Robert Zakrzewski
nsw-5g3e3zpjeuz9o1ij0b6mi1dj4lfmg2b1hisyh3g2lqzqe-k3efbz4s9bh4z205w-rbkfx3qeuapqrfuljj28fg6d6sa5p1lhmdw5fylqx4j30b4hs57-tykgqhz9koa5
-1
archive,paged,author,author-robert-zakrzewski,author-17,paged-51,author-paged-51,bridge-core-3.1.8,tribe-no-js,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,hide_top_bar_on_mobile_header,qode-theme-ver-30.5,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-7.8,vc_non_responsive,elementor-default,elementor-kit-22119

Author: Robert Zakrzewski

W wieku 92-lat zmarła Krystyna Lipska-Skład honorowa prezes AZS AWF Warszawa, przez większość życia związana z bielańską uczelnią.

Krystyna Lipska-Skład łącznie przez dwie dekady pełniła funkcję prezesa klubu AZS AWF Warszawa (1973-1980,1983-1985,1989-1997). W 1997 roku przyznano jej tytuł Honorowego Prezesa Klubu. Przez 40 lat była nauczycielem akademickim, specjalistką w zakresie pływania, czy narciarstwa alpejskiego. 

Z uczelnią i klubem związana była od ukończenia studiów w 1950 roku, aż do przejścia na emeryturę. W barwach AZS AWF Warszawa uprawiała lekką atletykę i koszykówkę. Pełniła wiele funkcji od kierowniczki sekcji pływania po wiceprezesa.

-Krysia była bardzo oddana AZS-owi. Wszędzie jej było pełno i o wszystko się troszczyła. Uczestniczyłam z nią w wielu ówczesnych  zarządach i widziałam, że jest osobą bardzo decyzyjną. To była jedna z nielicznych kobiet, które powinny nosić krawat. To była prawdziwa azetesianka – wspomina Ewa Żak, jej wieloletnia współpracownica.

W 1991 roku Krystyna Lipska-Skład została członkiem honorowym ZG AZS.

RZ

foto: muzeum.azs.pl

Po zakończeniu spotkania AZS UW DARKOMP Wilanów z Clearexem Chorzów żaden z zespołów nie mógł cieszyć się w pełni. Choć gospodarze trzy razy obejmowali prowadzenie, to mecz zakończył się podziałem punktów. Utytułowani rywale uniknęli porażki, ale na pewno liczyli na więcej.

W mroźną niedzielę do Warszawy przyjechała jedna z najbardziej znanych futsalowych marek w kraju. Clearex Chorzów to pięciokrotni mistrzowie Polski, którzy w tym sezonie także walczą o medale. Cel azetesiaków jest zupełnie inny, bo beniaminek chce pozostać w futsalowej Ekstraklasie.

Na papierze faworytami byli goście, a przemawiała za nimi nie tylko bogata historia, ale i bilans bezpośrednich meczów o ligowe punkty. Wszystkie trzy rozegrane do tej pory pojedynki w najwyższej fazie rozgrywek zwyciężył Clearex. W pierwszej rundzie chorzowianie u siebie wygrali z AZS UW DARKOMP aż 8:2.

Od początku do ataku ruszyli przyjezdni. Swoje szanse mieli Mariusz Seget, Sebastian Brocki czy Daniel Krawczyk. Na posterunku był jednak dobrze dysponowany bramkarz AZS – Kamil Wójcik. Raz zachować czyste konto pomógł mu też słupek.

Bramka dla Clearexu wisiała w powietrzu, ale z gola cieszyli się warszawianie. W 10 minucie drużynową akcję wykończył Ukrainiec Denis Lifanow z bliska posyłając piłkę między słupki bramki rywali. Taki wynik utrzymywał się tylko 40 sekund, bo do remisu doprowadził wspomniany już Leszczak.

Po chwili czujność bramkarza chorzowian sprawdził Maciej Pikiewicz strzałem z dystansu, a w 13 minucie znów prowadzenie AZS dał Jakub Nahorny, któremu piłkę zagrał Lifanow. 22-letni zawodnik nie miał problemów z umieszczeniem piłki z bliska w siatce. To była ostatnia bramka w pierwszej połowie.

Druga część meczu rozpoczęła się od trafienia Clearexu. Stan gry został wyrównany po niemal 50 sekundach przez Mikołaja Zastawnika. Gracz rywali znalazł się w odpowiednim miejscu i czasie, po tym jak jego kolega wykonywał rzut wolnym, a piłka przeszła przez mur.

Na prowadzenie gospodarzy próbował ponownie wyprowadzić Michał Klaus uderzając mocno z wolnego, a Kuba Nahorny po dobrym rozegraniu rzutu rożnego trafił w poprzeczkę. W dobrej sytuacji znalazł się też rozpędzony Bartosz Przyborek, ale został sfaulowany.

Z uderzenie AZS UW DARKOMP wybił Sebastian Brocki, który główkował z kilku metrów i dał prowadzenie Clearexowi. Goście cieszyli się z tego wyniku tylko dwie minuty, bo sprawy w swoje nogi wziął Igor Sobalczyk. Zawodnik od kilku dni dopiero reprezentujący azetesaików uderzył mocno z dystansu.

Na siedem minut przed końcem tablica świetlna świetnie pokazywała jak bardzo jest to wyrównany mecz. Przy rezultacie 3:3 było 4:4 w faulach i obie drużyny musiały uważać na piąte przewinienie. Każde kolejne skutkowało by rzutem karnym przedłużonym.

Po chwili azetesiacy znów znaleźli się na prowadzeniu za sprawą Bartosza Przyborka, który z bliska trafił pod poprzeczkę. Gracz wykończył kolejne dobre rozegranie rzutu rożnego. W końcówce Clearex już nie miał czego bronić i zdecydował się zaryzykować grę w przewadze.

Mogło to przynieść kolejnego gola dla AZS, bo Jakub Nahorny odbierając piłkę rywalom strzelał z własnej połowy, ale nad poprzeczką. Próbował też bramkarz Kamil Wójcik, ale jego uderzenie zablokował ostatni z rywali.

Na niecałą minutę przed końcem trafienie dające remis zdobył Sebastian Leszczak, ponownie wpisując się na listę strzelców. Zawodnik poruszający się w niebieskiej koszulce jako wycofany bramkarz znalazł się w dobrym miejscu i huknął w krótki róg. Jeszcze na dwie sekundy przed końcem na pustą bramkę uderzał Przyborek, ale niezbyt celnie.

– Trzy razy prowadziliśmy, ale doświadczenie Clearexu brało górę. Bałem się, że nie podniesiemy się z tego 2:3, ale Igor Sobalczyk udowodnił swoje doświadczenie i już w pierwszym meczu pokazał, że warto było go ściągnąć. W końcówce popełniliśmy błąd, ale taki jest sport. Ja szanuję ten punkt, bo przed meczem taki wynik brałbym w ciemno. Czas płynie na naszą korzyść, bo po porażce na wyjeździe teraz udowodniliśmy, że jesteśmy równorzędnym rywalem – ocenił trener Maciej Karczyński.

– Wygrana była blisko, ale ten punkt też cieszy. Przed meczem nie stawialiśmy się na przegranej pozycji, tylko chcieliśmy walczyć. Widowisko na pewno było fajne i mogło się podobać kibicom przed telewizorami – dodał Michał Klaus, który został powołany do reprezentacji Polski na mecze kwalifikacyjne mistrzostw Europy z Portugalią.

Teraz w Statscore Futsal Ekstraklasie nastąpi przerwa na wspomniane spotkania reprezentacji Polski. Drużyny wrócą na parkiet na początku lutego. AZS UW Darkomp czekać będzie wyjazdowe spotkanie z FC Toruń.

Autor: Robert Zakrzewski

AZS UW Darkomp Wilanów – Clearex Chorzów

4:4 (2:1)

Lifanow (10), Nahorny (13), Sobalczyk (33), Przyborek (34) – Leszczak (11, 39), Zastawnik (21), Brocki (31)

Siatkarki z Bielan utrzymują dobrą passę, zwyciężając w trzech setach nad AZS LSW i tym samym zdobywają kolejne 3 punkty. W rozgrywkach II ligi zespół stołecznego AZS AWF jest jak huragan, który pochłania kolejne rywalki.

W hali im. Janusza Kusocińskiego na stołecznych Bielanach, w mroźne sobotnie popołudnie 16 stycznia, rywalizację rozpoczęły zawodniczki dwóch warszawskich uczelni: AZS Akademii Wychowania Fizycznego oraz AZS Lingwistycznej Szkoły Wyższej.  Zawodniczki AZS AWF wystąpiły w roli faworytek spotkania, ze względu na pierwsze miejsce w tabeli, oraz atut własnego parkietu. Drużyna AZS LSW również liczyła na zwycięstwo, choć wiedziała, że to nie przyjdzie jej łatwo.

Pierwszy set był bardzo wyrównany. Wydawało się, że oba zespoły zwycięstwo mają w zasięgu ręki. Atak, obrona, atak, obrona – tak można by określić końcówkę pierwszej partii meczu. Ostatecznie drużyna gospodarzy wyszła na prowadzenie 23:20 i wygrała pierwszego seta z wynikiem 25:21, tracąc tylko jeden punkt.

Drugą część spotkania rozpoczęły siatkarki LSW, serwując na aut.  W kolejnych minutach meczu zespół AWF powiększał swoją przewagę, doprowadzając do wyniku 10 : 3. Zespół gości powoli odrabiał straty. Zza linii bocznej można było usłyszeć trenerkę drużyny AZS LSW – Agatę Szustowicz, która dawała wskazówki swoim podopiecznym. Mimo to drugi set zakończył się ponownie zwycięstwem zawodniczek Piotra Najmowicza.

Początek ostatniej partii meczu był podobny do pierwszej, a przewaga AZS AWF wynosiła zaledwie kilka punktów. Wyjątkowo zaciętą walkę o punkt obie drużyny stoczyły przy wyniku 12 : 9 dla drużyny z Bielan. Akcja toczyła się dynamicznie, a piłka aż 18 razy zmieniała stronę siatki, by ostatecznie wylądować na połowie drużyny LSW, dając tym samym kolejny punkt dla dziewczyn z AWF. Ostatecznie mocniejsze okazały się zawodniczki AZS AWF, zwyciężając ostatniego seta 25 : 18, a cały mecz 3 : 0.

Lepszego scenariusza zawodniczki AWF nie mogły sobie wymarzyć. To kolejna wygrana bez straty seta i pewne pierwsze miejsce w drugiej grupie ligi. O założenia na ten mecz i ich realizację zapytałam trenera AZS AWF Warszawa – Piotra Najmowicza.

-Założenia mieliśmy takie jak w każdym meczu – czyli wyjść na boisko i wygrać, bo tylko i wyłącznie po to wychodzimy na plac gry. Analizowaliśmy wcześniej grę przeciwnika, nie możemy sobie pozwolić na odpuszczenie komukolwiek, dlatego że walczymy o najwyższe cele. Dziewczyny zrealizowały to, co miały nakreślone i stąd kolejne 3 punkty dla nas. Jesteśmy konsekwentni i jak na razie idzie nam bardzo dobrze. Musimy udowadniać swoją wyższość w każdym meczu. Taktyka na różnych przeciwników bywa różna, ale nie zmienia się jedna rzecz: zawsze wychodzimy po to, żeby wygrać – ocenił szkoleniowiec AZS AWF.

Pomimo braku kibiców w hali AWF nie brakowało głośnego dopingu i okrzyków radości. Obie ekipy zagrzewały do walki swój zespół. W najważniejszych momentach meczu, gdyby zmierzyć liczbę decybeli, mogłoby zabraknąć skali. Jednak nie można tego porównać do trybun wypełnionych kibicami.

-W tamtym sezonie wsparcie kibiców było bardzo budujące. Inaczej gra się z publicznością, bo ma się dla kogo grać i jest zupełnie inna atmosfera. Doping na pewno bardziej napędza grę. My próbujemy go nadrobić, ale to nie jest to samo. Jeżeli ja jestem na boisku, to się odcinam od tego wszystkiego i kibice bardziej napędzają do gry, niż rozpraszają – mówi przyjmująca drużyny AZS AWF Warszawa, Aleksandra Ryglewicz.

Trenerka gości, Agata Szustowicz, mimo porażki, potrafiła dostrzec mocne punkty swoich podopiecznych i konstruktywnie skomentować mecz.

-Tak naprawdę dopiero po nowym roku zaczęłyśmy trenować w pełnym składzie. Założeniem było przede wszystkim odbudować psychikę dziewczyn. Nastawiłyśmy je bardzo pozytywnie, bez spięcia, bez nie wiadomo jakich wymagań i oczekiwań, i w pierwszym secie to się udało. Mamy też swoje założenia.  Bardzo się cieszę, że dziewczyny realizują te założenia przedmeczowe w trakcie spotkania i to już jest postęp. Gdy ich rozgrywająca kiwa, to ta kiwka nie może wejść i dziewczyny rzeczywiście podbijają. To są też fajne rzeczy, które budują. Po przegranych meczach staramy się na takie rzeczy zwracać uwagę, oczywiście na błędy też – mówiła była zawodniczka AZS AWF Warszawa, dziś prowadząca drużynę AZS LSW.

Drużyna AZS AWF w swoim kolejnym spotkaniu zmierzy się z zespołem ESPES Sparta Warszawa. Dziewczyny z Akademii Wychowania Fizycznego z pewnością będą starały się utrzymać wysoki poziom gry. Trzymamy kciuki za kolejną wygraną zawodniczek z Bielan. Natomiast przed zespołem AZS LSW kolejne akademickie derby, tym razem z AZS AWF Biała Podlaska.

Autor: Katarzyna Kołat

AZS AWF Warszawa – AZS LSW Warszawa

3:0

(25:21, 25:13, 25:18 )

 

 

 

 

Akademickie derby w koszykarskiej I lidze kobiet dla AZS Uniwersytetu Warszawskiego. Zawodniczki ze stolicy pokonały AZS Uniwersytet Gdański aż 24 puntami i wzięły udany rewanż za porażkę w pierwszej rundzie.

W czwartkowy wieczór w hali Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego zmierzyły się drużyny spod szyldu AZS. Do stolicy przyjechał faworyzowany zespół Uniwersytetu Gdańskiego, który jeszcze w ubiegłym sezonie występowała w Energa Basket Lidze. Na niekorzyść przyjezdnych przemawiać mógł fakt, że dzień wcześniej rozegrały zaległe spotkanie w Sokołowie Podlaskim, przegrane zresztą 48:59.

Zawodniczki AZS Uniwersytetu Warszawskiego wychodziły na parkiet z chęcią przerwania serii pięciu przegranych z rzędu. Ostatnie zwycięstwo w I lidze podopieczne Małgorzaty Zaroń odniosły pod koniec listopada zeszłego roku w Aleksandrowie Łódzkim (69:44). Co więcej na sześć spotkań rozgrywanych u siebie, do tej pory wygrały tylko dwa razy, w tym z Politechniką Gdańską II (87:44).

– Ostatnie porażki podcięły nam skrzydła i ciężko było nam się z tego odbudować. Inaczej gra się gdy jest się na takiej fali wznoszącej. Fajnie, że przyszedł taki mecz i mogliśmy się odbić. Zdaje sobie sprawę, że rywalki nie wystąpił też w najsilniejszym składzie – powiedziała Małgorzata Zaroń, trenerka AZS Uniwersytetu Warszawskiego.

Pierwsza kwarta zaczęła się fantastycznie dla gospodyń grających w granatowych strojach. Sygnał do ataku dała Katarzyna Świeżak zdobywając dwa punkty spod kosza, później podwyższyła Milena Krzyżaniak z rzutu osobistego. Swoją cegiełkę dołożyła też Weronika Preihs i tak w piątej minucie meczu stan gry wynosił 10:0. Licznik gdańszczanek ruszyła Kinga Bączek trafiając dwa rzuty osobiste. Do końca pierwszej kwarty pozostały wtedy ponad 3 minuty.

Na drugą odsłonę drużyny wychodziły przy stanie 16:7. Już po chwili Weronika Preihs dwoma trafieniami podwyższyła prowadzenie AZS UW do 13 oczek. Rywalki starały się odrobić straty, ale gospodynie były doskonale dysponowane. Idealnym zakończeniem pierwszej połowy był trafiony rzut za trzy punkty Mileny Krzyżaniak w ostatniej sekundzie. Po 20 minutach gry rezultat wynosił 41:25.

Po przerwie do ataku ruszyły zawodniczki z Gdańska, jednak pierwsza akcja i próba rzutu za trzy punty okazały się nieskuteczne. W odpowiedzi trafiła Katarzyna Świeżak i następnie Milena Krzyżaniak dołożyła „trójkę”. Po kilku udanych akcjach, przechwytach i kontrach przewaga UW sięgała nawet 24 punktów (56:34). Wtedy trener gdańszczanek Włodzimierz Augustynowicz poprosił o czas. Było jednak już za późno, żeby zatrzymać rozpędzony pociąg jadący po zwycięstwo.

Jeśli drużyna AZS UG myślała jeszcze o korzystnym wyniku, to miała ostatnie 10 minut na odrobieniu 25 punktów. Ale od trafienia i to za trzy oczka zaczęły warszawianki, po chwili podwyższyła Aleksandra Kaja za dwa. Czwartą kwartę minimalnie wygrały zawodniczki znad morza, ale w całym meczu dominacja gospodyń była bezdyskusyjna. Na pół minuty przed końcową syreną Ida Wiśniewska ustaliła rezultat spotkania na 83:59.

– To zwycięstwo na pewno cieszy. Zaczęły wychodzić nam nowe sytuacje nad którymi pracowaliśmy. Wiemy nad czym jeszcze musimy trenować i do czego się przykładać. Oczywiście popełniałyśmy błędy, ale zmusiłyśmy rywalki do jeszcze większej liczby pomyłek i to jest bardzo optymistyczne – oceniła po meczu Małgorzata Zaroń.

Najwięcej punktów w drużynie AZS Uniwersytetu Warszawskiego zdobyła Weronika Preihs – 19, po 16 punktów dołożyły jej koleżanki Aleksandra Kaja i Kinga Dzierzbicka. Najlepszą strzelczynią w drużynie AZS Uniwersytetu Gdańskiego była Agata Stępień z 17 punktami na koncie.

Autor: Robert Zakrzewski

AZS Uniwersytet Warszawski – AZS Uniwersytet Gdański

83:59

(16:7,25:18,21:12,21:22)

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Była zmiana terminu, zmiana gospodarza, ale losów meczu nie dało się już odmienić. W pierwszym tegorocznym spotkaniu szczypiornistki AZS Uniwersytetu Warszawskiego przegrały z APR Radom aż 37:18. Gospodynie ciągle walczą o pierwsze punkty w sezonie.

W środowe popołudnie w Centrum Sportu i Rekreacji UW rozegrano jeden z ostatnich meczów w ramach 8 kolejki I ligi grupy C. Według założeń spotkanie powinno się odbyć w miniony weekend, jednak ze względu na baraże o udział w Mistrzostwach Polski juniorek rywalizacja została przełożona. Zmianie uległ też gospodarz ligowego pojedynku, bo pierwotnie zawodniczki powinny wyjść na parkiet w Radomiu.

Chociaż obie drużyny znajdują się w dolnej części tabeli I ligi i przed meczem spodziewać można było się zaciętego pojedynku, to już początek zmagań napisał zupełnie inny scenariusz. Już po sześciu minutach rywalizacji przyjezdne prowadziły 5:0. Rzutową niemoc azetesiaczki przerwały za sprawą Weroniki Witak, która doprowadziła do wyniku 1:7. Na zegarze dochodziła wtedy 8 minuta gry.

Gospodynie bardzo chciały doprowadzić do remisu, ale popełniały błędy. Każde złe podanie, nietrafiony rzut czy faul były wykorzystywane przez rywalki. W 20 minucie meczu było już 17:5, a na przerwę drużyny schodziły przy stanie 20:8.

Druga odsłona meczu rozpoczęła się od bramkowych akcji AZS Uniwersytetu Warszawskiego. Po trafieniach Natalii Miąsek zawodniczki grające w żółtych strojach zdobyły swojego 10 gola. Do odrobienia miały jeszcze drugie tyle i 28 minut gry. W sporcie widziano już różne różne rzeczy, ale nie tym razem. Radomianki kontrowały przebieg spotkania i nie oddały swojego zwycięstwa nawet na moment. Wynik na 37:18 ustaliła ich młoda zawodniczka Anna Stefaniak.

– Miałyśmy za dużo błędów i niecelnych rzutów. Wychodząc na boisko trzeba chcieć wygrać. Dziewczynom brakuje jakiejś werwy i chęci, żeby razem coś zrobić, każda próbuje sama. Ciężko trenujemy, ale gdy dochodzi do meczu, to szwankuje sfera mentalna. Od ponad roku nie wygrałyśmy spotkania i ciężko jest grać jak w głowach jest myśl, że znów wyjdziemy na parkiet i dostaniemy – mówiła po meczu trenerka AZS UW Katarzyna Zglinicka-Skierska.

Także w środę, w zaległym spotkaniu 6 kolejki I ligi zawodniczki AZS AWF Warszawa wygrały na wyjeździe z SMS ZPRP III Płock 30:28, do przerwy prowadzać jedną bramką (11:10) i umocniły się w fotelu liderek I ligi gr. C. AZS Uniwersytet Warszawski zajmuje w tabeli 10. ostatnie miejsce.

Autor: Robert Zakrzewski

Dekadę temu koszykarze AZS Politechniki Warszawskiej wywalczyli historyczny awans do najwyższej fazy rozgrywek. Dziś stołeczni inżynierowie prowadzą internetową zbiórkę na rozwój sekcji i walczą o promocję do II ligi.

To był maj 2011 roku, gdy po po trzech zwycięstwach z Sokołem Łańcut AZS Politechnika Warszawska fetowała awans do ówczesnej Tauron Basket Ligi. Zespół oparty był na zawodnikach Fundacji Polonia 2011, a jednymi z filarów byli Piotr Pamuła, Łukasz Wilczek czy Mateusz Ponitka – dziś gwiazda reprezentacji Polski.

Obecnie stołeczni inżynierowie występują w 3 lidze, czyli czwartym poziomie rozgrywek. Trenerem drużyny jest Maciej Kret, który występował w drużynie Politechniki Warszawskiej w I lidze w sezonie 2009/2010. Dla jego podopiecznych czasy Basket Ligi, to odległy rozdział w historii. Jeszcze nie tak dawno istniała tam tylko drużyna akademicka, która postanowiła powalczyć o coś więcej. Najpierw zaczęto od gry w amatorskiej lidze, a później podniesiono sobie poprzeczkę.

– Przeprowadzając się na studia w 2014 roku zastałem na Politechnice koszykówkę w zupełnie innym miejscu. Z dawnego okresu miałem okazję poznać tylko Marka Papiołka, który był tak mocno związany z uczelnią, że wspomagał nas jeszcze podczas AMP-ów. Przez cztery lata pojawiali się nowi ludzie i zmienił się też zarząd AZS Politechniki Warszawskiej. W 2018 roku wpadliśmy na pomysł, żeby przywrócić koszykówkę. Bolało nas to, że na Politechnice Warszawskiej pojawiali się fajni gracze, ale sportowo nie było czym im zachęcić. W trzeciej lidze gramy drugi sezon i bardzo chcemy awansować – mówi Tomasz Kołakowski, niski skrzydłowy AZS PW.

W Basket Ekstralidze rywalami stołecznej Politechniki były takie marki jak Anwil Włocławek czy Śląsk Wrocław. W 3 lidze drużyna mierzy się z Kolejarzem Basket Radom, MUKS Piaseczno, czy Energa Hutnikiem Warszawa.

– Poziom trzeciej ligi jest bardzo zróżnicowany. Występują tu kluby, które ogrywają młodzież i drużyny podupadłe, które chcą się odbudować. Są też zespoły, które od zawsze traktowały ten sport amatorsko. W tym roku pojawił się nowy sponsor w Hutniku i widać, że tam poziom poszedł do góry. Chociaż to nasi ligowi rywale, to cieszy mnie, że kolejnej drużyna z Warszawy jest coraz lepsza. My też chcemy podnosić swój poziom i w przyszłości grać w coraz wyższych ligach – mówi nasz rozmówca.

Gracze Politechniki trenują trzy razy w tygodniu. Z powodu zdalnego nauczania nie zawsze udaje się im spotkać w komplecie. W najlepszych latach inżynierowie grali na Torwarze, czy w hali Koło, a teraz spotkania rozgrywają przy ul. Polnej. Prowadzona na wstępie zbiórka ma im pomóc w zdobyciu sprzętu treningowego czy też strojów.

– Pieniądze są istotne, ale nasz pomysł nie opiera się na tym żeby ściągnąć zawodników i szybko awansować. Chcemy patrzeć długofalowo i opierać zespół na studentach. Marzy mi się jakiś program, który zachęcałby młodych graczy żeby przychodzili na Politechnikę studiować i ogrywali się u nas. Wierzę, że mamy skład który stać na awans, niestety pandemia nie pomaga w treningach, ale ciągle jesteśmy w grze – opisuje koszykarz i założyciel zbiórki.

Swój najbliższy ligowy mecz zawodnicy AZS Politechniki Warszawskiej rozegrają pod koniec stycznia. Dodatkowo w rywalizacji Akademickich Mistrzostw Warszawy i Mazowsza inżynierowie po trzech meczach mają na koncie dwie wygrane.

Autor: Robert Zakrzewski

Foto: AZS PW archiwum

Link do zbiórki: https://zrzutka.pl/9rn5zx

Po wyrównanym pięciosetowym pojedynku zawodniczki AZS Lingwistycznej Szkoły Wyższej przegrały z BAS Kombinatem Budowlanym Białystok 2:3. Taki rezultat daje azetesieczkom jeden punkt, choć z pewnością liczyły na więcej.

Niemal każdy wie, że bas ma wysoki lub niski poziom. Jest też BAS siatkarski i w tabeli II ligi plasuje się w środku tabeli, a dokładniej na 5. pozycji. To jednak wystarczyło, żeby w sobotnie popołudnie przyjechać do Warszawy w roli faworytek. Gospodynie pojedynku AZS LSW chociaż w grudniu zaliczyły serię dwóch zwycięstw z rzędu, to plasują się na przedostatniej 10. lokacie. Azetesiaczki muszą walczyć o utrzymanie, choć przed sezonem nadzieje były dużo większe.

– Wydaje się mi się, że mamy zespół na poziomie trzeciego miejsca, ale wszystko to co się działo w ubiegłym roku bardzo nas dotknęło. Po pierwszym obozie mieliśmy przypadek koronawirusa. W efekcie miałam zdekompletowany zespół i czasami dwie rozgrywające musiały być na parkiecie, bo nie było kim zagrać. Za sobą mamy dopiero pierwsze trzy treningi, gdy spotkaliśmy się w pełnym składzie. Wierze, że efekty przyjdą – powiedziała trener Agata Szustowicz.

Pierwszego seta zwyciężyły reprezentantki Lingwistycznej Szkoły Wyższej, choć przez większość czasu musiały odrabiać straty. W pewnym momencie stan gry wynosił 18:23 i bliżej wygranej były już białostoczanki. Decydujący 26 punkt zdobyła mocnym atakiem z lewej strony Magdalena Tekiel-Centrone. Druga odsłona nie była już tak zacięta, a po kilkunastu minutach przyjezdne prowadziły 19:12. Tego już nie udało się odrobić i zawodniczki BAS doprowadził do remisu w meczu, zwyciężając drugą partię (25:19).

Niekończąca się wymiana ciosów – tak można opisać trzecią i najbardziej emocjonująca odsłonę spotkania. Przypominała ona starcie dwóch pięściarzy, którzy nie trzymają już gardy tylko uderzają w myśl przysłowia oko za oko. Żadna z drużyn nie mogła objąć większego prowadzenia niż dwa-trzy punkty. Dopiero przy stanie 24:22 dwie piłki setowe miał AZS, ale rywalki je obroniły. Seta zakończyły same zawodniczki BAS Białystok. Przy stanie 30:30 zaserwowały w siatkę, a po chwili popełniły błąd w odbiorze. Stan meczu wynosił 2:1.

Na więcej już siatkarkom AZS LSW nie starczyło szczęścia. Kolejny set zwyciężyły zawodniczki z Białegostoku, choć tu też w pewnym momencie azetesiaczki prowadził 20:19. Ostatecznie partia zakończyła się wynikiem 25:21 i potrzebny był tie-break do wyłonienia zwyciężczyń. W nim już dominowała drużyna ze stolicy Podlasia, która do zmiany stron prowadziła 8:5. Ostatecznie piąty set zakończył się rezultatem 15:10, a cały mecz wygrał BAS Białystok 3:2. Mecz trwał niemal dwie i pół godziny.

– Myślę, że jeszcze dziewczyny potrzebują czasu i zwycięstw, żeby w siebie uwierzyć. Jeśli porażek jest sporo, to łatwo jest się podłamać. Oczywiście w czwartym secie też była szansa, żeby przechylić szalę na swoją stronę, ale chyba za bardzo dziewczyny się spięły, bo chciały udowodnić coś sobie, sztabowi czy prezesowi że są dobre. Teraz jak emocje opadły mogę powiedzieć, że cieszę się z tego jednego punkcika z taką drużyną jak BAS – dodała trenerka, a także była zawodniczka AZS AWF Warszawa czy też Skry.

W kolejnej kolejce AZS LSW Warszawa czeka trudne zadanie. W akademickich derbach drużyna zmierzy się z liderkami tabeli II ligi 2 grupy – AZS AWF Warszawa. Zespół z Bielan w sobotę pewnie wygrała na wyjeździe z Nike Węgrów 3:0 i umocniła się na pierwszym miejscu.

AZS LSW Warszawa – BAS Kombinat Budowlany Białystok 2:3

( 26:24, 19:25, 32:30, 21:25, 10:15 )

Skład AZS LSW: Anna Wolińska, Agata Korkiewicz, Katarzyna Maj (kapitan), Agnieszka Kowal, Anna Piątek, Paulina Kuźnia, Barbara Kołtun, Wiktoria Połosak, Katarzyna Tertelis, Ewa Czajkowska, Ewelina Karsztun, Magdalena Tekiel-Centrone, Michalina Sikora, Aneta Pietrzyńska

Autor: Robert Zakrzewski

Przełożone igrzyska olimpijskie, odwołane mistrzostwa świata, a nawet zamknięte lasy. Miniony rok przygotował trudny egzamin dla wyczynowych sportowców jak i tych amatorsko zażywających ruchu. Dlatego niczym bohaterowie filmu „Powrót do przyszłości” udajemy się w krótką podróż w czasie, żeby zobaczyć co przed nami.

Nie w styczniu, a dopiero w grudniu 2021 roku odbyć ma się jubileuszowa 30. Zimowa Uniwersjada. Gospodarzem zawodów będzie szwajcarska Lucerna, a zmagania rozpoczną się 11 grudnia. Rywalizacja rozgrywana będzie w 10 konkurencjach: od biathlonu, przez hokej, snowboard, aż po mało znany w naszym kraju – narciarski bieg na orientację. W imprezie z pewnością weźmie udział liczna Akademicka Reprezentacja Polski.

Jednym z najważniejszych wydarzeń w sporcie akademickich ma być 31. Letnia Uniwersjada, która potrwa 18 do 29 sierpnia. Wydarzenie gościć będzie w Chengdu – stolicy chińskiej prowincji Syczuan. Zmagania rozegrane zostaną blisko tydzień po tym, jak zgaśnie znicz olimpijski w Tokio. To powinno wpłynąć na wysoki poziom sportowej rywalizacji. Dwa lata temu w Neapolu Polacy zdobyli łącznie 15 medali, w tym 4 złote.

Na szczeblu krajowym kluczową sprawą pozostają Akademickie Mistrzostwa Polski, rozgrywane w aż 35 dyscyplinach. Pod koniec stycznia na dobry początek odbędą się półfinały w futsalu kobiet, które zainaugurowane zostaną w Warszawie i Krakowie. Chwilę później na parkiet wyjdą ich koledzy po fachu. Następnie ruszać będą kolejne konkurencje. Ta wiosna może wyglądać zupełnie inaczej niż poprzednia, gdy większość imprez została przełożona.

– Jestem osobą, która na świat patrzy przez różowe okulary. Uważam, że ten rok będzie lepszy, choć na pewno nie będzie łatwy. Trzeba będzie sprostać licznym wyzwaniom, ale mamy już pewne doświadczenie w tym jak adoptować się do panujących ograniczeń – powiedział Dariusz Piekut, sekretarz generalny AZS.

Choć zawodnicy reprezentujący zielono-białe barwy AZS walczą o ligowe punkty, zdobywają medale na bieżni, pływalni, torze regatowym, to w wyniku obostrzeń doszło do sytuacji w której Akademicki Związek Sportowy znalazł się w innym położeniu niż związki sportowe. Żeby drugi etap popularnych zawodów AZS Winter Cup planowany na 15 stycznia doszedł do skutku AZS Warszawa musiał wystąpić o przyjęcie do Polskiego Związku Narciarskiego.

-Ciągle apelujemy, żeby sport akademicki traktować tak samo jak działania prowadzone przez polskie związki sportowe. Jesteśmy stawiani poza jakimś nawiasem formalnych rozwiązań. Brakuje zrozumienia, że sportu akademickiego nie da się opisać ustawą o sporcie, a ona jest tu głównym punktem odniesienia. AZS jest stowarzyszeniem i działa w oparciu o inną ustawę. Rozporządzenie mówiące o tym, że dzieci i młodzież mogą rywalizować we współzawodnictwie organizowanym przez związek sportowy nie wspomina nic o AZS, a w pierwszej 10 klubów w Polsce jest siedem naszych. Nie zakładam że jest to złośliwość, rozumiem konieczność wprowadzania obostrzeń, ale pomijanie AZS jako istotnego ogniwa systemu sportu polskiego, jest istotnym problemem w realizowaniu powierzanych nam zadań – dodaje Dariusz Piekut.

Oprócz sportu wyczynowego w środowisku akademickim nie może zabraknąć miejsca dla popularyzacji aktywności fizycznej, oraz rekreacji. Mimo wielu wyzwań związanych z pandemią i zmieniającymi się obostrzeniami w Warszawie udało przeprowadzić “Test Coopera dla Wszystkich”, “Warszawski Maraton Fitness”, zaprosić na treningi w ramach akcji “Aktywny Warszawiak”. Przyszli studenci mogli zmierzyć się podczas zawodów “Z SKS-u do AZS-u”, a poszukiwania pływackich talentów trwają podczas imprezy „Od Młodzika do Olimpijczyka”. W przyszłym roku spodziewać można się kontynuacji tych przedsięwzięć i nie tylko.

– Jest nowy rok, są też nowe pomysły o których rozmawiamy. Chcielibyśmy utrzymać działania które podejmujemy. Trochę jest za wcześnie, żeby zdradzać szczegóły, ale staramy się znaleźć obszary, które w trudnym czasie będą aktywizowały studentów i młodzież. Na pewno planujemy rozwinąć Test Coopera dla Wszystkich, bo jak dzieci wrócą do szkół, to chcemy zobaczyć jak jest z ich aktywnością po tak długiej przerwie od nauki tej tradycyjnej. Staramy się też coś zaproponować studentom, którzy w semestrze letnim nie wrócą na zajęcia stacjonarnie, bo już mamy takie sygnały. Dla nich rozszerzymy program Aktywny Warszawiak – mówi Rafał Jachimiak, dyrektor biura AZS Warszawa.

Obecnie wyzwaniem staje się dotarcie do studentów, których fizycznie nie ma na uczelniach i kampusach. Choć istotna jest tu rola mediów społecznościowych, to jednak i tak nic nie odbyłoby się bez lokalnych animatorów i trenerów.

– Ubiegły rok nauczył mnie, że nie ma sytuacji beznadziejnej, oraz tego że warto rozmawiać z ludźmi i przekonywać ich do swoich pomysłów. Oczywiście były momenty kryzysowe, zwłaszcza odwołanie Akademickich Mistrzostw Polski w narciarstwie. Dużym impulsem było natomiast wznowienie zmagań i to jak we wrześniu przychodzili sami studenci i prosili, żeby wystartować w zawodach oraz trenować na obiektach uczelni. Ważna była też przychylność uczelni – ocenia Mikołaj Chudzik, prezes AZS Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, laureat nagrody im. Eugeniusza Pietrasika.

Ostatnia, ale nie mniej ważna jest liga środowiskowa. W niektórych dyscyplinach rywalizacja toczy się już od kilku miesięcy np. piłce nożnej czy koszykówce, a inni dopiero przystąpią do zmagań i powalczą o półfinały AMP. Wspomnienia z takiej rywalizacji i nawiązanych tu znajomości po latach mogą okazać się bezcenne.

Autor: Robert Zakrzewski

W 2020 roku waterpoliści AZS Uniwersytetu Warszawskiego skoczyli na głęboką wodę. Nie tylko wywalczyli awans do ekstraklasy, ale po bardzo udanej pierwszej rundzie byli już pewni utrzymania. Teraz mają szansę powalczyć o medale mistrzostw kraju.

– Niebo jest teraz limitem – mówi Jakub Bednarek trener drużyny, która w grupowych rozgrywkach radziła sobie jak ryba w wodzie. AZS Uniwersytet Warszawski zwyciężył wszystkie dwumecze w tym na wyjeździe z Alfą Gorzów Wielkopolski – brązowym medalistą ubiegłorocznych mistrzostw Polski. Na łamach portalu wyborcza.gorzow.pl prezes rywali przyznał, że „Dawno nie było w ekstraklasie tak mocnego beniaminka. To znakomita wiadomość dla naszej dyscypliny”.

Dzięki swojej fantastycznej postawie akademicy awansowali do grupy mistrzowskiej w której stoczą walkę o podium. W decydującej fazie spotkają się z obrońcami tytułu Polonią Bytom, Waterpolo Poznań i OCMER Łódź.

– Po awansie do ekstraklasy naszym planem minimum było znalezienie się w finałowej czwórce. Wiedzieliśmy, że mamy drużynę, która w wodzie będzie w stanie wygrać z każdym, bo na papierze różnie nas oceniano. Pokonaliśmy ubiegłorocznych medalistów więc teraz niebo jest limitem. Nie ma już takiej presji, bo nie znaleźliśmy się w grupie spadkowej. Z zawodników spadło duży ciężar, a teraz naszym celem jest medal – mówi Jakub Bednarek, trener AZS UW.

Pandemia pokrzyżowała wiele planów w zeszłym roku, ale w przypadku wodniaków AZS UW zamknięcie rozwiązało wiele problemów.

– Terminy meczów i kolejek kilka razy były zmieniane. Z drugiej strony pod względem treningu wiele rzeczy się poprawiło. To może nie będzie zbyt popularne stwierdzenie, ale ponieważ nie odbywały się różne zajęcia, to dostaliśmy dużo więcej czasu basenowego. Dzięki temu trenowaliśmy po parę godzin dziennie – mówi trener.

Sekcja piłki wodnej na Uniwersytecie Warszawskim założona została w 2013 roku. Obecnie trzon drużyny stanowią młodzi gracze. Zdaniem trenera średnia wieku zespołu, to zaledwie 21-22 lata. Mimo to nie brakuje graczy, którzy w podbramkowych sytuacjach decydują się wziąć na siebie odpowiedzialność.

– W pierwszym składzie jest trzech-czterech chłopaków, którzy wywalczyli ten awans. Latem doszło do nas pięciu zawodników, ale najczęściej były to powroty do kluby. Namawialiśmy naszych wychowanków, żeby ogrywali się gdzie indziej do momentu aż awansujemy. To było super, bo wrócili bardziej doświadczeni. Co do umiejętności to oczywiście każdy z zawodników musi być dobrym pływakiem i ważne są też charakterologiczne kwestie – wyjaśnia Jakub Bednarek.

Chociaż waterpolo należy do jednej z najstarszych drużynowych dyscyplin olimpijskich, to w Warszawie nie jest zbyt popularne. Co prawda jednym z najbardziej utytułowanych klubów w historii kraju jest Legia, która w latach 50 i 60-tych ubiegłego wieku zdobyła aż 11 tytułów mistrzowskich. Spoglądając jeszcze dalej w okres 20-lecia międzywojennego zobaczymy, że w krajowej czołówce był też AZS Warszawa. Teraz swoją historię piszą gracze AZS UW, którzy chcieliby przyczynić się do promocji tego sportu.

– Bardzo byśmy chcieli znaleźć miejsce dla siebie na sportowej mapie. W Warszawie w seniorskim męskim sporcie nie ma zbyt wielu drużyn grających w najwyższej klasie rozgrywkowej. To pewnie wszystko kwestia marketingu, dobra oprawa spotkań i kwestia czasu. Nie myślimy o tysiącach osób, ale licząc w setkach to jest realne. Od tego sezonu liga pokazuje mecze w internecie i komentują je osoby, które są byłymi sędziami, albo zawodnikami. Dobrze tego posłuchać, żeby zrozumieć zasady – dodaje nasz rozmówca.

Teraz przed azetesiakami przygotowania do decydującej rundy. Pierwszy mecz ligowy rozegrany zostanie dopiero pod koniec lutego. Jednak już w styczniu odbędą się mecze w ramach Pucharu Polski więc nie będzie dużo czasu na odpoczynek.

Autor: Robert Zakrzewski

Foto: AZS UW Waterpolo

W mijającym roku aż pięć finałów Akademickich Mistrzostw Polski rozegrano w Warszawie. To tu pierwszy raz w historii walczono o miano najlepszej akademickiej drużyny w kraju w koszykówce 3 x 3, oraz unihokeju.

Do historii przeszedł wyjątkowo długi sezon Akademickich Mistrzostw Polski. Z powodu pandemii i odwołania wydarzeń sportowych, cały okres wiosenny można było spisać na straty. Jednak organizatorzy i uczestnicy nie wywiesili białej flagi i zachowując zasady bezpieczeństwa dokończyli rozgrywki w drugiej części roku.

Jedyną imprezą której niestety nie udało się rozegrać były Akademickie Mistrzostwa Polski w narciarstwie zaplanowane na początek marca. Choć zawody odbywają się na terenie zakopiańskiego ośrodka Harenda, to ich organizatorem jest AZS Warszawa. Pozostaje wierzyć, że nic nie zakłóci edycji zaplanowanej na marzec 2021 roku.

W czerwcu po okresie trenowania w domach i wirtualnych wyzwaniach, rywalizacja została odmrożona. Po przerwie pierwszymi Akademickimi Mistrzostwami Polski rozegranymi w Warszawie, ale też w ogóle w historii była koszykówka 3 x 3. Wcześniej w tej konkurencji toczyła się walka o  Puchar Zarządu Głównego AZS.

W turnieju wzięło 19 męskich i 18 żeńskich drużyn reprezentujących w sumie 26 uczelni. W meczu o złoto wśród panów Politechnika Gdańska pewnie pokonała UMCS Lublin (22:12), Natomiast w finale pań zmierzyły się dwie Politechniki, a inżynierki z Gdańska pokonały z koleżanki z Poznania (13:11).

– W zeszłym roku też mieliśmy dublet, ale w tradycyjnej koszykówce. Teraz cieszymy się z dubletu w koszykówce 3×3. Mistrzostwo smakuje bardzo dobrze, bo ja nie po to, po latach ubrałem buty do koszykówki, by nie wygrać – mówił Piotr Renkiel z Politechniki Gdańskiej, jednocześnie trener reprezentacji Polski w koszykówce 3 x 3.

Spod kosza szybko przenieśliśmy się nad jezioro Niegocin, gdzie na przełomie sierpnia i września AZS Warszawa zorganizował Akademickie Mistrzostwa Polski w żeglarstwie. Kilka lat temu zawody już rozgrywane były w tym terminie, jednak ostatnio miejsce w kalendarzu mają na przełomie mają i czerwca. Przy sprzyjających wiatrach tak też będzie w przyszłym roku.

Przez trzy dni rywalizowało 57 jachtów w klasie Omega reprezentujących 27 uczelni. Tradycyjnie już najlepsza okazała się Politechnika Gdańska, a wśród sterników wygrał Aleksander Michalski. Dla inżynierów była to już siódma wygrana w klasyfikacji drużynowej z rzędu. Drugie miejsce przypadło Szkole Głównej Handlowej z Warszawy.

– Najważniejsze było nastawienie psychiczne. Wcześniej nigdy z moją załogą razem nie pływaliśmy, ale byłem przekonany, że mamy “papiery”, żeby wygrać – mówił zadowolony Aleksander Michalski, który dodał że przy okazji dziesiątego tytuły Politechnika Gdańska przygotuje niespodziankę.

Bez kija nie podchodź – to powiedzenie idealnie sprawdziło się podczas pierwszych w historii Akademickich Mistrzostw Polski w unihokeju. Przez trzy dni w Centrum Sportu i Rekreacji Uniwersytetu Warszawskiego rywalizowało 14 uczelni. Były emocje, gole i wyrównane szybkie mecze.

Zawody okazały się dużym sukcesem, choć sama dyscyplina w Warszawie nie należy do popularnych. W finałowym spotkaniu Akademia Górniczo Hutnicza Kraków pokonała po rzutach karnych Uczelnię Państwową im. Jana Grodka w Sanoku (7:6).

– To był bardzo ciężki i wyrównany mecz, a do tego karne. Przez całe spotkanie czuć było huśtawkę emocji, od złości do radości. Koniec jest jednak wspaniały – mówiła szczęśliwa Klaudia Jachymiak, która została wybrana najlepszą bramkarką turnieju.

Podczas rywalizacji w brydżu sportowym karta sprzyjała reprezentantom Uniwersytetu Warszawskiego, którzy okazali się niezbyt gościnni dla swoich rywali. Na początku października, na terenie Centrum Sportów Umysłowych, zmierzyło się 140 zawodników z 19 uczelni. Wszystko odbywało się z zachowaniem większych niż zwykle zasad bezpieczeństwa.

W klasyfikacji par zwyciężyli zawodnicy Akademii Leona Koźmińskiego: Igor Łosiewicz i Łukasz Witkowski, a wśród teamów najlepszy był Uniwersytet Warszawski, który wygrał także klasyfikację generalną uczelni.

– Myślę, że brydż to może być rozrywka dla każdego, nie tylko dla umysłów ścisłych. Na pewno pomaga umiejętność współpracy, skupienia, ale też odporność na stres, bo są różne sytuacje w grze – powiedział Krzysztof Cichy, dla którego były to pierwsze Akademickie Mistrzostwa Polski.

Maszyny ruszyły pełną parą w listopadzie podczas Akademickich Mistrzostwa Polski w ergometrze wioślarskim. Łącznie do rywalizacji w wadze lekkiej i otwartej przystąpiło 260 studentek i studentów z 36 uczelni. Zawody odbywały się zachowaniem dystansu, w hali obowiązywało noszenie maseczek, a dekoracje odbywały się na poza Centrum Sportu i Rekreacji UW. Cała impreza okraszona została zdobytym rekordem imprezy i Polski.

– Po wyścigu byłem niezadowolony, bo moim celem był rekord świata. Zabrakło mi niewiele. To nie była kwestia zbyt dużego planu, ale odpuszczenia w środkowej części i trochę zwolnienia tempa. Taki wynik bierze się z kilku lat regularnej pracy – powiedział po swoim starcie Paweł Widawski, który 1000 m pokonał w 2:54,3.

W Warszawie swoją drogę do medali rozpoczęło wiele uczelni w ramach rozegranych półfinałów Akademickich Mistrzostw Polski w futsalu kobiet, koszykówce kobiet i mężczyzn, piłce nożnej mężczyzn, piłce ręcznej kobiet i mężczyzn czy siatkówce kobiet, oraz siatkówce plażowej kobiet i mężczyzn. Organizatorami tych imprez był AZS Warszawa, oraz AZS Uniwersytet Warszawski i AZS Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

Frekwencja z pewnością była niższa niż w ubiegłych latach, ale złożyło się na to wiele czynników. Wymienić można oczywiście sytuację pandemiczną, oraz zdalne nauczanie, które nie ułatwiało kompletowania drużyn zwłaszcza w sportach drużynowych. Nowe terminy nie zawsze też sprzyjały studentom, którzy rozgrywki akademickie musieli godzić z ligowymi. Mamy nadzieję, że w 2021 roku nie zabraknie też osób, które dopiero rozpoczęły naukę na wyższej uczelni i po raz pierwszy będą miały okazję reprezentować barwy swojej almamater.

Głównym sponsorem Akademickich Mistrzostw Polski jest GRUPA LOTOS. Imprezy dofinansowane jest przez Ministerstwo Sportu, m.st. Warszawa oraz Urząd Marszałkowski Województwa Mazowieckiego.

Autor: Robert Zakrzewski

Foto: Marcin Selerski, Michał Szczypliński