zwycięstwem w lidze.

Pierwszą kwartę spotkania rozgrywanego w poniedziałek w hali przy ul. Marymonckiej można nazwać festiwalem rzutów za trzy punkty. Chociaż początek rywalizacji nie obfitował w liczne zdobycze punktowe, to od stanu 6:5 dla drużyny SGH mecz nabrał wyraźnego tempa. Zawodniczki AWF skutecznie oddawały rzuty za trzy punkty, dzięki czemu przewaga nad rywalkami stopniowo zaczęła się powiększać w pewnym momencie wynosząc 14:6. Takim wynikiem również zakończyła się też pierwsza kwarta.

Druga część spotkania również należała do zespołu AWF. Już na początku drugiej odsłony zawodniczki SGH miały szansę do odrobienia strat, po przyznanych dwóch rzutach wolnych. Wawrzyniak udało wykorzystać się jeden z nich. Odpowiedź drużyny gospodarzy była jednak szybka i Jeleńczak podobnie jak we wcześniejszej kwarcie oddała rzut za trzy punkty. Zawodniczki Kacpra Rydzka panowały nad sytuacją na parkiecie stopniowo powiększając przewagę. Drużynie SGH brakowało w drugiej kwarcie skuteczności w ataku, co wykorzystywała drużyna AWF. Końcówka drugiej kwarty obfitowała ponownie w trzypunktowe zdobycze, między innymi zawodniczka SGH. Wspomniana Wawrzyniak oddała skuteczny rzut za trzy punkty, podobnie jak Nowicka i Surowińska z drużyny przeciwnej. Druga kwarta zakończyła się więc wynikiem 32:19 dla zespołu AWF.

Trzecia odsłona spotkania należała do najbardziej emocjonującej spośród wszystkich czterech części. Drużyna SGH jako pierwsza zaczęła punktować między innymi dzięki celnemu rzutowi Antczak. Mecz z każdą akcją robił się coraz bardziej zacięty. Koszykarki Szkoły Głównej Handlowej zaczęły odrabiać straty i po rzucie za trzy punkty Wawrzyniak strata do prowadzącej drużyny AWF wynosiła już tylko 7 punktów. Sytuacja gospodyń robiła się coraz bardziej trudniejsza, ponieważ lekkiego urazu doznała Julia Surowińska, która musiała opuścić boisko. Od tego momentu, zawodniczki  AWF musiały wykrzesać z siebie dodatkowe siły, gdyż SGH nabrało wiatru w żagle i konsekwentnie odrabiało straty i przegrywało już tylko 30:35.

Zawodniczki AWF stanęły jednak na wysokości zadania. Pod koniec trzeciej kwarty drużyna gospodarzy zaczęła skutecznie punktować, dzięki czemu do przerwy udało się utrzymać prowadzenie 43:34. Lekki uraz rozgrywającej okazał się być problemem dla drużyny AWF, z którego udało się jednak wybrnąć.

– Uraz, którego doznała jedna z naszych zawodniczek wbrew pozorom miał dla nas duże konsekwencje, ponieważ po zejściu Julii z boiska ,drużyna z SGH zaczęła gonić wynik. Julia od dłuższego czasu ma problemy z kolanem, ponieważ w poprzednim sezonie zerwała więzadła, jednak dzięki rehabilitacji mogła wrócić do gry. Jednakże nie jest już to 100%. Kiedy zobaczyłem, jak kolano zgina jej się w przeciwną stronę napędziła całej drużynie niezłego stracha, ale koniec końców okazało się, że to lekki uraz a nie powrót poprzedniej kontuzji. W następnej kwarcie weszła na boisko i pomogała dziewczynom podwyższyć końcowy wynik – skomentował trener drużyny AWF Kacper Rydzek.

W czwartej kwarcie zespół AWF pokazał moc i to właśnie ta drużyna sięgnęła po końcowe zwycięstwo. Było to możliwe dzięki skutecznie wykończonym atakom. Oddany rzut za trzy punkty Pietkiewicz pozwolił zbudować znaczną przewagę, a wynik spotkania wynosił  51:39. SGH na początku czwartej kwarty nie wykorzystało dwóch przyznanych rzutów wolnych, które mogły pomóc w odrobieniu strat i przechylenia zwycięstwa na ich stronę. Trzeba również podkreślić, że na boisko wróciła Surowińska co dodało otuchy gospodyniom. Punkty zdobyte przez Pietkiewicz ( AWF) jak i Jasińskiej z drużyny SGH ustaliły końcowy wynik spotkania wynoszący 57:43 na korzyść zespołu z Bielan.

– To prawda, w pewnym momencie wkradło się dość spore rozluźnienie, które pozwoliło przeciwnikowi na odrobienie strat. Na szczęście ławka szybko zareagowała i wzięła czas, po którym ponownie wyszłyśmy na duże prowadzenie, którego nie oddałyśmy już do ostatniego gwizdka – powiedziała Julia Jeleńczak pełniąca funkcję… grającej trener AWF.

Druga runda I Ligi powoli dobiega końca, pierwsze miejsce w tabeli pozwala drużynie AWF myśleć o zwycięstwie w całym sezonie. Drugą lokatę zajmują zawodniczki Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego z bilansem 5 zwycięstw i 3 porażek.

Tekst/foto: Korneliusz Zieliński

Wiele wody upłynęło od poprzedniego etapu zmagań w ramach akcji Od Młodzika do Olimpijczyka. Jak widać uczestnicy i ich rodzice zdążyli zatęsknić się już za smakiem rywalizacji i zapachem chloru. Frekwencja dopisała, a poziom sportowy był wysoki. Nie zabrakło też znanych gości.

W sobotę, po trzech miesiącach wyczekiwania, młodzi pływacy i pływaczki wrócili do walki o medale oraz rekordy życiowe. W czwartych zawodach eliminacyjnych, ale pierwszych rozgrywanych w tym roku, wystartowało ponad 900 osób z 72 klubów. Wydarzenie trwało blisko 10 godzin i rozgrywane było na pływalni Centrum Sportowo-Rehabilitacyjnego Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Zawody były dobrą okazją do tego, żeby sprawdzić stan formy i zobaczyć kto jakie poczynił postępy przez ostatnie miesiące. W stawce nie brakowało stałych bywalców, ale też debiutantów, którzy bardzo przeżywali udział w pierwszych poważnych zawodach. Całe wydarzenie podzielone było na dwa bloki według roczników (2009-2011 oraz 2012-2014). W programie znalazły się takie konkurencje jak 50 metrów i 100 metrów stylem dowolnym, klasycznym, grzbietowym, motylkowym czy zmienny 200 m zmiennym. Były to też ostatnie zawody rozgrywane na krótkim basenie w tym sezonie.

– Sporo trenowaliśmy przez ostatni czas. Ferie jakoś nie pokrzyżowały tych przygotowań, bo codziennie staraliśmy się mieć zajęcia. Na dłuższym basenie będzie trudniej, ale postaramy się być gotowi. Żeby potrenować na pływalni 50 metrowej to musimy pojechać do Poznania. Warto jednak zakasać rękawy, bo podczas OMDO atmosfera jest wspaniała, poziom wysoki i lubimy tu startować. My staramy się stworzyć się naszym dzieciakom takie warunki, żeby nie stresowali się i traktowali to jako zabawę. Wyniki i miejsca to już swoją drogą – mówi Grzegorz Fąferek z klubu MUKS TUREKin Pływa.

Po raz kolejny z dobrej strony zaprezentowała się Emilia Płoskonka (UKS G-8 Bielany Warszawa), która wygrała na 100 m dowolnym (1:09.53), 100 m klasycznym (1:26.04) oraz 100 m zmiennym (1:19.38). Ze zwycięstwa cieszył się też Alex Cattelan (MKS Delfinek Łuków), który na 50 m stylem klasycznym uzyskał równe 45.00. Rekord życiowy uzyskała zwyciężczyni rywalizacji na 50 m stylem motylkowym Zuzanna Zecer (33.82).

– Bardzo cieszę się ze swoich wyników, bo pobiłam dwa rekordy życiowe. Ostatnio dużo trenowałam i jak widać ciężka praca się opłaca. Pływać zaczekam w zerówce, bo mama chciała żebym się nauczyła i tak wyszło że szło mi dobrze że trafiłam do klubu. Mam swoją idolkę i w przyszłości chciałbym pływać jak Otylia Jędrzejczak – powiedziała Zuzanna Zecer, zawodniczka UKS Piątki Ostrołęka.

Zawody były okazją do spotkania znanych postaci ze świata pływackiego. Uczestników zagrzewali nie tylko licznie zgromadzeni na trybunach rodzice, ale też czterokrotny mistrz świata na krótkim basenie Radosław Kawęcki, pięciokrotny olimpijczyk – Paweł Korzeniowski i i medalistka Pucharu Świata – Weronika Hallmann.

– Myślę, że w gronie tych uczestników jest jakaś nadzieja olimpijska. Ja w ich wieku też zaczynałem startować. Wiem, że to jest fajna rzecz, że mogą się sprawdzić z rówieśnikami. Najważniejsze żeby póki co dobrze się bawili, bo nie każdy wyścig to życiówka. Ważne jest też żeby analizować z trenerami swoje zmagania, bo dzięki temu każdy kolejny występ jest coraz lepszy – dodał Paweł Korzeniowski.

Kolejne zawody odbędą się już 1 kwietnia na Warszawiance i to nie jest żart. Finał rozegrany zostanie 20 czerwca na pływalni Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Organizatorem wydarzenia jest AZS Warszawa. Projekt wspiera Ministerstwo Sportu i Turystyki, PZU i Dobra Drużyna PZU. Partnerzy: m.st Warszawa, miasto Lublin, AZS Lublin, Print Plus.

Tekst: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Klimczak

STRONA ZAWODÓW

Siatkarki Akademii Finansów i Biznesu Vistula pewnie pokonały zawodniczki Wojskowej Akademii Technicznej wynikiem 3:0. Faworytki meczu nie pozostawiły nadziei gospodyniom szybko zamykając rezultat meczu. Od podopiecznych Jolanty Studziennej biła pewność siebie i dobra organizacja gry. 

Mecz rozgrywany w czwartek w hali przy ul. Kartezjusza budził wiele emocji. Było to ważne spotkanie dla obu drużyn. Dla Vistuli była to szansa zdobycia kolejnych punktów i utrzymania się na pierwszej pozycji w rozgrywkach 1 ligi oraz zwiększenia przewagi nad Uniwersytetem Warszawskim. Natomiast WAT, który zajmuje 7. lokatę mógł tę grę potraktować jako dobry sprawdzian i próbę własnych umiejętności.

Pierwszy set był bardzo wyrównany. Obie drużyny cechowała determinacja, skupienie i pewność siebie. Początkowo  obie ekipy szły punkt za punkt. Warto jednak tu pochwalić Martynę Łokietek. Zawodniczka WAT-u dzięki swojej mocnej i precyzyjnej zagrywce pomogła zdobyć swojej drużynie wiele punktów, co skutkowało wyjściem na prowadzenie przez gospodynie (15:9). Po przerwie jednak  zawodniczki Vistuli zaczęły zdobywać zatrważającą ilość punktów. Gospodynie miały problem z  przyjęciem piłki i wyprowadzeniem szybkich i skutecznych ataków. Wszystko to spowodowało odrobienie strat przez aktualne liderki i wygraniem tego seta 25:23.

– WAT w pierwszym secie dał nam ciężki orzech do zgryzienia, jeśli chodzi o obronę i ciekawie  skonstruowane akcje- skwitowała zawodniczka Vistuli Klaudia Matczak.

Druga partia gry była zdominowana przez Vistulę. Warto zwrócić uwagę tutaj na zawodniczkę tej ekipy – Julię Gliwę, która mocnymi i precyzyjnymi uderzeniami zdobyła wiele punktów. Docenić należy  również organizację drużyny z Ursynowa. Duża różnica między obiema drużynami była w aspekcie przyjęcia. Klaudia Matczak, libero Vistuli sprawnie przyjmowała piłkę, swoją grą uspokajała drużynę.

Uporządkowana gra, precyzja i przede wszystkim umiejętne przyjęcie piłki skutkowało dobrym  rezultatem. Nie szwankowała również praca w bloku. Duet w postaci Aleksandry Baczewskiej i Julii  Gliwy był niezwykle skuteczny w tym aspekcie. Zawodniczki Vistuli wielokrotnie zdobywały dzięki  niemu cenne punkty. Ten set zakończył się wynikiem 25:16 dla Vistuli.

Trzeci set przypominał ten pierwszą, z tym że teraz to Vistula wyszła na kilku punktowe prowadzenie. Drużyna Vistuli w pierwszej fazie tego seta, miała wiele ciekawych pomysłów na konstruowanie akcji i  jakże do tego owocnych w punkty. Kiwki zaprezentowane przez wicemistrzynie Polski, były bardzo  efektywne i pozwoliły sprawnie odskoczyć od WAT-u. Na tablicy widniał wynik 16-11 dla drużyny gości i  wydawało się, że różnica punktowa taka już pozostanie. Mniej więcej w tym czasie nastąpiło przebudzenie gospodyń.

Doszło do wyniku 20:20, a w hali zrobiło się gorąco. Wsparciu lokalnych kibiców WAT-u, pomagało w odrabianiu strat. Vistula wyszła z rytmu i ataki przeprowadzenie przez nich były niecelne, piłka często były blokowana przez gospodarzy, bądź kończyła na siatce. WAT wyszedł na prowadzenie przy wyniku 22:21. Udało się nawet zdobyć piłkę meczową gospodyniom. Niestety w końcówce spotkania zabrakło WAT-owi precyzji i zdarzały się błędy techniczne. Zimna krew i  opanowanie w końcówce doprowadziło Vistulę do wygrania tego seta 26:24.

Mecz mimo wyniku 3:0 był niezwykle ciekawy i intrygujący. Zespół WAT-u pokazał waleczność, walkę o każdy punkt. Poskutkowało to niezwykle wyrównanymi dwoma setami. Zabrakło natomiast dokładności w grze. Przyjęcie piłki to kwestia, którą należałoby skrupulatnie poprawić. Przechodząc do zespołu z Ursynowa, wielkie wrażenie robiło zgranie zespołu i granie bez stresu, zbędnego napięcia. Skutkowało to naprawdę ciekawymi akcjami okraszonymi kiwkami. Vistula okazała się lepsza, nie tylko sportowo. Zawodniczki WAT-u wyszły na prowadzenie w trzecim secie, pod koniec rozgrywek, ale pomimo to drużyna Vistuli nie dała się opanować stresowi.

-Walczyłyśmy do końca i wygrałyśmy 3:0. Nie stresowałyśmy się dopingiem kibiców gospodarzy. W tym  sezonie liczy się dla nas tylko zwycięstwo, by zdobyć złoty medal na Akademickich Mistrzostwach Polski- mówi zawodniczka Vistuli Klaudia Matczak.

Okazję na zrewanżowanie się zawodniczki WAT-u będą miały 22 marca o godzinie 20:20 w hali przy  ul. Stokłosy 3.

WAT- Vistula 0:3 (23:25, 16:25, 24:26) 

Tekst: Paweł Pawlak / RZ
Foto: Paweł Pawlak

Był czas na biegówki i miły wypoczynek w termach, ale nie brakowało też inspirujących spotkań i godzin spędzonych na dyskusjach. Uczestnicy Warszawskiej Akademii Liderów pełni zapału wrócili do domów. Teraz czas by ich energię i optymizm zamienić w działanie.

Przez cztery dni grupa 25 studentów z sześciu stołecznych uczelni (SGH, PW, SGGW, WUM, SGSP i UW) gościła w Zakopanem. Spotkanie odbywało się w miejscu tradycyjnie odwiedzanym przed organizatorów Akademickich Mistrzostw Polski w narciarstwie alpejskim – Hanusinej Chałupie. W spotkaniu brały udział osoby, które miały już doświadczenie ze sportem akademickim, ale też i takie dla których jest to zupełnie nowy świat. Byli sportowcy, azetesiacy i przedstawiciele samorządów studenckich. Większość z zebranych spotkała się pierwszy raz w życiu, ale szybko złapali ze sobą kontakt.

Wśród zaproszonych gości znalazł się m.in. skoczek narciarski Adam Niżnik – złoty medalista zimowej uniwersjady w Lake Placid w konkursie drużyn mieszanych, który przybliżył nieco kulisy największej imprezy akademickiej na świecie. Wielu ciekawych historii dowiedzieć się można było słuchając ratownika TOPR – Łukasza Wierciocha. Nie zabrakło też doświadczonych kolegów i koleżanek z AZS, na czele z sekretarzem generalnym – Dariuszem Piekutem. Wszystkim kierowała Magdalena Bryk z AZS SGH, dla której było to pierwsze szkolenie liderów, które koordynowała i prowadziła.

W trakcie szkolenia młodzi liderzy podzieleni zostali na grupy i mieli do wykonania zadania, które referowali ostatniego dnia szkolenia. Kilka pomysłów i projektów wydaje się być możliwe do wprowadzenia już zaraz, jak choćby nowe logo obozu studenckiego w Wilkasach. Dobrze prezentowała się też filmowa relacja ze szkolenia. Wśród propozycji znalazły się też projekty międzynarodowe czy stworzenie aplikacji zawierającej wyniki i informacje.

Plany są ambitne ale naładowani energią młodzi działacze teraz będą musieli zmierzyć się z rzeczywistością, która często nie jest ciekawa jak wyjazd do Zakopanego. Od pomysłu do realizacji często też prowadzi długa droga. Czy starczy im zapału, żeby krok po kroku realizować cele i być liderami w klubach i na uczelniach? My wierzymy, że tak.

– Jestem taką osobą, która zawsze chce podejmować inicjatywę. Jeśli mi coś nie odpowiada, albo mam szansę coś zorganizować, to lubię takie wyzwania. Jestem świeżo upieczoną kierowniczką sekcji lekkiej atletyki w AZS SGH i była to dla mnie możliwość poznania AZS-u od podszewki. Szkolenia były dobrą okazją, żeby poznać jak działa AZS. To była też okazja poznania ludzi, którzy tu działają jak Hania Matula czy Marianna Pikul. Teraz nawet będąc na swoich zawodach wiem gdzie mogą skierować i coś zasugerować – powiedziała Zuzanna Bąk, studentka SGH i ubiegłoroczna młodzieżowa brązowa medalistka w biegach przełajowych.

Program Warszawskiej Akademii Liderów był dość elastyczny i niestety z powodu przełożenia zawodów AZS Winter Cup uczestnicy nie mogli zajrzeć za kulisy przygotowań jednej ze sztandarowych imprez.

Przypomnijmy, że młodzi działacze z całej Polski spotkają się w dniach 16-19 marca podczas Akademii Liderów AZS, która odbędzie się we Wrocławiu. Natomiast we wrześniu będzie okazja, żeby nabrać sił przed kolejnym rokiem akademickim podczas obozu w Wilkasach.

Tekst: Robert Zakrzewski
Foto: Magdalena Bryk

Siatkarze Politechniki Warszawskiej wracają na zwycięski szlak wygrywając 3:1 z drużyną Uniwersytetu Warszawskiego w ramach rozgrywek 1 ligi Akademickich Mistrzostw Warszawy i Mazowsza.  Podopieczni Michała Chydzyńskiego w każdym secie odskakiwali od rywali na kilkanaście punktów i to doprowadziło ich do zwycięstwa. Kluczowa okazała się mentalność zawodników.

Wtorkowe spotkanie przy ul. Waryńskiego dla obydwu zespołów było bardzo ważne, ponieważ zwycięstwo w tym starciu przybliżało każdą z drużyn do znalezienia się w czołowej czwórce i wywalczenia miejsca w turnieju finałowym AMWiM. Zarówno Politechnika jak i drużyna Uniwerku zajmują czołowe lokaty w tabeli 1 ligi, plasując się kolejno na 2 i 5 miejscu. Ostatecznie to jednak gospodarze byli górą.

Politechnika w każdym secie budowała przewagę punktową co stopniowo przybliżało tę drużynę do końcowego triumfu. Tak również było w pierwszej partii, jednakże to UW odniósł zwycięstwo w tym secie. Od początku spotkania zawodnicy obydwu drużyn pokazywali jakość na parkiecie. Początek pierwszego seta przede wszystkim obfitował zdobyczami punktowymi bezpośrednio z zagrywki. Między innymi to zawodnik Uniwerku zaserwował dwa asy serwisowe z rzędu, dzięki czemu możliwe było zniwelowania straty do jednego punktu przegrywając 4:5. Politechnika nie była jednak dłużna i Gnatowski posłał piłkę precyzyjnie zdobywając bezpośrednio punkt z zagrywki.

W tym momencie podopieczni Michała Chydzyńskiego odskoczyli drużynie Uniwerku na trzypunktową przewagę. Zaczęli ją stopniowo powiększać, dzięki dobrej grze blokiem przy siatce jak i kolejnym asom serwisowym. Przemysław Kowalski skutecznie wykorzystał piłkę przechodząca a kolejne udane zagrania zawodników Politechnika powodowały, że drużyna gospodarzy prowadziła już 14:8. Od tego momentu role jednak się odwróciły, a Uniwerek zaczął sukcesywnie odrabiać straty. Skuteczna gra w ataku jak i dwa asy serwisowe z rzędu pozwoliły zniwelować stratę do Politechniki.

Drużyna gospodarzy prowadziła już wyłącznie tylko dwoma punktami 15:13. Od tego momentu stan rywalizacji się wyrównał. Emocjonująca była końcówka pierwszego seta, gdyż to gra do przewagi wyłoniła zwycięzcę tej partii. Politechnika miała jedną piłkę setową, której nie zdołała jej wykorzystać, co odbiło się w ostatecznym rozrachunku. Skuteczny blok Miziołka jak i atak Puczko-Szymańskiego pozwolił wygrać Uniwerkowi do przewagi pierwszego seta 28:26.

Druga odsłona meczu na początku była wyrównana, Politechnika jak i Uniwerek skutecznie kończyli swoje ataki, ale również obydwie drużyny dobrze grały blokiem. W drugim secie szczególnie wyróżniało się dwóch zawodników Politechniki: Marcin Gnatowski jak i Krzysztof Kubiak. Drugi z nich od początku drugiej partii skutecznie kończył swoje ataki, ale również dołożył do tego dwa asy serwisowe. Gnatowski natomiast miał znaczący wkład przy powiększaniu przewagi nad drużyną AZS UW, kończąc skutecznie dwa ataki i dorzucając do tego asa serwisowego, dzięki czemu Politechnika prowadziła już 12:8. W drużynie Uniwerku po dobrym początku, gdzie sukcesywnie nie dawali odskoczyć punktowo drużynie Politechniki, zaczęły wkradać się błędy, jak posłanie w piłki w aut, czy nieskończone ataki. Rogalski dorzucił jeszcze od siebie asa, przez co drużyna Politechniki prowadziła już 16:9. W porównaniu do pierwszego seta drużynie UW nie udało się tych strat odrobić. Drugi set zakończył się wynikiem 25:15 dla Politechniki i w setach było już 1:1.

Trzecie partia należała do tych najbardziej zaciętych. Przez większą część tego seta, żadna z drużyn nie mogła odskoczyć i zbudować przewagi punktowej. Zawodnicy Politechniki jak i Uniwerku sukcesywnie kończyli swoje ataki, sprawnie działał również blok. Ta część meczu wydawała się na najważniejszą mentalnie i to właśnie ona mogła podbudować w przypadku odniesieniu w niej zwycięstwa. Do stanu 16:16 Politechnika jak i Uniwerek walczyły między sobą zacięcie. Od tego momentu, zaczęły pojawiać się błędy u zawodników UW, przez co Politechnika odskoczyła na siedmiopunktową przewagę prowadząc 22:16. Kolejne błędy jak posłanie w piłki w aut spowodowały, że drużyna gospodarzy wygrała tego seta i prowadziła w meczu 2:1.

Czwarta partia była ostatnią w tym meczu, a Politechnika wygrała cały mecz 3:1. Początek seta podobnie jak to miało miejsce wcześniej wyrównany z obu stron. Drużyna UW nie pozwalała odskoczyć rywalom. Politechnika co prawda zbudowała trzy punktową przewagę prowadząc 6:3, jednakże została ona szybko zniwelowana przez Uniwerek i wynosiła już ona jeden punkt. Sytuacja zaczęła się zmieniać przy stanie 7:9 dla drużyny gospodarzy. Dwa ataki środkiem, a następnie dwa błędy Uniwerku spowodowały, że AZS UW musiał odrabiać pięciopunktową stratę do rywali, przy stanie 7:12. Od tego momentu to Politechnika przejęła inicjatywę w grze i już jej nie oddała. Set skończył się wynikiem 16:25 dla drużyny gospodarzy i to oni zgarnęli pełną pulę punktów w tym meczu.

Politechnika w przeciągu całego meczu była drużyną dominującą, budując znaczną przewagę nad rywalem. W pierwszym secie mimo przewagi zwycięstwa w tej partii nie udało się dowieść do końca. Mentalność drużyny jest tym nad czym podopieczni Michała Chydzyńskiego cały czas pracują.

– My bardzo często bywamy drużyną dominując, ale nagle się okazuje, że przeciwnik, czasem jakimś charakterem, potrafi z nami wygrać. Ja cały czas walczę z mentalnością moich zawodników, ponieważ często wydaje im się, że jak już jest przewaga to już jest po meczu, a okazuje się, że trzeba się postarać i walczyć do końca i dzisiaj też tak było. Kilka ostatnich treningów pomogło, widziałem dziś postępy w obronie i zaangażowaniu i wszystko idzie w dobrą stronę  – mówi trener Politechniki Michał Chydzyński.

Trener w swojej wypowiedzi odniósł się też do ostatniego meczu z SGH, w którym drużyna Politechniki przegrała 2:3.

– Poprzedni mecz przegraliśmy,  mając w czwartym secie meczowe piłki i to trochę nadszarpnęło wiarę w siebie drużyny. O tym rozmawialiśmy na ostatnim treningu i widzę, że już niektóre wnioski zostały wyciągnięte. Mam nadzieję, że zawodnicy otworzą się na moje zalecenia i zaczniemy grać równiej i pewniej.

W meczu z UW, widać było że drużyna Politechniki odbudowała się mentalnie i mimo porażki w pierwszym secie, w trzech kolejnych stanęli na wysokości zadania. Zespół Uniwerku również w tym meczu pokazała charakter w pierwszym secie, jednakże na parkiecie pojawiło się zbyt wiele błędów indywidualnych.

Drużyna Politechniki Warszawskiej pewnie zmierza po udział w turnieju finałowym AMWiM. Natomiast ekipa Uniwerku wciąż pozostaje blisko czołowej czwórki i w najbliższych meczach wiele może się jeszcze wydarzyć.

Tekst: Korneliusz Zieliński/ RZ
Foto: Korneliusz Zieliński