18 kwi Zwycięski rzut AZS UW
To było szczęśliwe zakończenie spotkania, które w pewnym momencie zaczęło mieć dość niefortunny przebieg. Po wyrównanym boju szczypiorniści AZS Uniwersytetu Warszawskiego pokonali rezerwy Orlen Wisły Płock 26:25. Bramkę dającą wygraną zdobyli z rzutu wolnego już po końcowej syrenie.
Dawid Szpejna kontra „Nafciarze”, tak można opisać początek meczu rozgrywanego w sobotni wieczór w Centrum Sportu i Rekreacji UW. Już po dziesięciu minutach gry utrzymywał się wynik 5:2, a wszystkie trafienia dla gospodarzy zdobył szalejący na skrzydle, wspomniany już, zawodnik z numerem 22 na zielonej koszulce.
Zdobytą przewagę gracze AZS UW zdołali jeszcze nieco powiększyć, a rezultat na 15:11 przed przerwą ustalił płocczanin Kacper Wawszczak. Obie strony co prawda mogły mówić o pewnym niedosycie, bo zarówno zawodnicy AZS UW jak i Orlen Wisły II trafiali często w słupki oraz poprzeczki.
W drugiej części meczu na gola trzeba było poczekać niemal cztery minuty. Rzutową niemoc przełamał dopiero zawodnik przyjezdnych – Konrad Brzeziński, na co szybko odpowiedział bramką Miłosz Zawadzki. Gra robiła się coraz dynamiczniejsza, a trzy trafienia pod rząd zdobyte przez gości sprawiły, że w 40 minucie uniwerek prowadził tylko 17:16.
Ostatnie minuty zamieniły się w dreszczowiec. Trenerzy krążąc obok swoich ławek pokonywali kolejne kilometry i tracili głosy. W pewnym momencie zdawało się, że AZS UW odzyskuje kontrole nad przebiegiem rywalizacji. W 57 minucie Ernest Pilarski wykorzystał kontrę i dał prowadzenie azetesiakom 25:22.
Wydawać się mogło, że jest już po meczu. Jednak zawodnicy AZS otrzymali dwie kary czasowe, a „Nafciarze” wykorzystali grę w przewadze. Do bramki musiał też wrócić utykający Krzysztof Lipka i mimo problemów został jednym z bohaterów meczu. Wszystko po tym jak obronił akcję sam na sam z Filipem Witkowskim przy stanie 25:25.
Kiedy już wszyscy myśleli o serii rzutów karnych z ostatnią akcją ruszyła drużyna uniwerku. Piłka posłana została na prawą stronę do Miłosza Zawadzkiego, a ten został osaczony i sfaulowany równo z syreną końcową. Jak się okazało piłkę meczową i to dosłownie w swoich rękach trzymał już Wiktor Przybysz, który rzucił mocno nad murem. Później uradowany popędził sprintem przez całe boisko, a z gratulacjami ruszyli do niego wszyscy siedzący na ławce rezerwowych.
– Przyznam się, że w piątek na treningu zrobiłem to samo. Wtedy wyszło mi pierwszy raz w życiu, a teraz udało się powtórzyć. Ciesze się bardzo, bo gdybym tego nie trafił, to byśmy mieli rzuty karne. Wiedzieliśmy, że to nie będzie łatwy mecz, bo chłopaki z Płocka to ambitny zespół. Przez pewien czas mieliśmy grę pod kontrolą i przez własne błędy to straciliśmy – mówił po meczu Wiktor Przybysz.
Trener AZS Uniwersytetu Warszawskiego nie ukrywał zadowolenia, bo takiego finału nikt się nie spodziewał. Co do samego stylu gry swoich zawodników miał jednak zastrzeżenia.
– Uczulałem chłopaków, że zespół z Płocka jest młody, ambitny, grają szybko i na pewno będą chcieli się pokazać z dobrej strony. Oglądaliśmy jeszcze wideo w piątek, ale czy zrealizowaliśmy nasze założenia? Wydaje mi się że nie. Oczywiście ciesze się z trzech punktów, bo one przybliżają nas do celu jaki sobie postawiliśmy – ocenił trener Piotr Obrusiewicz.
Drużyna AZS UW zajmuje w tabeli grupy C 4 lokatę z dorobkiem 32 punktów i walczy o miejsce w pierwszej trójce. Miejsce w niej ma gwarantować pozostanie w nowej 1 lidze centralnej, utworzonej po połączeniu czterech obecnych grup.
Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Selerski