Bez kategorii
nsw-5g3e3zpjeuz9o1ij0b6mi1dj4lfmg2b1hisyh3g2lqzqe-k3efbz4s9bh4z205w-rbkfx3qeuapqrfuljj28fg6d6sa5p1lhmdw5fylqx4j30b4hs57-tykgqhz9koa5
-1
archive,paged,category,category-bez-kategorii,category-1,paged-53,category-paged-53,bridge-core-3.3.2,tribe-no-js,qode-optimizer-1.0.4,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,hide_top_bar_on_mobile_header,qode-smooth-scroll-enabled,qode-theme-ver-30.8.3,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-8.0.1,vc_non_responsive,elementor-default,elementor-kit-22119

Bez kategorii

Gdyby energię wyprodukowaną przez uczestników Warszawskiego Maratonu Fitness dało się zamienić na zasilanie, to zaopatrzyłaby w moc obiekty Akademii Wychowania Fizycznego. Wydarzenie trwało przez sześć godzin i prowadzone było przez doświadczonych instruktorów. Wszystko odbywało się z zachowaniem dystansu, co podczas maratonu zawsze ma znaczenie.

W niedzielę 13 grudnia pasjonaci zdrowego stylu życia stawili się na warszawskich Bielanach podczas kolejnej edycji Warszawskiego Maratonu Fitness. W trzech halach odbyło się łącznie 17 treningów. Szeroka oferta obejmowała m.in. tabate, step, jogę, ale też dance, piloxing czy też pilates. W zajęciach wziąć mógł każdy, a udział był bezpłatny.

Uczestnicy zgłoszeni na poszczególne godziny otrzymywali kolorowe opaski, które były swego rodzaju przepustką. W tym roku czas treningów został skrócony z godziny do 45 minut. Każdy musiał przyjść z własną matą do ćwiczeń. Dodatkowo trenować można było w domu, bo prowadzona była transmisja internetowa z głównej hali.

– Tegoroczna edycja na pewno jest inna pod wieloma względami takimi jak frekwencja i reżim sanitarny, ale jeśli chodzi o poziom to dalej jest fantastycznie. Nic nie zmieni atmosfery na sali fitness, tego uczestnictwa w zajęciach, kontaktu z osobą prowadzącą i tych endorfin – mówi Dorota Święćkowska, instruktorka fitness.

Nie zabrakło stałych bywalców i nowych osób. Choć większość decydowała się na blok składający się dwóch-trzech zajęć, to najwytrwalsi trenowali przez pełne sześć godzin. To już był nie lada wyczyn.

– Kierowałam się różnorodnością zajęć. Chciałam spróbować czegoś na czym nie byłam w latach poprzednich. Pierwsze dwie godziny spędziłam na jodze, więc czuje się dobrze zrelaksowana. Na treningu dance z Dorotą Święćkowską była świetna energia. Tego się nie da przenieść przez kamerkę internetową. Bardzo mi brakowało takich wydarzeń – mówiła Justyna Słodownik, która trenowała przez pełne 6 godzin.

Choć jest wielu znanych instruktorów fitness, to na palcach dało się policzyć trenujących panów.

– Atmosfera jest super, czuć bardzo dużo dobrej energii dookoła. Wszystko odbywa się w miłej atmosferze, choć instruktorzy dają nam wycisk. Jestem na Warszawskim Maratonie Fitness po raz któryś z kolei i uważam, że każdy znajdzie tu coś dla siebie. Co do ilości panów, to uważam że jest pewien stereotyp mówiący o tym że fitness jest tylko dla pań i że lepiej iść na siłownie powyciskać niż poćwiczyć interwałowo– opowiada Michał uczestnik wydarzenia.

Całe wydarzenie zakończył dwugodzinny maraton zumby prowadzony przez Annę Cegłowską i Oktawiana Zagórskiego. Taneczny trening przyciągnął grono zainteresowanych, którzy chcieli się zmęczyć w ten przyjemny sposób. Pewnie gdyby nie ograniczenia frekwencja byłaby jeszcze większa. W zamian uczestnicy otrzymali więcej miejsca na parkiecie.

– W tym roku jest mniej osób i są większe dystanse między ludźmi. Z drugiej strony teraz bardziej ludzie to doceniają, że mogą wyjść i poćwiczyć. Mimo, że jest mniej osób, to energia jest większa. Co do naszego treningu, to mamy bardzo zróżnicowane tempo intensywności. Jeśli jest bardziej intensywny utwór i dużo podskoków, to później robimy coś bardziej tanecznego. Dzięki temu spala się dużo kalorii. To trochę jak z jazdą samochodem. Jak jedziemy szybko i wolno na zmianę to spalanie będzie większe – opowiada z uśmiechem Anna Cegłowska, instruktorka zumby.

Zwycięzcą tego maratonu może czuć się każdy, kto niedzielne popołudnie spędził trenując na terenie Akademii Wychowania Fizycznego, lub też w domu przed telewizorem.

Warszawski Maraton Fitness to impreza cykliczna organizowana przez AZS Warszawa przy wsparciu Akademii Wychowania Fizycznego i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Akcja prowadzona jest w ramach programu „Aktywny Warszawiak” promującego aktywny tryb życia przez szereg ogólnodostępnych zajęć.

Wydarzenie finansowane jest ze środków m.st Warszawy oraz Ministerstwa Sportu.

Autor: Robert Zakrzewski

Choć na termometrach blisko zera stopni, to powiało wiosną. We wtorkowy wieczór odbyły się akademickie derby Warszawy w piłce ręcznej kobiet. Spotkanie pomiędzy AZS Uniwersytetem Warszawskim i AZS Akademią Wychowania Fizycznego rozgrywane było już na poczet rundy rewanżowej I ligi.

Zgodnie z terminarzem do meczu powinno dojść dopiero w marcu, jednak wykorzystując chwilę przerwy drużyny zgodziły zagrać się o ligowe punkty już teraz. Biorąc pod uwagę sytuację pandemiczną nikt nie wie co będzie za kilka tygodni i czy nie dojdzie do zawieszenia rozgrywek, jak to już miało w tym roku.

Zawodniczki z Bielan były faworytkami rywalizacji i przystępowały do niej jako liderki I ligi gr. C z dorobkiem 21 punktów. Szczypiornistki AZS Uniwersytetu Warszawskiego znajdują się na drugim biegunie tabeli czekając na swoją pierwszą zdobycz. Z pewnością chciały sprawić niespodziankę w derbowym pojedynku i odpłacić się za porażkę poniesioną z AZS AWF w październiku w hali przy Marymonckiej (19:34).

Początek spotkania był bardzo wyrównany. Pierwsze trafienie w Centrum Sportu i Rekreacji UW zdobyły gościnie w drugiej minucie meczu dzięki Laurze Nawarze. Po chwili wyrównała Kamila Jabłońska-Strzępka. Dochodziła ósma minuta gry i utrzymał się remis 2:2. W ciągu kolejnych 120 sekund cztery kolejne trafienia zdobyły zawodniczki w zielonych strojach i na tablicy świetnej widniał już wynik 2:6.

Szczypiornistki AZS UW nie złożyły jednak broni i w 17 minucie Martyna Sawa zdobyła kontaktowe trafienie przy stanie 6:7. To był okres dobrej gry gospodyń, które zdobyły cztery trafienia w pięć minut. W bramce dobrze radziła sobie też Dominika Staniec.

Na pięć minut przed końcem pierwszej połowy utrzymywał się wynik 9:10, ale tu ponownie do głosu doszły zawodniczki AZS AWF Warszawa, które pokazały że nieprzypadkowo są liderkami tabeli. Zawodniczki z Bielan rzuciły cztery bramki z których ostatnią dołożyła Aleksandra Janiec i ze spokojem schodziły na przerwę.

Druga część meczu przebiegała pod dyktando szczypiornistek AWF i nie dostarczyła tak wielu emocji. Na początku głównie po trzech trafieniach grającej z numerem 9 wspomnianej Kamili Jabłońskiej-Strzępki utrzymywał się rezultat 12:15, ale pięć kolejnych bramek zdobyła drużyna gości i tej przewagi nie udało się już odrobić. Ostatnie trafienie w meczu zdobyła Joanna Marzewska ustalając wynik spotkania na 28:20 dla AZS AWF. Akademiczki dopisały sobie kolejne 3 punkty.

– Najważniejsze, że zdobyliśmy trzy punty, ale nasza gra pozostawiała dużo do życzenia. Nie tylko w tym meczu mamy problemy w koncentracją, tak żeby dobrze wejść w pierwszą i drugą połowę. Jak to się mówi nasze głowy zostają w szatni. Jest to rzecz nad którą staramy się pracować – powiedział po meczu Paweł Kapuściński, trener AZS AWF Warszawa.

Chociaż zawodniczki AZS UW nie zagrały złego spotkania, to muszą szukać pierwszych punktów w innych meczach. Okazja już w najbliższy weekend, kiedy to do Warszawy przyjdzie drużyna SMS ZPRP Płock, która w tabeli również ma zerowy dorobek.

– AWF pokazał swoje doświadczenie i to, że nie jest przypadkowo na czele tabeli. Mają fajnie grające zawodniczki. My zagrałyśmy poprawny mecz, ale zabrakło czegoś więcej żeby dać od siebie, jakiejś większej skuteczności. Nasze bramkarki zagrały super. W pierwszej połowie gdyby nie Natalia to pewnie wynik mógłby być wyższy – mówiła po meczu Katarzyna Zglinicka-Skierska, trenerka AZS UW.

Najwięcej bramek w derbowym pojedynku zdobyła zawodniczka AZS Uniwersytetu Warszawskiego Kamila Jabłońska–Strzępka bo osiem. Najskuteczniejsza w drużynie AZS AWF Warszawa była rozgrywająca Yana Chabrova z siedmioma trafieniami.

Autor: Robert Zakrzewski

AZS Uniwersytet Warszawski – AZS AWF Warszawa 20:28 (9:14)

Cenne zwycięstwo odnieśli reprezentanci środowiska AZS Warszawa podczas 11. Ogólnopolskiego Finału Igrzysk Studentów Pierwszego Roku. Walka w klasyfikacji końcowej była bardzo wyrównana, a o wszystkim zdecydował zaledwie jeden punkt.

Igrzyska Studentów Pierwszego Roku odbyły się w weekend 5 i 6 grudnia na terenie Centralnego Ośrodka Sportu Akademickiego w Wilkasach, oraz w Giżycku. Choć olimpijski płomień nie zapłonął w tym roku w Tokio, to po raz pierwszy igrzyska studenckie zawitały nad jezioro Niegocin. Zawody rozgrywane były w reżimie sanitarnym i bez udziału kibiców. Dla większego bezpieczeństwa wszystko odbywało się w czterech halach.

– Każde środowisko mogło wystawić tylko dwoje zawodników w konkurencjach indywidualnych. W sportach drużynowych tylko futsal miał osiem drużyn. Wszyscy byliśmy podzieleni na pięć hoteli, nie było też wspólnych posiłków. Każdy otrzymywał jedzenie na wynos i spożywał je w swoim pokoju. Do tego był obowiązek noszenia maseczek. Nie można było też pójść zobaczyć jak grają koledzy i koleżanki, bo mecze rozgrywane były bez udziału publiczności – opowiada Magdalena Bryk, kierowniczka reprezentacji AZS Warszawa.

Zmagania odbyły się w kilku dyscyplinach – pływaniu, ergometrze, tenisie stołowym, futsalu, koszykówce i siatkówce. Przedstawiciele AZS Warszawa bardzo dobrze radzili sobie zwłaszcza na basenie, gdzie zwyciężyli w klasyfikacji drużynowej kobiet i mężczyzn. Triumfowali też w rywalizacji sztafet, a indywidualne sukcesy odnieśli Aliksandra Shuliakouskaya na 50 metrów stylem dowolnym i Łukasz Czerwiński na 50 m stylem grzbietowym. Dwukrotnie pierwszy był też Bartosz Mielniczuk.

Warszawianie dominowali również pod koszem. Wśród pań zawodniczki Akademii Wychowania Fizycznego wygrały wszystkie swoje trzy mecze z imponującym bilansem wynoszącym 165:30. Zawodnicy Akademii Leona Koźmińskiego zwyciężyli turniej panów, ale oni napotkali więcej trudności na swojej drodze. Widać to choćby po rezultacie meczu z reprezentantami AZS Katowice (38:32).

Cenne punkty zdobył Paweł Święcicki z AWF Warszawa, który wygrał rywalizację na ergometrze w wadze lekkiej wyprzedzając kolejnego zawodnika o 14 sekund. Dodatkowo Hanna Krasuska z Uniwersytetu Warszawskiego była druga wśród pań w kategorii open. Drugie miejsce w swoich zmaganiach zajęły siatkarki z Uniwersytetu Warszawskiego, a w rozgrywkach mężczyzn trzecia lokata przypadła siatkarzom z Politechniki Warszawskiej.

O sporym pechu mogą mówić futsaliści stołecznych Inżynierów, którzy po meczach grupowych mieli tyle samo punktów co dwie inne drużyny w tabeli. Niestety przez gorszy bilans bramkowy nie znaleźli się w półfinale, tylko w niedzielę grali o dalsze lokaty.

– Walka i emocje były do końca, ale to dobrze. Futsaliści z Warszawy szli na mecz o 5. miejsce z Gdańskiem wiedząc, że muszą wygrać. Niestety im nie wyszło (0:1). Gdyby wygrali mielibyśmy pewne zwycięstwo w klasyfikacji generalnej, a tak musieliśmy poczekać na rezultat spotkania AZS Lublin i Poznania. Porażka tych pierwszych sprawiła, że pozostaliśmy na pierwszym miejscu – opisuje przebieg rywalizacji Magdalena Bryk.

Ostatecznie AZS Warszawa zdobył 80 punktów wyprzedzając AZS Katowice (79 pkt) i AZS Lublin (76,5 pkt). Tuż za podium znalazło się środowisko AZS Kraków (66 pkt).

Igrzyska Studentów Pierwszego Roku to impreza wyjątkowa, bo wystartować można w niej tylko raz w życiu będąc studentem pierwszego roku.

XI Ogólnopolski Finał Igrzysk Studentów Pierwszego Roku został dofinansowany ze środków Ministerstwa Sportu. Sponsorem głównym Akademickiego Związku Sportowego jest Grupa LOTOS.

Autor: Robert Zakrzewski

Foto: Michał Szypliński/NTN Snow & More

Pełne wyniki

 

 

 

Przez sześć godzin uczestnicy Warszawskiego Maratonu Fitness wyprodukują moc energii i spalą tysiące kilokalorii, a przede wszystkim doskonale będą się bawić. Wydarzenie odbędzie się już 13 grudnia. Obowiązują limity miejsc dlatego warto się spieszyć ze zgłoszeniami.

W tym roku ćwiczenia z trenerami prowadzone będą na terenie Akademii Wychowania Fizycznego. W trzech halach odbędą się zajęcia z tabaty, jogi, pilatesu, zumby, czy treningu funkcjonalnego. To tylko część z bogatej propozycji w której każdy znajdzie coś dla siebie. Udział jest bezpłatny, trzeba jedynie się zgłosić wcześniej drogą elektroniczną.

– Wprowadziliśmy limit na dużej hali wynoszący 130 osób na każde zajęcia. W salach mniejszych trenować będzie mogło po 25 osób. Obowiązywać będzie noszenie maseczek po wyjściu z każdego treningu, oraz dezynfekcja rąk. Zajęcia będą trwały 45 minut, a nie godzinę jak dotychczas. Trzeba opuścić obiekt, przewietrzyć halę, zdezynfekować ręce i przejść ponowny proces wpuszczania na zajęcia. Wszystko rozgrywane będzie w dość intensywnym tempie, bo to jednak maraton. Chodzi o to, żeby się zmęczyć i wrócić do domu zadowolonym – powiedział Rafał Jachimiak z AZS Warszawa.

Z powodu obostrzeń to nie będzie rekordowa edycja imprezy. Wszystko jednak wskazuje, że mimo pandemii miłośnicy sportu chcą podtrzymywać swoją kondycję fizyczną. Zwłaszcza, że w ciągu ostatnich lat aktywność Polaków stale rosła o czym świadczy rosnąca frekwencja na biegach masowych czy w klubach fitness.

– Ludzie są spragnieni takich wydarzeń, bo widzę to w mediach społecznościowych. Fitness jest na topie tym bardziej, że zbliżają się święta, a jak wiemy w branży sportowej to oznaczało pełne sale na siłowniach. Co do samego maratonu to sporo osób przychodzi na pełne sześć godzin. Zwykle najwięcej uczestników przyciąga zumba, popularna jest też joga i pilates. Również osoba trenera często jest magnesem. W zależności od zajęć podczas godziny zajęć można spalić koło koło 600-700 kilokalorii. Najwięcej spala się podczas treningów tanecznych – mówi Marzena Walenda współorganizatorka imprezy i instruktorka fitness.

Zajęcia podczas Warszawskiego Maratonu Fitness poprowadzą m.in Krystian Gronek – tancerz i szkoleniowiec fitness i Dorota Święćkowska – trenerka personalna specjalizująca się w nowoczesnych formach gimnastyki. Jeśli nie słyszeliście o piloxingu czyli połączeniu boksu, pilatesu oraz tańca, to Paulina Szela czeka z przyspieszonym kursem. Natomiast Oktawian Zagórski i Anna Cegłowska wycisną ostatnie poty podczas maratonu zumby.

Impreza odbędą się 13 grudnia na terenie Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie przy ul. Marymonckiej 34. Początek o godzinie 10. ZAPISY

Warszawski Maraton Fitness to impreza cykliczna organizowana przez AZS Warszawa przy wsparciu Akademii Wychowania Fizycznego i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Wydarzenie finansowane jest ze środków m.st Warszawy, oraz Ministerstwa Sportu.

Autor: Robert Zakrzewski

Lista zajęć:

TABATA – Katarzyna Witkowska-Błażejczyk

STEP, DANCE – Dorota Święćkowska

mFIT Power, Core – Piotr Końko

PILOXING ® SSP – Paulina Szela

STRONG NATION – Ania Cegłowska

AERO DANCE NEW STYLE – Krystian Gronek

MOBILITY – Karolina Ito

TRENING FUNKCJONALNY – Michał Sejna

ZUMBA MARATON – Oktawian Zagórski, Ania Cegłowska

 

 

W mikołajkowy weekend, na czterech halach, rozegrano szósty finał ogólnopolskiej akcji „Z SKS-u do AZS-u”. W zmaganiach wzięło udział blisko 300 uczniów szkół średnich z Torunia, Inowrocławia, Lublina, Kielc, Gdańska, Siedlec i Warszawy. Impreza była dobrą zachętą do tego, żeby przygodę ze sportem kontynuować na studiach.

Stęsknieni za wspólnymi treningami młodzi zawodnicy i zawodniczki przyjechali do Warszawy by zmierzyć się w pięciu konkurencjach. Rozgrywki toczyły się w futsalu mężczyzn, koszykówce, siatkówce, a także tenisie stołowym i ergometrze wioślarskim. Areną zmagań były obiekty Uniwersytetu Warszawskiego i Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Tym razem ze względów bezpieczeństwa zabrakło wspólnego podsumowania. Nie prowadzono też klasyfikacji miast, co zawsze dostarczało dodatkowych emocji. Trzeba jednak oddać, że w wielu dyscyplinach dominowali reprezentanci Lublina.

Tak było w turnieju siatkówki, który zwyciężyło 4. LO im. Stanisława Staszica z Białej Podlaskiej. Wśród chłopców w trzech spotkaniach przegrali oni tylko jednego seta. Identycznie wypadły reprezentantki wspomnianej szkoły, które w turnieju dziewcząt straciły seta w spotkaniu z LO im. Marii Konopnickiej z Inowrocławia.

– Grało się nam bardzo przyjemnie, a zespoły były na dobrym poziomie. My uczymy się w jednej szkole, ale gramy też w jednym klubie SKS Szóstka, więc nie brakowało nam zgrania. Ćwiczymy trzy razy w tygodniu i obowiązuje większy reżim sanitarny. Jestem w klasie maturalnej i myślę o przyszłości. Uważam, że mogę jeszcze grać, ale już hobbystycznie. W swoim życiu nie stawiam aż tak bardzo na siatkówkę – powiedziała Wiktoria Pykacz, kapitan siatkarek 4 LO im. S. Staszica.

Kilkaset metrów dalej w hali WUM podczas rozgrywanego turnieju w futsalu zwyciężył Zespół Szkół nr 12 im. Olimpijczyków Polskich z dorobkiem 10 punktów mając o jeden punt więcej niż Zespół Szkół nr 36 Marcina Kasprzaka. Podczas spotkań nie brakowało efektownych akcji i wysokich wyników.

– Bardzo nam brakowało takiej rywalizacji. Z tego co widzę wiele szkół zrezygnowało i gramy w okrojonym składzie, ale ważne jest to, że możemy zagrać. To nasze pierwsze wspólne mecze od długiego czasu. Na zdalnym nauczaniu otrzymujemy wskazówki od nauczyciela i każdy w domu dba o kondycję. Wcześniej startowałem w różnych turniejach na hali, ale to były inne zasady, tu faktycznie gramy futsal, jest więcej biegania i to mi się bardziej podoba – ocenił Kacper Krzyt z ZS 36 im. Kasprzaka.

foto: Marcin Klimczak

W sobotę wyłoniono zwycięzców w tenisie stołowym i ergometrze. Wioślarze walczyli o medale w nowoczesnych podziemiach Biblioteki Uniwersyteckiej. Tym razem ważne było to jak długi dystans pokona się w czasie dwóch minut (dziewczęta) i trzech minut (chłopcy). Całe podium zajęli reprezentanci Lublina, a najbardziej imponujący wynik uzyskał Karol Dragan, który pokonał 926 m.

– Wykonałem założony cel i o 5 metrów poprawiłem rekord życiowy. Najważniejszy był rozsądek i mocna końcówka. Ból jaki towarzyszy jest ogromny, bo w pewnym momencie praktycznie „odcina” każdą część ciała. Trzeba wtedy pokonać to i nie myśleć o niczym innym tylko zamknąć oczy – powiedział zwycięzca, które dłuższą chwilę dochodził do siebie.

Choć nie wszystkie drużyny przyjechały w najmocniejszych składach, to cieszy sam fakt rozegrania zawodów. Niektóre szkoły zdążyły odbyć tylko jeden wspólny trening, więc siłą rzeczy poziom zawodów nie mógł być najwyższy. Dla wielu był to też pierwszy start od września i eliminacji w ramach „Z SKS-u do AZS-u”. Warto dodać, że nie mogłyby się odbyć gdyby nie zaangażowanie nauczycieli i trenerów.

Akcja „Z SKS-u do AZS-u” współfinansowana jest ze środków Urzędu Marszałkowskiego Województwa Mazowieckiego, Ministerstwa Sportu i przy wsparciu m.st. Warszawy.

Autor: Robert Zakrzewski

Piłka siatkowa mężczyzn:

1. IV LO Biała Podlaska

2. XXI LO Gdańsk

3. ZS 36Warszawa

Piłka siatkowa kobiet:

1. IV LO Biała Podlaska

2. II LO Inowrocław

3. TAB Warszawa

Koszykówka mężczyzn:

1. V LO Warszawa

2. ZS nr 1 Siedlce

3. XLIX LO Warszawa

Koszykówka kobiet:

1. I LO Toruń

2. V LO Warszawa

3. IV LO Biała Podlaska

Futsal:

1. ZS 12 Warszawa

2. ZS 36 Warszawa

3. IV LO Biała Podlaska

Ergometr kobiet :

1. Jędrych Julia (Lublin)

2. Gliwka Emilia (Lublin)

3. Maciąg Izabela (Lublin)

Ergometr mężczyzn :

1. Dragan Karol (Lublin)

2. Paciorek Marcel (Lublin)

3. Wójcicki Bartłomiej (Lublin)

Tenis Stołowy gra pojedyncza mężczyzn 

1. Miłosz Plewik (Lublin)

2. Mikołaj Sieroń (Lublin)

3. Łukasz Sakowicz (Warszawa)

Tenis Stołowy – gra pojedyncza kobiet 

1. Wiktoria Sarafin (Radom)

2. Zuzanna Węglińska (Lublin)

3. Karolina Ochnik (Lublin)

To będzie wyjątkowy finał akcji „Z SKS-u do AZS-u”.  Obecna sytuacja na świecie i zdalny tryb nauczania sprawiły, że po raz pierwszy szansę gry w zawodach otrzymały nie tylko szkolne drużyny. Nie zmienia to jednak intencji zawodów.

W najbliższy weekend w Warszawie odbędzie się rywalizacja przeznaczona dla przyszłych studentów, czyli uczniów szkół średnich. Uczestnicy wystartują w pięciu konkurencjach: futsalu mężczyzn, koszykówce, siatkówce, tenisie stołowym i ergometrze wioślarskim. Największym zainteresowaniem cieszą się sporty drużynowe, a zwłaszcza koszykówka. Na liście zgłoszeń można znaleźć zawodników z Lublina, Torunia, Inowrocławia, Gdańska, Siedlec, oraz przedstawicieli gospodarzy.

Z pewnością nie będzie to finał o jakim wszyscy marzyli. Kończąc poprzednią edycję nikt nie wyobrażał sobie, że dwanaście miesięcy później przyjdzie się zmierzyć z nowymi wyzwaniami. Organizatorzy włożyli jednak wiele pracy w to, żeby zawody w ogóle doszły skutku i odbyły w jak najbezpieczniejszych warunkach.

– Aktywność fizyczna jest bardzo ważna w życiu człowieka, bo sprawia że jesteśmy zdrowsi i lepiej funkcjonujemy. Najlepszą motywacją do uprawiania sportu jest udział w wydarzeniach, bo tam zauważamy efekt naszych treningów. W tym roku czekało nas wiele wyzwań. Do tej pory przyjeżdżały do nas drużyny ze szkół, a jak wszyscy wiemy teraz przeszły one na zdalny tryb nauczania. Nauczyciele WF nie prowadzą z uczniami zwykłych zajęć, a dyrektorzy placówek nie wyrażają zgody na udział w różnych wydarzeniach. Dlatego zaproponowaliśmy nieco inną formułę, zapraszając Uczniowskie Kluby Sportowe bądź kluby złożone z uczniów szkół średnich. Dzięki temu nasza idea dalej może funkcjonować – mówi Rafał Jachimiak z AZS Warszawa.

Finał akcji „Z SKS-u do AZS-u” rozgrywany będzie się na terenie czterech obiektów m.in. w Centrum Sportu i Rekreacji UW, Centrum Sportowo-Rehabilitacyjne WUM, czy Hali Sportowej WZ UW. Daje to możliwość poznania bazy jakiej dysponują uczelnie. Zawody odbędą się bez udziału kibiców.

Celem wydarzenia jest zapoznanie przyszłych studentów ze sportem akademickim i ofertą wyższych uczelni. W wielu rozgrywanych konkurencjach AZS posiada drużyny na niemal każdym szczeblu rozgrywek przez I i II ligę siatkówki i koszykówki po ekstraklasę w futsalu.  Miejsce dla siebie można znaleźć też w innych sekcjach prowadzonych przez Studium Wychowania i Sportu.

Impreza odbędzie się w dniach 4-6 grudnia. Początek rywalizacji w sobotę o godzinie 9.

Akacja „Z SKS-u do AZS-u” współfinansowana jest ze środków m.st. Warszawy oraz Ministerstwa Sportu.

Autor: Robert Zakrzewski

Strona: https://azs.waw.pl/sksazs/

Jest taka liga w której akademickie derby zdarzają się w każdej kolejce. W meczu na dole tabeli futsalowej ekstraklasy kobiet o pierwsze w tym sezonie punkty walczyły zawodniczki AZS Uniwersytetu Warszawskiego i AZS Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.

W sobotni wieczór w Centrum Sportu Rekreacji przy ul. Banacha zmierzyły się ostatnia i przedostatnia drużyna w grupie północnej. Przed czwartą kolejką rozgrywek zarówno AZS UW jak i AZS SGGW miały w dorobku zero punktów, przy czym zawodniczki z uniwerku muszą rozegrać jeszcze jeden zaległy mecz z Unifreeze Górzno na wyjeździe.

Po wyrównanym początku, w dziesiątej minucie spotkania prowadzenie objęły zawodniczki grające w niebieskich strojach. Wszystko dzięki indywidualnej akcji Julity Sterbickiej. W odpowiedzi swoją szansę miało SGGW po uderzaniu z dystansu Marty Krukowskiej.

Chwilę później drużynę przyjezdną uratował słupek. Przed polem karnym zawodniczki AZS UW krótko rozegrały rzut wolny i wspomniana już Sterbicka strzeliła jak z armaty. Piłka głośno odbiła się od drewnianego fragmentu bramki i wyszła w pole.

W 17 minucie spotkania gola dającego wyrównanie zdobyła aktywna Marta Krukowska przedzierając się przez środek boiska. SGGW poszło za ciosem i mogło objąć prowadzenie. Gdy pierwsza część spotkania zbliżała się do końca AZS UW zadało dwa mocne i pewnie decydujące ciosy.

Obie bramki padły w 19 minucie meczu w odstępach niecałych 40 sekund. Najpierw stojąca tuż przed bramką Paulina Pokraśniewicz obróciła się mimo asysty rywalek i zdobyła gola. Po kilkunastu sekundach kapitan zespołu Julia Przybyłkowicz wykończyła trójkową akcję koleżanek i strzałem głową zdobyła bramkę na 3:1.

Po przerwie dominowała drużyna AZS Uniwersytetu Warszawskiego, która stwarzała sobie więcej sytuacji. W 26 minucie spotkania sam na sam z bramkarką SGGW znalazła się Julita Sterbicka i wykorzystała swoją szansę podwyższając rezultat. Po dwóch minutach była zawodniczka Żbika Nasielsk ustaliła wynik na 5:1 i skompletował hattricka.

– Cieszą trzy bramki, ale bardziej cieszę się z trzech punktów dla drużyny. To było dla nas cenne zwycięstwo i ciężko wywalczone – powiedziała po meczu Julita Sterbicka.

Dla Pawła Szymańczuka, który od tego sezonu prowadzi zespół AZS SGGW był to z pewnością sentymentalny powrót do hali przy ul. Banacha. Kilka lat temu grał w futsalowej sekcji męskiej AZS Uniwersytetu Warszawskiego. Teraz stoi przed nowym wyzwaniem.

– Z poprzedniej kadry zostały u nas trzy zawodniczki, a reszta składu to młode dziewczyny, które dopiero uczą się czym jest futsal. Staramy się jednak coś zbudować. Sparingi wyglądały fajnie, ale później kontuzje nałożyły się na to, że nie mam dwóch pełnych czwórek które zakładałem przed sezonem. Idziemy jednak do przodu, a ten mecz mógł inaczej wyglądać, gdybyśmy wykorzystali swoje sytuacje w pierwszej połowie – ocenił trener AZS SGGW.

W pozostałym spotkaniu w ramach 4 kolejki AZS AWF Warszawa pokonał we własnej hali AZS UG Gdańsk 4:3, do przerwy remisując 2:2.

Autor: Robert Zakrzewski

AZS Uniwersytet Warszawski – AZS Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego

5:1

Sterbicka (3), Pokraśniewicz, Przybyłkowicz – Krukowska

AZS UW: Nikisz, Przybyłkowicz, Jeryng, Gołębiowska, Jarzyna, Mikuła, Kacalak, Kołacińska, Sikora, Pokrańsiewicz, Sterbicka

AZS SGGW: Betlińska, Zasowska, Almeri, Sztukiewicz, Wiaderna, Rola, Porębska, Rybicka, Mac, Majewska, Odolińska, Krukowska, Fauskanger, Pochroń

Mówi o sobie – ambitny amator, a bieganie łączy z karierą naukową. Oto dr inż. Marcin Patecki z Wydziału Fizyki Politechniki Warszawskiej, który zajmuje się cząsteczkami, a na bieżni często nie znajduje sobie równych.

W minioną sobotę 31-letni Marcin Patecki zwyciężył podczas Akademickich Mistrzostw Warszawy w biegu przełajowym, a dwa miesiące wcześniej był najlepszy na stadionie Akademii Wychowania Fizycznego w biegu na 1500 m z czasem 4:01.53. Z powodów regulaminowych nie zdołał jednak wziąć udziału w rozgrywanych w Łodzi Akademickich Mistrzostwach Polski, bo pracownikiem uczelni był krócej niż trzy miesiące. Swoje plany odkłada na przyszły sezon.

Jeśli chodzi o ten rok, to w styczniu na swoim blogu „Fizyk Biega” napisał, że „w 2020 roku niczego nie oczekuję od biegania”. Tak jakby nieco przewidywał co się wydarzy w świecie wydarzeń sportowych.

– W lutym byłem bliski rzucenia biegania. Gdy trening nakłada się tygodniami, to przychodzi zmęczenie psychiczne. To był czas, że miałem trudniej w pracy, był koniec zimy, a ja robiłem podbiegi na warszawskiej Agrykoli. Myślałem, że to nie ma sensu i chciałem odpuścić. Sądziłem, że jak będzie wiosna to pogram sobie w piłkę. Jednak przyszła pandemia i nie było możliwości uprawiania sportów zespołowych. Nawet bieganie było nielegalne, a lasy zamknięte. Ale dalej biegałem po jakiś nasypach i terenach, gdzie nie ma żadnego człowieka. Paradoksalnie cała sytuacja mnie zmobilizowała. Uważam, że epidemia się kiedyś skończy i to jest czas, żeby zrobić mocny trening. Ci którzy prześpią ten moment, będą mieli stratę – opowiada Marcin Patecki.

Swoją przygodę z bieganiem zaczął w rodzinnych Koluszkach, ale dopiero treningi w AZS Politechnice Warszawskiej pozwoliły rozwinąć talent i zaprzyjaźnić z bieżnią. Wszystko zaczęło się dość zabawnie, bo przez pomyłkę na pierwsze zajęcia udał się na trening sekcji kobiecej. Po chwili żartów trenerzy zaprosili go na Akademickie Mistrzostwa Warszawy.

– Będąc nastolatkiem kręciłem się wokół klubu LKS Koluszki. To nie było poważne trenowanie, raczej przychodziłem tam od czasu do czasu. Głównie biegaliśmy przełaje i biegi górskie. To była taka zabawa, choć jednostki robiliśmy mocne. Później jak poszedłem na studia to zobaczyłem, że jest klub AZS Politechnika. Wyczytałem kiedy są treningi, ale musiałem coś pomylić. Przychodzę, a tam same dziewczyny. Wszyscy się śmiali moim kosztem, ale mnie to nie zraziło. Trener Krzysztof Stanisławski powiedział, żebym przyszedł na przełaje i zobaczymy czy się nadaję – wspomina z uśmiechem biegacz.

foto: archiwum prywatne

Na piątym roku studiów wyjechał pod Genewę by tam kontynuować swoją karierę naukową pracując w Europejskiej Organizacji Badań Jądrowych (CERN). Po blisko siedmiu latach dr inż. Marcin Patecki wrócił do kraju i we wrześniu otrzymał prestiżowy grant Marii Skłodowskiej – Curie na Wydziale Fizyki Politechniki Warszawskiej.

Celem grantu jest rozszerzenie potencjału badawczego eksperymentu detektora ALICE przy Wielkim Zderzaczu Hadronów. Projekt polega na przechwytywaniu cząstek i kierowaniu ich do zderzeń z tarczą wewnątrz detektora.

– Pozyskałem jeden z najlepszych grantów europejskich skierowanych do osób na moim poziomie kariery. Aspirowałem wysoko, ale nie spodziewałem się że go dostanę, biorąc pod uwagę wysokie wymagania i konkurencję. Okazało się jednak, że dobrze połączyłem własne doświadczenie nabyte w CERN z kompetencjami grupy na Politechnice Warszawskiej, proponując przy tym bardzo ciekawe badania – mówi.

Na czym polegać będzie projekt?

-W Wielkim Zderzaczu Hadronów zderzane są czołowo przeciwbieżne wiązki cząstek. Inna możliwość polega na zderzaniu cząstek ze stacjonarną tarczą, co rozszerza zakres zachodzących zjawisk. Dodatkowo, część cząstek naturalnie wypada z wiązki i zwyczajnie jest tracona. Pomysł polega na tym, żeby takie cząstki odseparować od głównej wiązki i skierować je na tarczę, używając do tego zakrzywionego kryształu krzemowego. Uważam, że projekt jest bardzo ciekawy i ma dużą szansę implementacji, otwierając możliwość badania nowych zjawisk – wyjaśnia zabiegany fizyk.

Biegacz przyznaje, że wcale nie jest tak trudno znaleźć godzinę dziennie na trening i połączyć pasję z pracą oraz życiem rodzinnym. Zresztą w AZS poznał swoją żonę.

– Od czterech lat współpracuje z trenerem Marcinem Nagórkiem i bardzo dobrze oceniam ten czas. Realizujemy trening nastawiony na wytrzymałość, ale gdy dochodzi do startów to podkręcamy szybkość. Raz w roku staram się też biegać 10 km. Tygodniowo pokonuje mały kilometraż jak na moje wyniki, ale nie mam więcej czasu. Teraz to jest 70-80 km treningowo, nigdy nie przekroczyłem 100 km. Gdy pracowałem w CERN trenowałem głównie w przerwie obiadowej, teraz biegam wieczorami. Bieganie często pomaga mi w pracy, szczególnie gdy mam jakiś problem do przemyślenia. Dużo pomysłów pojawiło się właśnie podczas treningów – puentuje zawodnik AZS Politechniki Warszawskiej, naukowiec i wykładowca na tej uczelni.

Autor: Robert Zakrzewski

Grały dwie drużyny, ale brami zdobywali goście. Tak można podsumować akademickie derby w piłce ręcznej mężczyzn pomiędzy AZS Uniwersytetem Warszawskim i AZS AWF Biała Podlaska. Mecz choć wyglądał na wyrównany, to zakończył się wynikiem 26:33.

W sobotnim spotkaniu rozgrywanym w ramach 8. kolejki I ligi grupy C doszło do bezpośredniego starcia sąsiadów z tabeli. Przed wyjściem na parkiet AZS Uniwersytet Warszawski zajmował 4 miejsce z dorobkiem 12 punktów, będąc tuż przed AZS AWF Biała Podlaska. Niemal dokładnie rok temu w Warszawie w pojedynku między tymi drużynami wygrali goście 31:27. Teraz z pewnością gracze z uniwerku liczyli na rewanż.

Początek meczu był bardzo wyrównany. Na prowadzenie wyszli przyjezdni grający w zielonych strojach, trafiając z rzutu karnego w 2 minucie za sprawą Michała Bekisza. Na koniec rozgrywający AZS AWF okaże się być najskuteczniejszych zawodnikiem tej drużyny z 7 bramkami w dorobku. Odpowiedź AZS UW nastąpiła szybko po trafieniach Witalija Titowa, a następnie Dawida Szpejna.

Przez długi czas wynik utrzymywał się wokół remisu, ale kilka błędów i niewykorzystanych akcji sprawiło, że w 20 minucie gry na tablicy świetnej widniał rezultat 7:12. Gracze UW zdołali jeszcze nawiązać walkę w końcówce pierwszej połowy. Ostatnie pięć minut należało do nich, kiedy to zdobyli pięć bramek, a stracili tylko dwie. Tym samym po 30 minutach rywalizacji było już tylko 15:16.

Na początku drugiej odsłony Uniwersytet Warszawski zdołał doprowadzić do remisu po kolejnym wykorzystanym rzucie karnym przez Wiktora Przybysza. Rywale odpowiedzieli na to jednak aż czterema ciosami, skutecznie wyprowadzając kontry. W 45 minucie po trafieniu Przybysza było 20:25 i taka przewaga utrzymała się przez większą część gry. Rezultat na 26:33 ustalił Marcin Stefaniec z AZS AWF Biała Podlaska.

Na kolejne trafienia gości odpowiadał głównie wspomniany Witalij Titow, który zdobył w sumie 10 bramek, czyli najwięcej spośród wszystkich graczy na parkiecie. Nieco mniej, bo 8 trafień dołożył Wiktor Przybysz, który w sobotę pewnie egzekwował rzuty karne.

– Przegraliśmy sami z sobą. Nasz zespół różnił się tym, że nie oddawał rzutów tak jak drużyna przyjezdna, a na tym polega piłka ręczna. Na tym polega ten sport, że kto oddaje rzuty, ten trafia do bramki. W pierwszej połowie rozegraliśmy fajne zawody, bo choć przegrywaliśmy pięcioma bramkami to doprowadziliśmy do kontaktowego gola. Spodziewaliśmy, że w drugiej połowie zagramy podobnie. Niestety tak się nie stało. Słabo zagraliśmy też w obronie i nie pomagaliśmy naszym bramkarzom – ocenił po meczu Piotr Obrusiewicz, trener AZS UW.

Po meczu większe powody do radości panowały w szatni AZS AWF.

– Oczywiście na wyjeździe zawsze gra się trochę trudniej, ale nie ukrywam, że jechaliśmy tu po komplet punktów. Tablica sprawiała wrażenie, że mecz jest wyrównany, ale uważam że naszą przewagę było widać. W pierwszej połowie straciliśmy ją trochę przez kary, ale uważam że na przestrzeni całego meczu nasza przewaga była wyraźna – ocenił Sławomir Bodasiński, trener AZS AWF Biała Podlaska.

W tabeli I ligi grupy C AZS AWF Biała Podlaska zajmuje obecnie 4 miejsce, będą tuż przed AZS Uniwersytetem Warszawskim. Obie drużyny mają po 12 punktów.

Autor: Robert Zakrzewski

Były gole, efektowne akcje i udane dryblingi. W środę na warszawskiej Pradze Południe odbył się Turniej Piłki Nożnej o Puchar Lig Integracyjnych. Wygrane mecze z pewnością na długo zostaną w pamięci uczestników.

Kilka godzin przed tym zanim na murawę Stadionu Śląskiego wybiegli reprezentanci Polski, o swoje – być może najważniejsze trofeum w piłkarskiej „karierze” walczyły cztery drużyny. O Puchar Lig Integracyjnych zmierzyli się gospodarze z MOS Osowska, MOS Łomianki, MOS „Kąt” i MOW Dolna. Ekipy złożone były z wychowawców i podopiecznych ośrodków socjoterapii oraz placówek wychowawczych. Spotkania trwały dwa razy po 10 minut.

Impreza spełniać ma nie tylko rolę sportową, ale też edukacyjną rozwijając takie cechy jak postawa fair play. O powodzeniu idei rozgrywek świadczyć może Warszawska Liga Piłki Nożnej Ośrodków Wychowawczych i Domów Dziecka zainaugurowana już w 2005 roku. Niestety w tym sezonie z powodu pandemii zmagania zostały zawieszone, a młodzi gracze czekali na ponowną możliwość rywalizacji.

– Regularnie w lidze gra kilkaset osób i rozgrywki są cyklicznie realizowane na dwóch szczeblach. Jednak z powodu pandemii środowy turniej był pierwszą inicjatywą, którą podjęliśmy w tym roku. W planach mamy kolejne. Naszym podstawowym celem jest pokazanie, że w sporcie obowiązują pewne zasady, ważna jest też integracja, oraz pokazanie tego że można spędzać czas w inny sposób. Chcemy pokazać, że sport może być pewną odskocznią. Często nie grają tu najlepsi, ale Ci którzy najlepiej funkcjonują w zasadach działania placówki – mówi Leszek Roszczenko, organizator imprezy.

Zdobywcą Pucharu Lig Integracyjnych zostali gospodarze z MOS Osowska zwyciężając wszystkie swoje spotkania i nie tracąc przy tym nawet gola (8:0, 5:0, 4:0). Za najlepszego zawodnika turnieju uznany został ich zawodnik Krystian Poreda, a najlepszym bramkarzem wybrano Krystiana Walędzika. Drugie miejsce zajęli zawodnicy MOW Dolna, którzy wygrali dwa mecze (4:2,3:2,0:5).

Okazja do rewanżu nadarzy się już podczas kolejnego turnieju, który odbędzie się 16 grudnia na terenie Centrum Futbolu Warszawianka.

Organizatorem zawodów był AZS Warszawa. Projekt współfinansowany przez m.st. Warszawa oraz Ministerstwo Sportu.

Turniej Piłki Nożnej o Puchar Lig Integracyjnych – tabela

1. MOS Osowska

2. MOW Dolna

3. MOS NR 2 KĄT

4. MOS ŁOMIANKI