Bez kategorii
nsw-5g3e3zpjeuz9o1ij0b6mi1dj4lfmg2b1hisyh3g2lqzqe-k3efbz4s9bh4z205w-rbkfx3qeuapqrfuljj28fg6d6sa5p1lhmdw5fylqx4j30b4hs57-tykgqhz9koa5
-1
archive,paged,category,category-bez-kategorii,category-1,paged-36,category-paged-36,bridge-core-3.1.6,tribe-no-js,qode-page-transition-enabled,ajax_fade,page_not_loaded,,qode-theme-ver-30.4.1,qode-theme-bridge,disabled_footer_bottom,qode_header_in_grid,wpb-js-composer js-comp-ver-7.5,vc_non_responsive,elementor-default,elementor-kit-22119

Bez kategorii

Choć od finału Akademickich Mistrzostw Polski w unihokeju minął blisko miesiąc, to niespodziewanie poznaliśmy nowych triumfatorów imprezy. Tytuł po raz drugi z rzędu trafił do Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, a nie Akademii Wychowania Fizycznego w Poznaniu. Wszystko z powodów regulaminowych.

W połowie czerwca podczas turnieju rozgrywanego głównie na obiektach SGGW uczelnia ze stolicy Wielkopolski dominowała. AWF Poznań po kilku udanych startach w Akademickim Pucharze Polski w unihokeju chciał potwierdzić swoją klasę. Zwłaszcza, że zabrakło ich rok temu w pierwszych historycznych AMP-ach, wygranych przez AGH Kraków.

W finałowym meczu spotkały się dwie wspomnienie uczelnie uznawane od początku za faworytów. Lepszy był AWF, szybko wychodząc na prowadzenie 4:0 i ostatecznie wygrywając 13:8. Jak się jednak okazało później tytuł powędruje jednak pod Wawel, bo w drużynie z Poznania wystąpili gracze z ich fili w Gorzowie Wielkopolskim, która ma swój AZS.

Jak mówi punkt 2.3 regulaminu Akademickich Mistrzostw Polski – „w przypadku, gdy uczelnia ma oddziały terenowe (filie, wydziały zamiejscowe i inne), w których powołany jest odrębny Klub AZS, to uczestnicy AMP, o których mowa w pkt. II.2.1, reprezentują dany oddział terenowy.” Oznacza, to że mogli oni reprezentować AWF Gorzów Wielkopolski. Od decyzji by wykluczyć AZS AWF Poznań z AMP 2020/2021 w unihokeju można jeszcze się odwoływać.

– Każdy mógł zrobić coś lepiej i nie ma tu wygranych. AGH zajęło pierwsze miejsce, ale straciło triumf na żywo. Myślę, że zdobycie medalu po czasie nie daje już takiej przyjemności. Nie chcę nikogo tłumaczyć, ale może AWF Poznań myślał że jest tak samo jako podczas Akademickiego Pucharu Polski, gdy mieliśmy bardziej liberalne przepisy i zalecenia. Teraz uczestników obowiązują jednak ścisłe regulaminy Akademickich Mistrzostw Polski, a stawka jest wyższa. Nie wierzę w czyjeś złe intencje – powiedział Maciej Konieczka, koordynator Akademickich Mistrzostw Polski w unihokeju.

W obecnej sytuacji zwycięzcami zostali zawodnicy Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie, a srebro przypadło Politechnice Rzeszowskiej. Na podium awansowała Politechnika Gdańska, która w meczu o brąz przegrała 3:7 w uczelnianych derbach z kolegami ze stolicy Podkarpacia. Do zmian doszło też w klasyfikacji typów wśród Akademii Wychowania Fizycznego, gdzie na pierwsze miejsce awansował AWF Warszawa.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Selerski

Akademickie Mistrzostw Polski w unihokeju – klasyfikacja

1.Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie
2.Politechnika Rzeszowska
3.Politechnika Gdańska
4.Uczelnia Państwowa im. Jana Grodka w Sanoku
5.Uniwersytet Warszawski
6.Uniwersytet Zielonogórski
7.Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu
8.Akademia Wychowania Fizycznego w Warszawie
9.Akademia Wychowania Fizycznego w Krakowie
10.Politechnika Łódzka

 

 

 

 

 

 

 

Po Londynie, Rio de Janeiro teraz czas na Tokio. Zawodnik AZS AWF Warszawa – Radosław Kawęcki wyruszył na swoje trzecie igrzyska w karierze. W swojej kolekcji ma już medale mistrzostw świata oraz Europy i brak mu tylko krążka z tej najważniejszej imprezy. Ale jak mówi stare przysłowie do trzech razy sztuka.

To nie były łatwe kwalifikacje dla wielu sportowców, w tym dla czołowego polskiego grzbiecisty. Możliwości treningu były ograniczone, a najważniejsze imprezy zaplanowane na 2020 rok przeniesione – w tym oczywiście igrzyska olimpijskie. Dopiero w kwietniu 2021 roku podczas mistrzostw Polski utytułowany pływak wypełnił minimum w swojej koronnej konkurencji – 200 m stylem grzbietowym, zdobywając przy okazji złoty medal.

Kilka dni przed startem, będąc gościem akcji Od Młodzika do Olimpijczyka – której jest ambasadorem emanował spokojem. Start w Lublinie miał być dla niego tylko formalnością i potwierdzeniem wysokiej klasy.

-Czuje się dobrze, jestem zadowolony i uśmiechnięty. Uważam, że będzie dobrze – mówił wtedy na pływalni Warszawianki.

Blisko 30-letni „Kawa” jest już razem zresztą reprezentacji w Japonii, a dokładnie w mieście Takasaki położonym ok. 100 km od Tokio. To tam przez najbliższe dni przygotować będzie się kadra pływaków stanowiąca mieszankę młodości i doświadczenia.

– Jest jakiś lekki stresik i adrenalinka, ale ja uwielbiam czuć adrenalinę przed startem. Uważam, że mogę wypaść dobrze na tych igrzyskach, bo nie mam nic do stracenia. Bardzo lubię rywalizację i teraz zobaczymy co z tego wyjdzie. Nasza kadra to zgrana drużyna i będziemy się wspierać czy będzie nam szło, czy też nie. Mamy wielu młodych zawodników, ale jest też trzech starszych muszkietów czyli Paweł Korzeniowski, Konrad Czerniak i ja – powiedział jeszcze przed wylotem Radosław Kawęcki.

Udający się na igrzyska czują, że będzie to nietypowa impreza, choć cieszą się, że w ogóle dojdzie do skutku. Co prawda oglądając finał piłkarskiego Euro i widząc zakaz wstępu dla kibiców w Tokio można mieć dysonans. Reprezentant Polski mówi jednak, że wszyscy będą czuli wsparcie płynące z kraju.

– To nie będą zwykłe igrzyska, ale mamy takie czasy a nie inne i trzeba to tolerować. Nie mamy na to wpływu, więc jedyne co możemy to skupić się na walce o trofea i pobijaniu rekordów życiowych. Nawet sami kolegom i koleżankom nie będziemy mogli dopingować, bo jest zakaz wznoszenia okrzyków. Jest to przykre, ale jak mówiłem trzeba to tolerować. Uważam, że kibice zawsze będą czy to przed ekranami telewizorów czy monitorami komputerów. My o tym wiemy i czujemy wsparcie rodzin i kibiców – uważa trzykrotny mistrz świata na krótkim basenie.

Radosław Kawęcki najbliżej olimpijskiego medalu był w Londynie w 2012 roku, zajmując wtedy 4. miejsce na 200 m stylem grzbietowym. Jego wynik 1:54.24 z 2013 roku jest też rekordem kraju w tej konkurencji. W Rio niespodziewanie odpadł już w eliminacjach. Teraz w wywiadach zapowiada chęć pobicia rekordu życiowego. Czy da mu to podium? Mamy nadzieję, że tak.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Marcin Klimczak

To nie jest historia o cudownym dziecku polskiego pływania, a może jednak jest. Zaledwie pięć lat temu Jan Kozakiewicz zawiesił czepek na kołku. Został kontrolerem lotów na warszawskim Okęciu, a nie tak dawno rozpoczął studia na SGH. Mało? Wrócił jednak na basen i to w wielkim stylu. Teraz opuszcza wieżę i leci do Tokio.

Podczas igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro w 2016 roku polscy pływacy nie zachwycili i nikt z biało-czerwonych nie awansował do finałów. Zmagania w telewizji oglądał wtedy 20-letni Jan Kozakiewicz, który postanowił pokazać znany gest pływaniu i wcześnie zakończyć swoją przygodę ze sportem. Nie myślał wtedy, że znajdzie się w składzie na kolejne igrzyska olimpijskie.

– Miałem plan żeby zakwalifikować się na igrzyska w Rio, ale sromotnie mi nie wyszło. To był też jeden z powodów przez które zawiesiłem trenowanie. Celujesz w najwyższe laury, a nic z tego nie wychodzi. Taki wybór jest dosyć trudny zwłaszcza jeśli kocha się pływanie, ale już prostszy jeśli przestaje się notować dobre rezultaty. Igrzyska oglądałem więc nawet nie jako kibic, ale jako sfrustrowany zawodnik. Jedynym pozytywnym akcentem było to, że startował tam mój przyjaciel i żabkarz Marcin Stolarski – opowiada Jan Kozakiewicz.

Po trzech latach wrócił do treningów. Najpierw była to tylko siłownia po pracy, a potem znów basen, którego nie tak dawno miał po uszy. Z czasem zwykłe dbanie o zdrowie przerodziło się w chęć powrotu do ścigania. Na przełomie kwietnia i maja 2021 roku zawodnik Legii Warszawa został mistrzem Polski na 50 m stylem klasycznym bijąc dwukrotnie rekord kraju (27.17 i 27,11 – red), oraz zdobył złoto na 100 m. Później podczas mistrzostw Europy w eliminacjach poprawił własny rekord Polski (26.82 s), a w finale był czwarty.

– Trochę mi to zajęło, żeby wrócić do sportu, bo w międzyczasie miałem jeszcze jedną przerwę. Już myślałem, że nic nie będzie z tego pływania. Ale staraliśmy się z moim trenerem dobrać trening odpowiedni do mnie, czyli mniej intensywny jeśli chodzi o czas. Stawiamy za to na jakość jednostek. Jadąc do Lublina uważałem, że rekord Polski  jest w moim zasięgu. Co tu dużo mówić – ja tam płynąłem po niego. Jak zobaczyłem na zegarze, że wynik jest dokładnie wyrównany z minimum na mistrzostwa Europy, to byłem w wielkiej euforii. To było piękne uczucie – wspomina 25-letni pływak.

Jan Kozakiewicz, na codzień, wykonuje niezwykle odpowiedzialny zawód. Jako kontroler ruchu lotniczego podczas jednej godziny jest odpowiedzialny za 3000 osób znajdujących się w powietrzu. Nie każdy też może wykonywać taką pracę, a selekcja do niej jest bardzo wymagająca. W Polsce kontrolerów jest tylko blisko 500, a wśród nich jeden przyszły olimpijczyk.

– W pracy odpowiedzialni jesteśmy za tysiące osób i sprzęt warty miliardy dolarów. Na basenie mój błąd nie będzie miał żadnych negatywnych skutków, więc nie czuję takiej presji. Najwyżej spadnę ze słupka – mówi z uśmiechem.

Pływak to postać nietuzinkowa w całej reprezentacji olimpijskiej. Oprócz pracy i treningów ma też czas na scenę i razem z grupą znajomych prowadzi grupę improwizacyjną – BCA Flash.

– Każdy chce mieć zaplanowany każdy metr. Wiesz jak zrobić skok, co zrobić po nim i ile cykli zrobić na pierwszej 50-tce. Ale błędy się zdarzają i to jest moment w którym trzeba improwizować. Wtedy taki luz który mam dzięki improwizacji na pewno się przydaje. W pływaniu mało osób też spektakularnie się cieszy ze swoich wyników i szkoda, ale ja po rekordach Polski wyskakiwałem na słupek i krzyczałem. Mam nadzieję, że wnoszę tym trochę radości na pływalnie– opowiada Jan.

Jakby tego wszystkiego było mało, to zawodnik studiuje też w Szkole Głównej Handlowej na kierunku globalny biznes. To razem daje mu komfort, że po ostatecznym zakończeniu kariery sportowej nie stanie przed dylematem co robić dalej.

– Tak się złożyło, że zacząłem studiować w momencie gdy zacząłem znowu trenować. Obecnie jestem na drugim roku studiów licencjackich na SGH. Nie jest trudno być sportowcem-studentem, tylko nieco trudniej jest to pogodzić z pracą i jeszcze kilkoma innymi rzeczami. Jednak uczelnia bardzo stara się iść na rękę, za co im dziękuję. Teraz mogę trenować bo chcę, a nie bo muszę. To jest duży komfort– kończy Jan Kozakiewicz.

Podczas Letnich Igrzysk Olimpijskich w Tokio Jan Kozakiewicz wystartuje na 100 m stylem klasycznym, oraz w sztafetach zmiennej mieszanej i zmiennej męskiej. Rywalizacja odbywać będzie się w Olimpijskim Centrum Sportów Wodnych. Początek zmagań już 24 lipca.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: RZ

To pewnie będzie najdłuższy, ale też najciekawszy dyżur w karierze. Podczas igrzysk olimpijskich w Tokio o zdrowie polskich pływaków i nie tylko dbać będzie dr Krzesimir Sieczych – specjalista ortopedii i traumatologii, a w przeszłości wiceprezes AZS Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Na co dzień pracujący w Carolina Medical Center.

Udział w igrzyskach olimpijskich, to marzenie wielu sportowców. Wystąpić na najważniejszej arenie chciał również Krzesimir Sieczych, który w młodości uprawiał żeglarstwo, a w czasach studenckich był nawet Akademickim Mistrzem Warszawy. Jako sportowiec nie dane mu było jednak popłynąć z najlepszymi na świecie. Ale jako ekspert w swoim lekarskim fachu wkrótce odbierze nominację i razem z reprezentacją wyruszy do Tokio.

– To jest niesamowite wyróżnienie i spełnienie marzeń. Jako dzieciak trenowałem żeglarstwo i chciałem pojechać na igrzyska jako zawodnik. Życie potoczyło się jednak inaczej i jadę tam jako lekarz. To jest coś do czego przygotowywałem się od kilku lat pracując najpierw z kadrą podnoszenia ciężarów, a od czterech lat z pływakami. Drugi rok pracuję też w Centralnym Ośrodku Medycyny Sportowej robiąc badania okresowe zawodnikom kadr narodowych. Dzięki temu poznałem sporą grupę zawodników jadących na igrzyska, ich problemy i dotychczasowe kontuzje. Mam nadzieje, że zdobyłem ich zaufanie – mówi dr Krzesimir Sieczych.

Na miejscu na lekarza czekają różne wyzwania. Praca podczas igrzysk to nie tylko leczenie poważnych urazów, ale pomoc w drobnych sprawach i konsultacje. Nawet szczegół jak problemy ze snem albo zatrucie może przekreślić lata przygotowań. Dlatego ważna jest współpraca całej misji medycznej. Dodatkowo igrzyska rozgrywane będą w nietypowej atmosferze, a lista obostrzeń i zasad jest długa.

– Jako lekarze będziemy odpowiedzialni za wiele rzeczy. Będziemy musieli zbierać próbki testów na COVID od naszych ekip i przekazywać je oficerom COVID-owym. Testy będą wykonywane co trzy dni. Także przed wylotem każda ekipa musi wykonać testy w autoryzowanym przed rząd japoński laboratorium. Na miejscu będzie obowiązywał nakaz noszenia masek. Wyjątkiem jest tylko start, posiłek i przebywanie samemu w pokoju. Każdy uczestnik będzie miał jeszcze po dwie aplikacje, które będą monitorowały gdzie się przemieszcza, oraz będzie tam trzeba odnotowywać temperaturę ciała – wyjaśnia.

Choć pływanie wydaje się być konkurencją nie obfitującą w kontuzje, to jednak pracy może nie zabraknąć. Zwłaszcza, że jego obowiązki nie ograniczają się tylko do pomocy pływakom, ale jako ortopeda będzie w Tokio do końca igrzysk.

– Pływanie to sport mało urazowy, a większość kontuzji to przeciążenia. Tu nie ma kontaktu z innymi zawodnikami i wszystko odbywa się w warunkach odciążenia. Jednym z częstych problemów z którymi się spotykamy są bóle barków wynikające z pracy ramion, a druga rzecz to ból odcinka lędźwiowego kręgosłupa. To jest spowodowane natomiast dużą ruchomością bioder i lędźwi. Jako koordynator ortopedii będę w Tokio do końca igrzysk. Oczywiście jesteśmy dostępni dla zawodników przez cały czas. Jedziemy tam dla nich, żeby czuli się bezpieczni i zdrowi, ale musimy też dbać o swoje zdrowie, bo zmęczony lekarz to zły lekarz – opowiada.

Lekarz reprezentacji olimpijskiej trzyma kciuki za wszystkich kadrowiczów, ale przyznaje że oprócz pływania najchętniej obejrzałby zmagania w żeglarstwie. Jednak z racji obowiązków i ponad 50 km dzielących areny w Tokio i Enoshimie – gdzie odbędą się regaty wątpi czy będzie miał taką możliwość. Jak zawsze najważniejsza będzie służba… służba zdrowia.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: archiwum prywatne

Dla nich droga do Tokio to już nie tylko hasło, ale fakt. W środowe popołudnie grupa ok. 70 sportowców odebrała pierwsze olimpijskie nominacje i złożyła ślubowanie. W tym gronie była trójka zawodników AZS AWF Warszawa.

Na początek nominacje olimpijskie odebrali przedstawiciele kajakarstwa, podnoszenia ciężarów, tenisa, wioślarstwa, wspinaczki sportowej i żeglarstwa. To oni już dziś tj. w czwartek udadzą się do stolicy Japonii, gdzie wkrótce czekać ich będzie pasjonująca walka o medale.

To nie była pierwsza taka ceremonia w karierze wioślarki Agnieszki Kobus-Zawojskiej. Przed nią jednak igrzyska zupełnie inne od tych rozgrywanych pięć lat temu w Rio de Janeiro, bo w maseczkach, pełne obostrzeń, testów COVIDowych i przy ograniczonej liczbie kibiców.

W 2016 roku zawodniczka AZS AWF Warszawa wywalczyła brązowy medal w czwórce podwójnej. Teraz razem ze swoimi koleżankami z osady Martą Wieliczko, Marią Sajdak i Katarzyna Zillmann chciałaby ponownie stanąć na podium.

– Chciałam żeby imprezę mogli obejrzeć moi rodzice, ale w zamian wybiorą się pewnie na jakieś wakacje. Na pewno będą to nietypowe igrzyska, bo kibice to jest ważna część sportu. Na pewno chciałybyśmy zdobyć medal, bo każdy medal cieszy i będziemy walczyć o najwyższe cele – powiedziała Agnieszka Kobus-Zawojska.

Absolwentka AWF w tym roku uzyskała też absolutorium ekonomii na Uczelni Łazarskiego. Obronę pracy magisterskiej zostawia sobie na czas po igrzyskach.

– Jestem taką osobą, która nie potrafi się nudzić. Mój mąż wybrał ten kierunek i stwierdziłam, że póki mam jeszcze chęci to trzeba się kształcić. Ważna w tym wszystkim jest organizacja dnia i uważam, że w tym jestem bardzo dobra. Teraz czeka mnie jeszcze praca magisterska, ale to zostawiam sobie na deser – mówiła z uśmiechem wioślarka.

W roli debiutantów do Tokio udają się jej klubowi koledzy – Dominik Czaja i Szymon Pośnik, którzy razem z Wiktorem Chabelem i Fabianem Barańskim wystartują w czwórce podwójnej. W tej konkurencji kibice zawsze mają duże oczekiwania zwłaszcza, że pamiętają słynnych „Dominatorów” z 2004 i 2008 roku. Inni mają bardziej osobiste wspominania z czasów oglądania igrzysk.

– Jestem ze sportowej rodziny, więc byłem wychowany w sportowym duchu. Tata był członkiem misji olimpijskiej od Sydney 2000 do Londynu 2012, więc można powiedzieć, że uważnie oglądałem wszystkie igrzyska od tych australijskich. Może te pierwsze polegały bardziej na szukaniu taty na transmisjach. Później już bardziej świadomie kibicowałem polskim olimpijczykom i śledziłem zmagania najlepszych sportowców świata – wspomina Szymon Pośnik, którego tata uprawiał kajakarstwo.

Szymon jest studentem Politechniki Warszawskiej na wydziale Mechatroniki. Na koncie ma m.in. nagrody Ministra Edukacji i Szkolnictwa Wyższego. On również planuję obronić pracę magisterską po igrzyskach.

– Łączenie sportu z nauką na pewno nie jest proste. Moja droga wiązała się z wieloma warunkami, repetami i urlopami, a nawet skreśleniami. Miałem dość długie przerwy od reprezentacyjnego wiosłowania, gdzie mogłem nadrabiać zaległości ze studiów, a bez wsparcia rodziny raczej nie mógłbym sobie pozwolić na późniejszą walkę o kadrę – dodaje zawodnik AZS AWF Warszawa i olimpijczyk.

Łącznie reprezentacja Polski na Letnie Igrzyska Olimpijskie w Tokio liczy 215 osób. W tym gronie jest 12 zawodników z AZS AWF Warszawa, oraz wielu studentów trenujących w innych klubach: jak pływak Jan Kozakiewicz (Legia Warszawa, SGH), pięcioboiści Anna Matuszewska (Olimpia Zielona Góra, SGH) i Sebastian Stasiak (Olimpia Zielona Góra, UW) oraz wspinaczka Aleksandra Mirosław (KW Kotłownia, AWF) – która także odebrała już nominację. Ale jak głosi hasło PKOl – jesteśmy jedną drużyną.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: mat. prasowy

Wystartują na igrzyskach:

Wioślarstwo:

Agnieszka Kobus-Zawojska (AZS-AWF Warszawa, Uczelnia Łazarskiego)
Szymon Pośnik (AZS AWF Warszawa, Politechnika Warszawska)
Dominik Czaja (AZS AWF Warszawa)

Pięciobój nowoczesny

Łukasz Gutkowski (CWKS Legia Warszawa, AWF)
Anna Maliszewska (Olimpia Zielona Góra, SGH)
Sebastian Stasiak ( Olimpia Zielona Góra, UW)

Wspinaczka

Aleksandra Mirosław (KW Kotłownia Lublin, AWF)

Szpada

Magdalena Piekarska-Twardoch (AZS AWF Warszawa)

Taekwondo olimpijskie

Patrycja Adamkiewicz (AZS AWF Warszawa, AWF)

Pływanie

Radosław Kawęcki (AZS AWF Warszawa)
Jan Kozakiewicz (Legia Warszawa, SGH)

Lekka atletyka

Angelika Sarna (AZS AWF Warszawa, SGGW)
Pia Skrzyszowska (AZS AWF Warszawa, AWF)
Paulina Paluch (AZS AWF Warszawa, UKSW)
Angelika Mach (AZS UMCS, UW)
Dominika Boćmaga (AZS AWF Warszawa)
Wiktor Suwara (AZS AWF Warszawa)
Dariusz Kowaluk (AZS AWF Warszawa)

Strzelectwo sportowe

Aleksandra Jarmolińska ( CWKS Legia,UW)

Zestawienie, czyli melanż dobrej atmosfery, zabawy i sportu czeka na uczestników obozu sportowego w Wilkasach koło Giżycka. Od lat miejsce to przyciąga ludzi z pasją i pozwala spędzić niezapomniane chwile. Zapisy trwają więc dołącz.

Co tam inne destynacje, gdy Wilkasy dają gwarancję dobrze spędzonego czasu. Nad malowniczym jeziorem Niegocin znajduje się ośrodek z pełną bazą do uprawiania różnych form aktywności. Można nauczyć się żeglować, grać w siatkówkę plażową lub tenisa ziemnego. Można też po prostu spotkać się jeszcze raz ze znajomymi po Akademickich Mistrzostwach Polski, lub po prostu odpocząć przed nowym rokiem akademickim.

– Nie ma żadnych nakazów, tylko są różne możliwości. Można wstać rano i zrobić rozruch, można popływać na żaglach, ale możesz też odpoczywać. W planach są turnieje, ale też rejs statkiem i ogniska wieczorem. Oczywiście trudno nam konkurować z Lazurowym Wybrzeżem, ale nadrabiamy atmosferą i możliwością poznania różnych aktywności, oraz poznawania innych ludzi poprzez sport – mówi Rafał Jachimiak wiceprezes AZS Warszawa, którego przygoda z Akademickim Związkiem Sportowym zaczęła się właśnie od obozu w Wilkasach.

To nie będzie obóz sportowy w którym dba się o życiową formę, ale obóz podczas którego można nawiązać nowe znajomości, które zostają do końca życia. Dla niektórych to będzie szansa na nadrobienie pewnych zaległości w kontaktach spowodowanych pandemią i poznanie na żywo z kolegów i koleżanki z roku.

– Skupiamy się m.in. na dotarciu do tegorocznych maturzystów, którzy dopiero rozpoczynają przygodę ze studiami. Będziemy chcieli przekonać, że hasło „Atmosfera-Zabawa-Sport” może towarzyszyć im nie tylko przez czas studiów, ale i przez całe życie. Nie zapominamy również o osobach, które nie mogły przed rozpoczęciem swojej przygody ze studiami uczestniczyć w tzw. obozach zerowych, czyli osoby kończące właśnie pierwszy rok studiowania. Chcemy im pokazać, że okres pandemii nie przekreśla ich szans na studiowanie w pełnym tego słowa znaczeniu i cały czas mogą rozwijać się na wielu polach, oraz poznawać wartościowych ludzi a wszystko to z Akademickim Związkiem Sportowym – wyjaśnia Adam Olesiński, komendant obozu.

Obóz sportowy w Wilkasach odbędzie się w dniach od 6 do 12 września. Koszt to 849 zł. W tej cenie jest zakwaterowanie w mini hotelu lub pawilonach, wyżywienie, zajęcia z instruktorem, turnieje sportowe, gadżety oraz dodatkowe atrakcje. Zgłoszenia trwają do wyczerpania miejsc.

Autor: Robert Zakrzewski

Szczegóły: http://www.studentcamp.azs.pl

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Osiągnąć szczyt to marzenie wielu sportowców. Na samej górze i to w ekspresowym tempie znaleźć się może Aleksandra Mirosław, która jest jedną z polskich nadziei medalowych podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Zawodowo biega po ściance, a w wolnym czasie kontynuuje edukację na Akademii Wychowania Fizycznego.

Dwukrotna mistrzyni świata we wspinaczce na szybkość przygodę ze sportem zaczynała jako pływaczka. Nieco straciła zapał do pływania “od ściany do ściany”, ale inspirowana sukcesami siostry trafiła na ściankę. Pierwsze sukcesy przyszły bardzo szybko, już po dwóch lat treningów, w 2009 roku została mistrzynią świata juniorek.

– Moja starsza siostra Gosia zawsze była dla mnie idolką i starałam się do niej upodobnić. Już wtedy z każdych zawodów wspinaczkowych przywoziła puchary i medale. Patrzyłam na to z podziwem i myślałam, że też bym tak chciała. Kiedy przestałam trenować pływanie, to rodzice zaproponowali mi, żebym poszła na ściankę. Nie trzeba mi było dwa razy powtarzać. Szybko z takiego wspinania rekreacyjnego zaczęłam chodzić cztery-pięć razy w tygodniu – wspomina przyszła olimpijka.

Aleksandra Mirosław stoi przed szansą zapisania się na kartach historii igrzysk olimpijskich. W Tokio wspinaczka sportowa zadebiutuje w programie najważniejszej imprezy sportowej. Zawodniczka stara się jednak podchodzić do czekających ją startów jak do każdych innych.

– Na pewno każda osoba z tej 20-tki kobiet i mężczyzn, które się zakwalifikowały zdaje sobie z sprawę przed jaką szansą stoimy. Dodatkowo jestem jedynym reprezentantem Polski w tej konkurencji, więc czuje się bardzo dumna i szczęśliwa. Choć jest to impreza szczególna, to staram się traktować ją jak każdą inną. Ciesze się widząc transformację wspinania ze sportu nieolimpijskiego w olimpijski i mogę w nim uczestniczyć, być w samym środku – mówi Aleksandra.

Lublinianka 15 metrową ścianę pokonuje w nieco ponad 7 sekund i można ją porównać do sprinterki w lekkiej atletyce. W Tokio trzeba będzie wykazać się jednak większą uniwersalnością, bo liczyć będzie wynik łączony w trzech konkurencjach w tym także boulderingu i prowadzeniu. Zawodniczka liczy, że stać ją na finał.

– Wspinanie na czas jest najbardziej oderwaną konkurencji od dwóch pozostałych. Porównując to do lekkiej atletyki wspinaczka na czas to bieg na 100 m. Tu liczy się dynamika i szybkość. Bouldering to takie 100 m przez płotki, bo wysiłek też jest dość krótki, ale wymaga już więcej techniki. Natomiast prowadzenie to maraton, bo to wytrzymałościowa konkurencja, a ją buduje się przez lata. Priorytetem dla mnie jest moja koronna konkurencja, bo uważam, że wygranie czasówek daje mi gwarancje finału. Oczywiście staramy się też poprawić w pozostałych dwóch konkurencjach– opowiada wspinaczka.

 

Wbrew podejrzeniom przygotowania nie polegają na wyjazdach w skałki, ale godzinach spędzonych w siłowni i przy ścianie wspinaczkowej.

– Większość podbudowy robię na siłowni i potem przekładam to na standardową drogę. Natomiast bouldering i prowadzenie to jest wspinanie i jeszcze trochę wspinania. W tym momencie, gdy na igrzyskach jest trójbój, to oprócz tego że trenuję ok. 4-5 razy na siłowni i 3 razy na czasówce, to doszły mi jednostki związane z bulderingiem i prowadzeniem. Układanka była o tyle trudna, że nie chcieliśmy zrobić za dużo, bo zmęczenie narasta, a to prowadzi do kontuzji. Wszystko trzeba było mądrze rozplanować – opowiada rozmówczyni.

Aleksandra Mirosław jest absolwentką Politechniki Lubelskiej. W barwach tej uczelni zdobywała tytuł Akademickiej Mistrzyni Polski we wspinaczce sportowej na czas (2016 rok). Teraz zaocznie kontuje naukę na Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie, będąc na trzecim roku wychowania fizycznego.

– Pierwszy i drugi rok był dla mnie trudny, bo mieliśmy co weekend wyjazd do Warszawy, ale w wielu przypadkach widzimy przychylność wykładowców. Tak samo zresztą było na moich wcześniejszych studiach. Dobrym pomysłem jest stworzenie programu Narodowej Reprezentacji Polski, która daje dodatkowe godziny dydaktyczne. Wszystko jednak wymaga też dobrej organizacji, bo ja wiedziałam że do egzaminu mam tylko jedno podejście, a później wyjeżdżam na zawody i muszę zaliczyć – dodaje.

Igrzyska w Tokio to nie wierzchołek jej planów. Zawodniczka ma ułożony kalendarz najważniejszych startów do 2024 roku. Podczas igrzysk w Paryżu już ma nastąpić podział na wspinaczkę na czas i dwubój. We wrześniu prawdopodobnie uda się do Moskwy, gdzie odbędą się mistrzostwa świata.

Kwalifikacje we wspinaczce sportowej kobiet odbędą 4 sierpnia, a finałowa walka o olimpijski medal rozegrana zostanie dwa dni później.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: facebook.com/rudzinskaola

Jeszcze nie tak dawno temu brały udział w Akademickich Mistrzostwach Mistrzostwach Warszawy i Mazowsza w biegach przełajowych. Wkrótce polecą do Tokio, żeby wystąpić na największej sportowej arenie jaką są igrzyska olimpijskie.

Pięcioboistka Anna Maliszewska i maratonka Angelika Mach nie raz reprezentowały barwy swoich uczelni podczas zmagań akademickich. Obecnie przygotowują życiową formę podczas zgrupowania w popularnym szwajcarskim ośrodku Saint Moritz, na wysokości 1800 m n.p.m.

W przełajach bardzo dobrze radziła sobie studentka Szkoły Głównej Handlowej – Anna Maliszewska, która w pięcioboju nowoczesnym musi połączyć bieg na 3000 m ze strzelaniem. W sezonie 2012/13 radziła sobie bez pudła zwyciężając klasyfikację indywidualną w tym dwa rzuty z czterech rozegranych. Także w edycji 2017/2018, czyli już będąc już po swoim starcie na igrzyskach w Rio de Janeiro, dwukrotnie wygrała stołeczne akademickie przełaje. W listopadzie 2017 roku na terenie AWF uzyskała czas 12:55.

– Bardzo miło wspominam starty na AMWiM. Zwłaszcza na początku, w roku igrzysk olimpijskich w Londynie. Był to dla mnie dobry trening, ale też możliwość zdobycia punktów dla uczelni i spotkania się z innymi osobami. Na jednych zawodach startowałam nawet z Angeliką Mach, ale ona pewnie tego nie pamięta. Dlatego bardzo ucieszyłam się z tego, że ona również wywalczyła kwalifikację do Tokio. Uważam, że pogodzenie studiowania z uprawianiem sportu jest możliwe. Na mojej uczelni może nie miałam taryfy ulgowej, ale wiele osób starało mi się pomóc. Dobrym pomysłem było też stworzenie Narodowej Reprezentacji Akademickiej- powiedziała Anna Maliszewska, studentka kierunku menedżerskiego w SGH.

Przed spełnieniem marzeń wielu sportowców stoi też Angelika Mach, która zadebiutuje na igrzyskach olimpijskich. Biegaczka ma za sobą udany rok obfitujący w poprawę rekordów życiowych w półmaratonie (1:11:07) i w maratonie (2:27:48). To właśnie w tej ostatniej konkurencji wystąpić ma na igrzyskach i trudno uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno chciała zrezygnować z wyczynowego sportu.

Zawodniczka przez większość kariery sportowej związana jest z klubem AZS UMCS Lublin, jednak wykształcenie zdobywała na Uniwersytecie Warszawskim studiując m.in filologię rosyjską i slawistykę. Dla uniwerku startowała m.in. w Akademickich Mistrzostwach Warszawy, jak choćby podczas silnie obsadzonego biegu przełajowego w listopadzie 2014 roku. Angelika Mach wygrała na obiekcie AWF z czasem 9:05 i o sześć sekund pokonała na mecie drugą zawodniczkę. Dwa lata później na tym samym terenie znów wygrała AMWiMy z wynikiem 8:32.

– Oprócz tego, że był to dla mnie start kontrolny, to zawsze chciałam dobrze zaprezentować swoją uczelnie. Wiosną startowałam też w Akademickich Mistrzostwach Polski, które były przed samymi maratonami i był to dla mnie dobry sprawdzian formy. Biegałam też na bieżni na 1500 m i teraz nie żałuję, bo to mi pomogło w nabraniu szybkości, która też jest potrzebna w maratonie. Co do pogodzenia nauki i studiowania to jest to wyzwanie, ale trzeba chcieć. Na Uniwersytecie Warszawskim władze były mi przychylne i dawały możliwość trenowania i uprawianiu sportu – dodaje Angelika Mach, która nie może rozstać się z UW i jest już na trzecim kierunku (zarządzaniu).

Najlepszym przykładem na to, że Varsoviada może być prawdziwym przedsmakiem igrzysk olimpijskich jest pięcioboista Łukasz Gutkowski. W 2017 roku jako student Akademii Wychowania Fizycznego zwyciężył bieg przełajowy wśród pierwszoroczniaków (13:43), oraz był najlepszy w sztafecie pływackiej. W relacji z imprezy ambitny 19-latek deklarował, że walczy o igrzyska w Tokio i dopiął swego.

https://www.youtube.com/watch?v=80XR1gKm-_w

Za kilka lat zobaczymy, kto z obecnych uczestników rozgrywek akademickich wystartuje na największych arenach. Nie to jest jednak najważniejsze, w myśl zatartej nieco istoty igrzysk, mówiącej o tym że najważniejszy jest sam udział. Ligi środowiskowe dają niepowtarzalną szansę sprawdzenia się ramię w ramię z przyszłymi, a nawet obecnymi gwiazdami sportu.

Letnie Igrzyska Olimpijskie rozpoczną się 23 lipca. Bieg maratoński kobiet rozgrywany będzie 8 sierpnia w Sapporo, a pięciobój nowoczesny odbędzie się trzy dni wcześniej w Tokio.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: archiwum

Długie wymiany jak w programie Erasmus i gamę zagrań dających gema, można było zobaczyć podczas Akademickich Mistrzostw Warszawy i Mazowsza w tenisie. Turniej rozegrany został w sobotę 26 czerwca na terenie klubu Smecz. Spotkania odbywały się na czterech kortach ziemnych.

Turniej pań

W rywalizacji kobiet wystartowały cztery tenisistki z trzech uczelni, które grały w systemie każda z każdą. Łącznie rozegrano sześć spotkań, a niektóre pojedynki były bardzo zacięte i trwały ok. 1,5 godziny.

Doskonale radziła sobie reprezentantka Uniwersytetu Warszawskiego – Valeria Darashuk, która wygrała wszystkie swoje mecze i to bez straty seta. Pozostałe uczestniczki miały identyczny bilans, czyli 1 wygrana i 2 przegrane. O kolejności decydował więc stosunek setów i gemów.

– Poziom rywalizacji u pań był bardzo wysoki. Wszystkie startowały w AMP-ach, a dwie nawet finałach, co widać było na korcie – podsumował Maksymilian Czeczotko, koordynator zawodów.

Turniej męski

Za rakiety chwyciło 10 zawodników z pięciu uczelni. Na początek rozlosowano drabinkę turniejową w systemie brazylijskim, jak w siatkówce plażowej. Przez kilka godzin rozegrano 18 spotkań.

– Ponieważ parę spotkań się przedłużyło, więc finał i mecz o 3. miejsce były już toczone przy sztucznym oświetleniu. To jednak dodało wyjątkowej atmosfery. Całe zawody skończyliśmy po godzinie 23 – relacjonuje koordynator imprezy.

Mecz finałowy dostarczył najwięcej emocji. W walce o pierwsze miejsce Filip Olech z Uniwersytetu Warszawskiego spotkał się z Bartoszem Murachem z Politechniki Warszawskiej. Faworyt miał dużo problemów z wygraniem tego spotkania i dopiero super tie break rozstrzygnął o wyniku. Wygrał Filip Olech (6:3, 5:7,10:6). W meczu o 3. miejsce Maciej Stępień z WUM pokonał 2:0 (7:6,6:3) Krystiana Magosia z SGGW – zwycięzcę AMWiM w 2020 roku.

Na uczestników czekały medale i puchary, oraz gadżety od AZS Warszawa. Akademickie Mistrzostwa Warszawy i Mazowsza współfinansowane są ze środków m.st. Warszawa i Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu.

Autor: RZ/Maksymilian Czeczotko

Klasyfikacja indywidualna

1.Valeria Darashuk (UW)
2. Anna Wargocka (PW)
3. Zofia Mencwel (UW)
4. Daniela Anapryienka (SGGW)

Klasyfikacja indywidualna:

1. Filip Olech (UW)
2. Bartosz Murach (PW)
3. Maciej Stępień (WUM)
4. Krystian Magoś (SGGW)

Klasyfikacja drużynowa:

1. Politechnika Warszawska
2. Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego
3. Warszawski Uniwersytet Medyczny
4. Uniwersytet Warszawski
5. Wojkowa Akademia Techniczna

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Były mecze otwarcia i mecze o wszystko, a każde spotkanie było o honor. Wszystko to razem dało emocje większe niż podczas piłkarskiego Euro. Już po raz czwarty rozegrano Mistrzostwa Polski Młodzieżowych Ośrodków Socjoterapii.

Roczna przerwa w rozgrywkach spowodowana pandemią sprawiła, że podopieczni Młodzieżowych Ośrodków Socjoterapii zdążyli stęsknić się za efektownymi akcjami, pięknymi golami i tytułami. Świadczyć o tym może rekordowa liczba zgłoszonych 12 drużyn z całej Polski. Przez dwa dni na boisku przy ul. Osowskiej rozegrano łącznie 36 mecze. Niektóre ze spotkań młodzi gracze będą wspominać jeszcze na długo. Mottem mistrzostw Polski Młodzieżowych Ośrodków Socjoterapii było „Z MOS-u poprzez boisko do spełnienia marzeń”.

– Często sport daje możliwość powrotu na dobrą drogę, bo uczy przestrzegania zasad co można przełożyć na codzienne funkcjonowanie. Poprzez odpowiednią pracę wychowawców aktywność staje się też magnesem do tego, żeby funkcjonować w pewnych ramach. Do tego Ci młodzi ludzie czują się doceni, bo są w czymś dobrzy i mogą zaprezentować swoje talenty i reprezentować swoje środowisko. Mogą być z tego dumni, że nie startują tylko dla siebie, ale też dla innych – powiedział Leszek Roszczenko, koordynator zawodów.

Ostatecznie tytuł obroniła MOS Osowska, która po zaciętym finale pokonała w rzutach karnych MOS Wierzchowo Dworzec 4:3. W regulaminowym czasie gry wynoszącym 2×12 minut był remis 1:1. Trzeba przyznać, że gospodarze mistrzostw dobrze poradzili sobie z presją, bo awans do półfinału też dał im konkurs rzutów karnych.

Brązowy medal wywalczyła drużyna MOS nr 4 Łódź wygrywając z MOS Gołotczyna. Natomiast królem strzelców turnieju został Jakub Toruński z 10 golami w dorobku, a najlepszym zawodnikiem wybrano Konrada Kosowskiego. Obydwaj gracze reprezentują zwycięską drużynę MOS Osowska.

Kilka dni przed mistrzostwami Polski rozegrano pierwszą letnią edycję turnieju Dolna Cup z udziałem Młodzieżowych Ośrodku Wychowawczych. Na plac wyszło też kilka MOS-ów, dla których mógł być to sprawdzian przed czekającą rywalizacją o medale mistrzostw Polski. Spotkania odbywały się na boisku Warszawianki, a atmosfera była naprawdę gorąca.

Na Dolnej górą był MOW Gostchorz, który w finale pokonał 4:0 MOW Barska 4:0. Dobre trzecie miejsce zajęli gracze MOW Patriotów, którzy po ciekawym meczu wygrali z MOS Łomianki 5:3. Najważniejsze były jednak nie wyniki, ale wspólna rywalizacja i promowanie aktywnego trybu życia jako sposób na spędzania wolnego czasu.

Dodajmy, że podsumowanie Warszawskiej Ligi Piłki Nożnej Ośrodków Wychowawczych odbędzie się w środę przed meczem Polska – Szwecja.

Nie tylko wokół piłki nożnej świat się kręci. Udowodnili, to miłośnicy sportów siłowych, którzy mogli sprawdzić się podczas zawodów Strongman. Tym razem nie trzeba było przeciągać samolotów, ale podciągać na drążku, robić pompki, wiosłować na ergometrze, czy też wyciskać sztangę. Biceps aż rośnie od samego pisania o tych wyczynach. Do rywalizacji przystąpiło 20 atletów z siedmiu placówek jak MOW Dolna, MOW Gostchorz, MOS Zielonka, MOS Reymonta, MOS Radość, MOW Barska i MOW Wojnów. Najwięcej punktów po czterech konkurencja zgromadzili ostatni z wymienionych i odnieśli zwycięstwo.

Organizatorem wydarzeń był AZS Warszawa. Zawody współfinansowane są ze środków Ministerstwa Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu. Wydarzenia odbywają się dzięki zaangażowaniu wielu wychowawców i trenerów, którzy motywują młodzież do rozwijania pasji i talentów. Szczególne podziękowania należą się Sebastianowi Olejniczakowi (wychowawca MOW Dolna) i Andrzejowi Dąbkowi (MOS Osowska), za koordynacje poszczególnych rozgrywek sportowych.

Autor: Robert Zakrzewski
Foto: Organizator